Название: Legion Nieśmiertelnych. Tom 3. Świat Postępu
Автор: B.V. Larson
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
isbn: 978-83-66375-60-4
isbn:
Potem Harris zacisnął usta i zamilkł. Widziałem, że nie było mu z tym łatwo.
– McGill – kontynuował Graves – w tym wypadku muszę się zgodzić z oceną weterana Harrisa. Nie kupuję tych bzdur o problemach z bronią. Działała idealnie i przed ćwiczeniami, i po nich. Za każdym razem, tylko nie wtedy, gdy była w twoich rękach.
– A zatem, sir, chciałbym przywołać ogólną zasadę, którą kierują się ciężkozbrojni bombardierzy podczas walki. Dowódcy wydają rozkazy, ale to my mamy zająć się szczegółami technicznymi, dokładając najlepszych starań i działając według osobistego osądu. Moje działania podyktowane były właśnie takim osądem. I choć rozumiem, że dla niektórych moje decyzje mogą wydawać się… nietrafione, to uważam końcowe wyniki za pozytywne.
– Nie wykonywałeś rozkazów! – nie wytrzymał Harris. – Do jasnej cholery, wiesz dobrze, że…
Graves ponownie uciszył go gestem.
– McGill, połowa ciężkozbrojnych przygotowujących zasadzkę została podczas ćwiczeń zabita przez patrol nieprzyjaciela. A przede wszystkim rekruci przedostali się do ściany na drugim końcu sali, odnosząc zdecydowane zwycięstwo w rozgrywce. Jak można uznać taki wynik za, jak to ująłeś, „pozytywny”?
– Rzeczywiście, sir, moja strona nie zdołała powstrzymać nieprzyjaciela. Jednak to tylko jeden punkt widzenia. Prawdziwym celem misji było przeszkolenie żołnierzy, żeby nabyli doświadczenia bojowego jeszcze przed pierwszą prawdziwą bitwą. Sądzę, że dzięki mojemu podejściu udało się to osiągnąć.
Graves zmarszczył lekko brwi.
– Zechcesz rozwinąć tę myśl?
– Oficer dowodząca nieprzyjacielskim lekkozbrojnym oddziałem podczas tej ćwiczebnej wymiany ognia słabo odegrała swoją rolę. Wiedziała, co ma się stać. Nie rozmieściła odpowiednio swoich ludzi ani nie wydała im żadnych rozkazów, które poprawiłyby ich szanse. Zamiast tego trzymała się z tyłu i w ogóle im nie przewodziła. Gdyby prowadziła zespół do walki, dokładając najlepszych starań, być może również ponieślibyśmy porażkę, ale przynajmniej walka byłaby sprawiedliwa i wyrównana.
Harrisowi znowu puściły nerwy.
– Do diabła, przecież w tym wszystkim chodzi o to, żeby rekruci przegrali! Mają zostać zmasakrowani! Dostać solidną szkołę i wykształcić u siebie strach przed ostrą amunicją, zanim wyjdą na pole bitwy gdzieś w kosmosie. Usiłujesz obejść techniki szkoleniowe Legionu Varus? Tak to sobie wymyśliłeś? Jesteś lepiej obeznany niż twoi oficerowie? Ja…
– Chwileczkę, Harris – wtrącił się Graves. – McGill, wytłumacz się.
– Nie uważam, by to ćwiczenie było dobrze zaplanowane – oznajmiłem – Jeśli jego celem jest szkolenie obu stron, to moja modyfikacja pozwoliła osiągnąć ten cel. Jeśli mam być szczery, to sądzę, że obie strony skorzystały na dzisiejszych działaniach. Ocalali rekruci dostali zastrzyk morale. A ich dowódca nauczył się czegoś nowego. Być może następnym razem ta pani podejdzie do ćwiczeń poważnie, zamiast obijać się i pozwalać, by jej żołnierze szli na rzeź. Może spróbuje wygrać i pozostać przy życiu?
