Afekt. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Afekt - Remigiusz Mróz страница 11

Название: Afekt

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 9788366736245

isbn:

СКАЧАТЬ mruknął potwierdzająco.

      – Tyle że Explorera już nie ma, Microsoft porzucił go w…

      – Właśnie dlatego ta analogia jest trafiona.

      – Tak bardzo cię wkurwił?

      – Bardziej – odparła pod nosem, a potem odsunęła od siebie te myśli i spojrzała na Oryńskiego. – Ale ty niewiele mniej, Zordon.

      – A co ja zrobiłem?

      – Zełgałeś jak pies.

      – Kiedy?

      Położyła rękę na murku i kokieteryjnie się do niego nachyliła.

      – Mówiłeś, że nie widziałeś się z Aśkanną od dziesięciu lat, czyli od pogrzebu Kingi. A ona była całkiem mocno przekonana, że ostatnim razem spotkaliście się sześć lat temu.

      Kordian potarł czoło i się rozejrzał.

      – Skąd ta rozbieżność, frędzlu?

      Zanim zdążyli rozwinąć temat, oboje dostrzegli znajomą postać wychodzącą ze Skylight. Artur Żelazny trzymał w ręku kubek z Costy, nie miał krawata i sprawiał wrażenie, jakby postarzał się o kilka lat. Aktówka, którą niósł, wydawała się pusta.

      Podszedł do nich wolnym krokiem, zatrzymał się tuż przed nimi i pociągnął łyk kawy.

      – Może byśmy się przywitali? – rzucił.

      – Wal się – odparła Chyłka.

      Pokiwał głową i usiadł ma murku obok niej.

      – To powiem chociaż, że wyglądasz całkiem dobrze. Włosy odrastają, widzę… i fryzura aktualnie na księgową z PRL-u.

      – Żeby tobie tak odrosły jaja, Artur, to byłoby świetnie.

      Żelazny chrząknął z niezadowoleniem.

      – Przejdziemy do rzeczy? – spytał.

      Oryński podniósł się i stanął tak, by widzieć swojego dawnego szefa. Ostatnie wydarzenia wyraźnie odcisnęły na nim piętno i w tej chwili z pewnością balansował na granicy bankructwa. Mimo to spinki znów były na swoim miejscu.

      – Zacznij od wyjaśnienia, jakim cudem to akurat ty reprezentujesz kobietę, która oskarża naszego klienta – rzuciła Joanna.

      Artur wzruszył ramionami.

      – Zgłosiła się do mnie.

      – Więc to niby przypadek? – włączył się Kordian.

      – Na to wygląda.

      Chyłka i Oryński spojrzeli na siebie wymownie, a Żelazny postawił aktówkę przy murku.

      – W Warszawie jest ponad trzy tysiące adwokatów – odparował Kordian. – Trudno uwierzyć w taki zbieg okoliczności.

      – Wierzcie sobie, w co chcecie. Mnie na szczęście już nie musi to interesować.

      – To zainteresuj się tym, co grozi twojej klientce za zniesławienie – poradziła Joanna.

      Żelazny prychnął i upił łyk kawy.

      – Nie wystąpicie na drogę karną – zauważył. – Jeśli w ogóle zdążycie podjąć jakieś działania, to na cywilnej, żeby wystąpić o zabezpieczenie roszczenia. I od razu wam podpowiem, że to strata czasu, bo kiedy sędzia usłyszy, co mam do powiedzenia, niczego wam nie da.

      Żadne z prawników się nie odezwało. Na Emilii Plater długi rząd samochodów niespiesznie dojeżdżał do skrzyżowania, a na przystanku obok grupa ludzi właśnie wsiadała do autobusu zmierzającego w kierunku Świętokrzyskiej. Chyłka uwielbiała ten miejski gwar i zapach spalin wypełniający niewielką przestrzeń między gąszczem wieżowców.

      – Dobra, słuchaj – rzuciła. – Po pierwsze, nie masz żadnych dowodów. Po drugie, dziewczyna, która rzekomo została zgwałcona, nie żyje od dziesięciu lat. Po…

      – Po trzecie, mylisz się.

      – A co, zmartwychwstało jej się?

      Żelazny pozwolił sobie na zdawkowy uśmiech.

      – Nie – odparł spokojnie. – Ale Piechodzka ma dowody.

      – Niby jakie?

      – Przekonasz się, jak znajdą się w aktach sprawy.

      Chyłka przewróciła oczami.

      – Kurwa, Artur… – jęknęła. – Gdybyś był jeszcze trochę głupszy, to trzeba byłoby cię podlewać dwa razy w tygodniu.

      Żelazny przez moment sprawiał wrażenie, jakby miał zamiar odparować, ale nie bardzo wiedział jak.

      – Naprawdę wydaje ci się, że to łykniemy? – dodała Joanna. – Albo dajesz jakiś konkret, albo uznajemy, że nic nie masz, i idziemy na całość. Blefem niczego u mnie nie ugrasz.

      – Przedwczesnym pokazywaniem kart też nie.

      Miał oczywiście rację – ona na jego miejscu też zachowałaby dowody na zaś, gdyby faktycznie je miała. Nie było sensu przepychać się z nim w ten sposób. Przez te wszystkie lata poznali swoje zagrywki zbyt dobrze.

      – Ile chcesz? – zapytała Joanna.

      – Trzysta tysięcy.

      Kordian i Chyłka w jednym momencie prychnęli.

      – Pytam poważnie.

      – Tyle oczekuje moja klientka – odparł Artur. – I ani złotówki mniej.

      – Wierzy też w płaską Ziemię, globalny spisek masoński i reptilian? – zapytał Oryński. – Bo to mniej więcej ten sam poziom realności.

      – Szkoda czasu na przeciąganie liny, Artur – dodała Chyłka. – Wszyscy wiemy, że ty startujesz z trzystu tysięcy, my z okrągłego zera, a spotkamy się gdzieś…

      – Nie rozumiecie – uciął Żelazny i też podniósł się z murka. Rozejrzał się z pewną bezradnością, a potem wsunął ręce do kieszeni. – Sam próbowałem jej wytłumaczyć, że nigdy nie ugra tyle kasy.

      Joanna lekko zmarszczyła czoło.

      – Ale postawiła sprawę jasno: zgodzi się tylko na trzysta tysięcy. Nie dopuszcza negocjacji, nie przyjmuje w ogóle do wiadomości, że Halski mógłby zapłacić mniej.

      – Za groźby z drugiej ręki? – rzuciła pod nosem Chyłka. – Jak sobie to wyobraża? Będzie próbowała sprzedać mediom głodny kawałek o tym, że jej nieżyjąca przyjaciółka została zgwałcona przez Halskiego? СКАЧАТЬ