Название: Miłość czyni dobrym
Автор: Katarzyna Bonda
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Классические детективы
Серия: Wiara, Nadzieja, Miłość
isbn: 978-83-287-1553-0
isbn:
– Lub fałszywy! – Daniel podniósł głos. – Bo to pani imputuje?
– W żadnym razie tego nie zakładałam. Konstantina znam od siedemnastu lat, często poleca nam kontrahentów. Nasza współpraca jest owocna. Nie śmiałabym…
– Dość! – Daniel wstał, zabrał czek Ottona i wymaszerował z sali. – Żegnam.
Za nim, w ukłonach i z przepraszającymi pomrukami, podążyli Otto i Dieter.
– Ten wasz notariusz zawalił sprawę – skwitował Skalski, kiedy Niemcy dołączyli do niego przed wejściem do budynku. Byli bardzo zdziwieni, bo na jego twarzy nie było już śladu gniewu. – Na waszym miejscu żądałbym odszkodowania. Ta baba chce nas naciągnąć.
– Chciała tylko sto marek – zaczął Dieter. – Za paliwo płaciłem dziś więcej.
– Nie dam tej Heldze ani grosza! – Daniel znów się uniósł.
– I co teraz?
– Musimy znaleźć inny bank.
– Ale Konstantin polecił nas tutaj.
Daniel już ich nie słuchał. Kiwnął na Nikolaya, który zaparkował po drugiej stronie ulicy, ale na znak Daniela złamał wszystkie przepisy i po chwili był już pod wejściem, gdzie trwała rozmowa.
– Niki? – zwrócił się Daniel do kierowcy.
Nikolay natychmiast wysiadł z wozu.
– Tak, szefie.
Daniel sięgnął do wewnętrznej marynarki i podał mu foliową torebkę zamykaną na zapięcie strunowe.
– To dla ciebie. Pojedziemy do Berlina.
Mężczyzna wziął podarunek i pytająco zerknął na pozostałych.
– Co się gapisz? To twoje honorarium. Ja zawsze dotrzymuję słowa. Twój pryncypał wyjaśni ci, ile wart jest brylant.
Otto i Dieter spoglądali na Daniela jak na szaleńca.
– Mówiłem, że nie idzie o pieniądze – nafuczył się Daniel i znów zwrócił się do Rosjanina. – Dobrze schowaj, bo to wiele warte. Przyda ci się na emeryturze. Wysoka czystość i wzorowy szlif.
A następnie wsiadł na tylne siedzenie, otworzył szybę.
– Liczę, że zajmiecie się panem Dammem. Jeśli on nie dźwiga sprawy, potrzebujemy kogoś innego. Nie tak się umawialiśmy, panowie. Ten czas uważam za stracony.
Stali na chodniku, zupełnie skołowani. Wreszcie Otto odchrząknął.
– Mój czek.
– Trzeba go sprawdzić – rzucił niedbale Daniel. – Zawiozę go do Berlina i sam to zrobię. Nie pozwolę się tak traktować. Możecie przekazać Wolfowi, że nie wiem, kiedy wrócę. Nie jestem zadowolony z jego usług.
Dał znak Nikolayowi, by ruszał.
Kiedy samochód zniknął za zakrętem, Dieter odezwał się pierwszy.
– On ma nasz czek i gotówkę, Otto.
– Wiem.
– I breitlinga.
– To tylko dobra podróbka.
– Nikolay ma brylant.
– Zauważyłem.
– Przeciągnął chłopaka na swoją stronę. A może od początku był podstawiony?
– To możliwe.
– Nie chciał zapłacić stu marek. – Dieter niebezpiecznie podnosił głos, aż wreszcie zakończył dyszkantem: – Nawet kawę i hot dogi musiałem mu postawić. Coś tu śmierdzi. Czy tylko mnie tak się wydaje?
Otto przyjrzał się szwagrowi.
– Tobie się wydaje? Czyżbyś stracił swój odwieczny optymizm, Dieter? To apokalipsa! Miazga! Mogiła!
– Myślisz, że ten brylant jest prawdziwy?
– Nie wiem, ale jeśli czek nie jest, nie dostaniemy kredytu, a umowa z Dammem nie jest korzystna. Dobrze, że nie podarowałem tej mendzie sygnetu na rubinie. Byłbym w plecy kolejne cztery tysiące.
– Co? – Procesor w mózgu Dietera działał znacznie wolniej niż u Ottona. – Chcesz powiedzieć, że ten gnój nas okradł, a my i tak będziemy spłacać Damma?
– Podpisaliśmy umowę pożyczki. To umowa notarialna.
– Nie będę płacił za coś, czego nie dostałem! – krzyknął wojowniczo Dieter, aż przechodnie obejrzeli się za nim i szybko oddalili. – Bierz rusków Nikolaya, trzeba tym błaznem potrząsnąć!
– A jak go znajdziemy? Wiesz może, gdzie mieszka ten polski księciunio?
– Wolf będzie wiedział.
– Jeśli nie odbierze telefonu, leżymy. Nie wiemy nawet, czy nazywa się tak, jak mówił. Ani jeden, ani drugi. Na policję przecież nie pójdziesz. Co powiemy?
– Masz kopię tego czeku. Możemy sprawdzić numery.
Otto uśmiechnął się blado.
– On ma kopię. Ja mam oryginał.
Dieter rozpromienił się.
– To już jest coś. Zawsze w ciebie wierzyłem.
Warszawa, Polska, wiosna 2016
– To twoja wina. Zawsze na wszystko jej pozwalałeś – wyszeptała ze złością Zoriana Szwarc.
Chodziła tam i z powrotem, od okna do drzwi, co jakiś czas rzucając kąśliwą uwagę pod adresem męża. Jerzy milczał. Zacisnął dłonie na poręczach krzesła i wpatrywał się w puste biurko detektywa. Zoriana jeszcze chwilę mamrotała pod nosem przekleństwa, aż w końcu znów się rozpłakała.
– A jeśli nie znajdą jej na czas i przyjdzie nowy atak? Nigdy sobie nie wybaczę.
Mąż wstał, chwycił kobietę za ramiona, unieruchomił. Zoriana natychmiast wtuliła się w niego i załkała cicho.
– Wszystko będzie dobrze – pocieszał. – To najlepszy detektyw w kraju.
– Tyle każe sobie płacić, że chyba i na świecie.
Wybrzmiał brzęczyk, a po chwili do pomieszczenia wszedł krępy, brzuchaty mężczyzna z pieczołowicie wypracowaną fryzurą. СКАЧАТЬ