Harris mało się nie zapluł z pogardy, jednak nie wypowiedział żadnych słyszalnych słów. Graves patrzył na mnie ze zmarszczonym czołem i myślał nad czymś intensywnie. W końcu się odezwał:
– McGill, weteran Harris był twoim dowódcą podczas ćwiczeń. Miałeś obowiązek wykonywać jego rozkazy. Bez względu na twoje skargi na oficera przeciwników weteran Harris kierował się lepszą strategią. Ponieważ zignorowałeś jego rozkazy, wasza strona poniosła klęskę. Ponieważ jednak nie walczyliście z prawdziwym nieprzyjacielem, za swój błąd nie zostaniesz zdegradowany ani ukarany w żaden inny sposób. Nie wpiszę ci go do akt. Jednak i tak słono za niego zapłacisz.
– Tak jest! – odparłem. – Ekhm… a jak zapłacę?
– McGill, z przykrością informuję, że usuwam cię z rejestru osób do awansu. Do dzisiaj znajdowałeś się na mojej krótkiej liście kandydatów na weterana.
– Że co?! – zapytał Harris, najwyraźniej oszołomiony.
Graves zmroził go spojrzeniem.
– Otóż to – kontynuował. – Jestem zmuszony cofnąć moją rekomendację. Kto pajacuje, ten nie awansuje. Zrozumiano, specjalisto?
Przeszedł mnie dreszcz. Weteran? Ja?! Tak szybki awans należał do rzadkości. W większości przypadków nawet międzygwiezdny żołnierz musiał dobrze się sprawić po pierwszym werbunku i zostać powołany do czynnej służby po raz drugi, aby liczyć na wyższą rangę. Na wieść, że rozważano mój awans i że zaprzepaściłem szansę, przeżyłem ciężki szok.
Graves nadal patrzył na mnie i zdałem sobie sprawę, że oczekuje na jakąś odpowiedź.
– Tak jest! – powiedziałem. – Racja. Zrozumiałem, sir.
– Dobrze.
Zachowywałem pokerową twarz, lecz w głowie miałem mętlik. Czy powinienem się stawiać? Czy wygłupiłem się, nie trzymając się scenariusza? Czy w ogóle chciałem być weteranem? Na żadne z tych pytań nie byłem w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
– Centurionie… – zagadnął weteran Harris, pochylając się do przodu – chciałbym później pomówić z panem na osobności. Czy mógłbym na to liczyć?
– Odmawiam – odparł natychmiast Graves. – Z góry wiem, co zamierzasz powiedzieć, Harris.
– Sir, po prostu nie rozumiem, jak mógł pan…
– Weteranie – uciął Graves – zgłosiłeś swoje uwagi. Twój raport został wzięty pod uwagę i uważnie rozpatrzony. Specjalista McGill otrzymał reprymendę i dotkliwą karę. Sądzę, że powinieneś się tym zadowolić i dać sobie spokój.
– Tak jest!
– Możecie się rozejść.
Harris i ja wyszliśmy razem z gabinetu centuriona. Byłem mocno skołowany. Harris chyba też.
Odwrócił się do mnie z wyrazem dzikiej wściekłości na twarzy.
– Postawię sprawę jasno, McGill – powiedział. – Nie obchodzi mnie, co się stanie. Nie obchodzi mnie, na jaki debilny pomysł wpadnie wierchuszka, jeśli chodzi o awanse. Nigdy nie będę ci salutował!
Nie byłem pewien, co o tym myśleć, ale facet zaczynał już działać mi na nerwy. Trudno zachować zimną krew, kiedy ktoś wiecznie się na tobie wyżywa.
– Weteranie Harris – zacząłem – pamięta pan dzień, kiedy się poznaliśmy? Przyszedłem do Izby Werbunkowej i to pan osobiście namówił mnie, żebym wstąpił do Legionu Varus.
– Jak mógłbym zapomnieć? Nie ma godziny, żebym nie żałował tamtego dnia!
– A СКАЧАТЬ