Afekt. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Afekt - Remigiusz Mróz страница 5

Название: Afekt

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 9788366736245

isbn:

СКАЧАТЬ nieco węzeł, a potem podeszła od okna wychodzącego na zachodnią część Woli. Gabinety po drugiej stronie budynku miały zapierający dech w piersiach widok, tutaj wprost przeciwnie – oko było można zawiesić zasadniczo tylko na kominie gazowni PGNiG i majaczących za nim blokach na Odolanach.

      – To dzięki takim jak on możesz dzisiaj wywalać kasę na nowego iPhone’a, który prawie niczym nie różni się od poprzedniego, a Klara Kabelis może popierdalać sobie po Smolnej z włosami w kolorze bubblegum róż.

      Oryński podrapał się po skroni.

      – Naprawdę go nie kojarzysz? – rzuciła Chyłka.

      – Niespecjalnie.

      – Ale co Paluch powiedział o Białasie, a Szpaku o Bedoesie w relacjach na Instagramie, to się orientujesz doskonale.

      Kordian stanął obok niej i posłał jej niepewne spojrzenie.

      – Kontroluję, co robisz w sieci, Zordon.

      – Oczywiście – mruknął.

      – Muszę trzymać rękę na pulsie. Jak tylko zaczniesz czytać o wychowywaniu dzieci, najlepszych wózkach, najmniej podrażniających pupkę niemowlęcia pieluszkach i tak dalej, zwijam się z tego związku.

      Oryński chrząknął niepewnie i obrócił się do niej.

      – Więc co z tym Halskim?

      – Nic. Chodzi o jego brata.

      Nabrała głęboko tchu, a potem zrelacjonowała mu całą rozmowę z Trzygłową Hydrą Moczarową i Mirkiem. Kordian słuchał z coraz większym niedowierzaniem, doskonale pamiętając jej solenne postanowienie, że nigdy nie wystąpi w obronie kogokolwiek oskarżonego o pedofilię.

      Kiedy skończyła, oparł się plecami o wysokie okno i zmrużył oczy.

      – Co ci nie pasuje? – rzuciła Chyłka.

      – Wszystko. Nie masz powodu, żeby bronić tego faceta.

      – Jedyne, czego nie mam, to wybór, Zordon.

      – Oj tam.

      Zerknęła na niego z rezerwą.

      – Gdybyś nie chciała, znalazłabyś sposób, żeby nie wziąć tej sprawy – zauważył. – A zamiast tego zgodziłaś się niemal natychmiast. O co chodzi?

      – O to, że dziewczyna najpewniej powtarza zagranie z Hauerem. Wykorzystuje coś, czego nie powinna, i pluje w twarz wszystkim prawdziwym ofiarom przemocy seksualnej. Nawet gorzej, niż robiła to Karaś.

      Kordian westchnął i też oparł się o szybę. Oboje przez moment wodzili wzrokiem po ascetycznym pokoju.

      – I to cię tak bulwersuje?

      – Jak widzisz.

      – Sama nigdy nie sięgnęłaś po podobne zagrania na sali sądowej?

      Obróciła do niego głowę, a potem machinalnie potarła bliznę na szyi.

      – Raz. Paręnaście lat temu – przyznała. – Broniłam chłopaka, który nie zasługiwał na to, żeby resztę życia spędzić w więzieniu. Jego dziewczyna skłamała, że została przez kogoś wykorzystana.

      – Tak czy inaczej, nie o to chodzi – odparł bez wahania Kordian. – Jego brat nie ma znaczenia, wysokie prawdopodobieństwo ściemy też nie. Obiecałaś sobie, że nie poprowadzisz nigdy takiej sprawy.

      – No.

      – Więc co się zmieniło?

      – Okoliczności.

      Znał ten ton doskonale i nawet bez patrzenia na Chyłkę mógł stwierdzić, że uśmiecha się pod nosem.

      – To znaczy? – zapytał.

      Joanna odsunęła sobie jego krzesło, a potem usiadła i wyłożyła nogi na biurku.

      – Cierpię tu na monachopsję, Zordon.

      – Na co?

      – Doskwiera mi subtelne, ale uporczywe i ustawiczne poczucie, że jestem nie na swoim miejscu.

      – To w ogóle prawdziwe słowo?

      Założyła ręce na karku i rzuciła mu krótkie spojrzenie.

      – Od kiedy je wypowiedziałam, tak – odparła. – Poza tym skup się na meritum.

      – Którym jest to, że…

      – Że nie mogę tu, kurwa, dłużej wytrzymać.

      Szybko uznał w duchu, że właściwie mógł sam sobie odpowiedzieć.

      – Chcę z powrotem do Skylight, do Costy, nawet do gabinetu tej nędznej kreatury międlącej spinki. W dupie mam wysokie biurowce i nową dzielnicę biznesową, wolę stare śmieci pod Patykiem.

      – Wiem, ale…

      – Od pewnego czasu układam pewien plan – ucięła.

      – To nie brzmi dobrze.

      – Dokładnie to samo sobie myślisz, kiedy rano dzwoni budzik. A on robi tylko to, do czego został stworzony.

      – Yhm…

      – Ja zostałam zaprojektowana do siania chaosu, Zordon.

      – Zdążyłem się już o tym…

      – I zamierzam go tutaj zaprowadzić – przerwała mu i wbiła nieruchomy wzrok w drzwi. – Nazwałam tę inicjatywę Generalplan.

      – O, świetnie. Hitlerowska terminologia z pewnością świadczy o tym, że to będzie wyjątkowo szlachetna misja.

      – To nie ma związku z nazizmem.

      – A jednak używasz niemieckiego tylko wtedy, kiedy chcesz niszczyć świat.

      Chyłka przewróciła oczami.

      – Zresztą na cokolwiek wpadłaś, nie zrobisz z tego miejsca drugiego Żelaznego & McVaya, nie ściągniesz tutaj Costy, no i Pałac Kultury wedle wszelkiego prawdopodobieństwa też się nie ruszy.

      – Nie to mam w planach.

      – A co?

      Szturchnęła go lekko łokciem i posłała mu uśmiech.

      – Zaprowadzimy tu taki burdel, że największe tąpnięcie w śląskich kopalniach będzie jak lekki wstrząs.

      – Znaczy?

      – Wszystko po kolei – odparła Joanna i podeszła do laptopa. Podniosła klapę, a potem wpisała w Google imię i nazwisko dziewczyny, СКАЧАТЬ