Название: Legion Nieśmiertelnych. Tom 3. Świat Postępu
Автор: B.V. Larson
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
isbn: 978-83-66375-60-4
isbn:
– Czy coś się stało, sir? – zapytałem, odkładając torbę.
Graves opuścił ramię. Wcześniej oglądał swojego stuka. Spojrzał na mnie ozięble.
– Ty mi powiedz, specjalisto – zażądał.
– Sir?
– Spóźniłeś się!
– Dopiero wszedłem na pokład, sir! Ostatnia barka z…
– Przestań pieprzyć, McGill! – warknął.
Zamilkłem. Zawsze trudno było wciskać kit Gravesowi. Wolałem zrezygnować, póki nie było za późno.
– Czekałem w koszarach przez ostatnią godzinę albo dwie. W końcu postanowiłem cię wytropić, używając twojego stuka. I wiesz, co się okazało?
– Yyy… urządziłem sobie wycieczkę, sir.
– Otóż to. Pogadałem z paroma ludźmi, których spotkałeś po drodze. Wiesz, co powiedzieli?
Stanąłem na baczność, zdając sobie sprawę, że nie jest to wizyta towarzyska.
– Mogę tylko zgadywać, sir.
– Powiedzieli mi, że namawiałeś do głosowania za utrzymaniem niezależności Legionu Varus. Czy to prawda, specjalisto?
– W pewnym sensie tak, sir.
– No właśnie… A wiesz, że wszyscy oficerowie legionu dostali wyraźny zakaz wywierania presji na żołnierzy w tej sprawie?
Spojrzałem na niego.
– Nie, sir. Nie wiedziałem o tym.
– Cóż, tak właśnie jest. Dlatego tu przyszedłem.
– Sir?
– Oby tak dalej, żołnierzu!
– Och… rozumiem, sir. Się robi.
Graves parsknął.
– Nie żebyś miał mnie posłuchać, gdybym kazał ci przestać…
– Głosowanie właściwie i tak się już skończyło, sir – powiedziałem. – Już prawie północ i straciliśmy dostęp do centrali.
Graves wyglądał na rozbawionego.
– Nie, specjalisto. Mylisz się. Cała ta sprawa jeszcze długo się nie skończy. A teraz wybacz. Muszę się oddalić, zanim twoje wariactwo mi się udzieli.
Życzył mi dobrej nocy i odmaszerował korytarzem, śmiejąc się pod nosem.
Kiedy kilka minut później zaległem na łóżku, oczy same mi się zamykały. Głosowanie się skończyło i byłem niemal pewien naszego zwycięstwa. A gdybyśmy przegrali? Cóż, pocieszałaby mnie świadomość, że dałem z siebie wszystko.
Zastanawiałem się, o co mogło chodzić Gravesowi, ale nie mogłem zgadnąć. Grunt, żebyśmy dokopali Turov.
***
Następnego ranka po śniadaniu wezwano nas na odprawę. Z ulgą stwierdziłem, że „Minotaur” wciąż znajduje się na orbicie. Martwiłem się, że nocą oddalimy się od Ziemi. Liczyłem, że zdążę jeszcze napisać do rodziców. Gdy wejdziemy w prędkość nadświetlną, wszelkie transmisje staną się niemożliwe.
Żołnierze z mojej jednostki stali na baczność na kwadratowym polu w przeznaczonym dla nas module. „Minotaur” był na tyle duży, żeby każda jednostka miała własny moduł. Oczywiście wszystkie moduły były połączone, ustawione jeden na drugim jak walizki w czymś, co musiało być pojedynczą, ogromną ładownią. Jednak dla nas, maleńkich ludzi, stanowiły wygodną przestrzeń życiową. W każdym module znalazły się kwatery sypialne, sala ćwiczeń i mesa. Teraz byliśmy na sali ćwiczeń i oczekiwaliśmy na rozpoczęcie odprawy.
Centurion Graves wmaszerował przez boczne drzwi punktualnie o siódmej. Zabrzmiała wojskowa muzyka. Rozpoznałem ją – to był hymn Hegemonii. Niektórzy żołnierze zaczęli buczeć, jednak weterani przywołali ich do porządku.
Na przeciwległej ścianie pomieszczenia zamigotała twarz. Obraz miał pewnie z dziesięć metrów wysokości. Oblicze należało do samej imperator Turov.
– O kurde – powiedział Carlos, stojący obok mnie. – Ten pieprzyk na jej czole jest szeroki na jakieś pół metra!
– Może napiszesz jej o tym? – zaproponowałem.
Turov wyglądała na spiętą i nachmurzoną. Odczekała chwilę, zanim przemówiła. Wiedziałem, że nas nie widzi, bo na pewno patrzyła w obiektyw kamery. Mimo to, gdy tak spoglądała z góry ogromnymi oczami, aż się zimno robiło.
– Koledzy i koleżanki legioniści! – zaczęła, a jej głos dudnił nad nami. – Jak wielu z was już wie, zostałam przeniesiona do Hegemonii. Poprosiłam o możliwość, aby ten jeden ostatni raz zwrócić się do mojej kohorty Legionu Varus.
Carlos trącił mnie łokciem. Oczy aż mu błyszczały z podniecenia.
– Nareszcie pozbyliśmy się tej starej raszpli! – szepnął.
Odepchnąłem go i spoglądałem z niepokojem na Turov. Byłem pewien, że ma jakiś powód, żeby robić ten cyrk.
– Wasza nowa misja rozpocznie się dzisiaj – powiedziała wielka twarz. – Wyruszycie za kilka godzin i wrócicie dopiero za rok.
Wśród zgromadzonych rozbrzmiały chóralne jęki niezadowolenia.
– Ponieważ głosowanie przeprowadzone zeszłej nocy skończyło się niepowodzeniem – ciągnęła Turov – Legion Varus nie stanie się częścią Hegemonii. Właśnie z tej przyczyny Centralne Dowództwo jest zdania, że należy niezwłocznie wysłać was z misją na Tau Ceti. Będziecie tam pełnić służbę w pocztach sztandarowych miejscowej arystokracji. Jak już wspomniałam, okres waszego kontraktu to jeden standardowy rok.
Wypowiadała te słowa z emfazą i domyśliłem się, że zdawała sobie sprawę, jak bardzo ubodą one każdego żołnierza. Zwykle nasze misje nie trwały jednorazowo dłużej niż sześć miesięcy. Cały rok… nie będzie łatwo. Co gorsza, Tau Ceti było śmiertelnie nudnym miejscem. Służyło za skład kupiecki oraz centralną izbę rozliczeniową dla towarów z dwudziestu układów gwiezdnych. Większość zdobyczy techniki wysyłanych na Ziemię była filtrowana przez Tau Ceti.
Choć ziemscy legioniści często służyli tam jako ochroniarze bogatych kupieckich książąt, chcących szpanować przed sobą nawzajem, taka służba nie była czymś, o czym warto pisać w listach do domu. W praktyce Legion Varus miał zostać na lodzie.
– Legion Varus zmieni Legion Germanica – mówiła dalej Turov. – Nastąpi dwutygodniowy okres przejściowy, po którym Germanica wróci do domu na pokładzie „Minotaura”.
СКАЧАТЬ