Miłość czyni dobrym. Katarzyna Bonda
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miłość czyni dobrym - Katarzyna Bonda страница 29

Название: Miłość czyni dobrym

Автор: Katarzyna Bonda

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия: Wiara, Nadzieja, Miłość

isbn: 978-83-287-1553-0

isbn:

СКАЧАТЬ chciała zresztą nikomu się zwierzać, ale wiedziała, że jest to dobry omen i jeden z ważniejszych momentów w jej życiu. Mieszkała w tym mieście od dziecka, jaśminowy żywopłot był zapewne starszy niż Wolfgang Matensky, jej zmarły ojciec, ale motyle nigdy nie podrywały się z krzaków jaśminu. Dotarło do niej, że to ten zapach czuła w swoim śnie, a refleksja połączyła się z głębokim postanowieniem, które wypływało wprost z serca, choć rozum zaprzeczał i ostrzegał. Wiedziała, że się nie podda i cokolwiek się wydarzy, jej obowiązkiem jest ratować męża. Nie była pewna, czy powinna dać Gary’emu kolejną szansę. Nie obchodziło jej, czy jeszcze ją kocha, dlaczego zdradził, porzucił ani czy kiedykolwiek będą razem, choć bardzo tęskniła i nie chciałaby, żeby Bruno wzrastał bez ojca, ale w tej jednej chwili zrozumiała, dlaczego Gary wtedy skłamał. Nie powiedział prawdy, żeby ją chronić, i to na razie jej wystarczało.

      Liczyła, że matka wyszła już do pracy, bo musiała zadzwonić w kilka miejsc, a nie życzyła sobie mieć świadka tych rozmów. Nie zamierzała wracać dziś do Mülheim, choćby Wolf miał jej nie zapłacić i grozić konsekwencjami. Do załatwienia miała coś o wiele ważniejszego. Potrzebowała przeciągnąć na swoją stronę największego wroga, choćby kosztowało ją to resztkę godności, której do niedawna tak starała się bronić. Niepotrzebnie.

      Kiedy Yanek zapukał do drzwi rodzinnego domu, Bruno już spał, a Gertrud kończyła smażyć mięso. Posadziła brata przy kuchennym stole, wstawiła wodę na herbatę.

      – Dlaczego nie powiedziałaś o Polaku?

      – Dlaczego nie powiedziałeś, że czeki są dla niego?

      – Nie dla niego.

      – Dla Wolfa, a to to samo.

      Postawiła przed bratem talerz kopytek ze sznyclem, obok dostawiła miseczkę z zasmażaną kapustą, a z lodówki wyjęła piwo.

      – Myślisz, że tym mnie kupisz?

      – A nie? – prychnęła bez uśmiechu. – Jedz, pogadamy poważnie.

      Yanek chwycił sztućce. Odkrawał wielkie kawały i łykał je, niemal nie przeżuwając. Gertrud patrzyła na to obojętnie. Bawiła się solniczką.

      – Nie chcę ratować Gary’ego – powiedziała, kiedy Yanek opróżnił w połowie talerz. – Mam gdzieś, co się z nim stanie.

      – Ta, pewnie.

      – Naprawdę.

      – Już to słyszałem. Kilka razy.

      – Muszę zadbać o dziecko. Chcę się z tego wymiksować. Tak całkiem.

      Yanek odłożył widelec. Podniósł pusty kufel, odstawił. Gertrud bez słowa przyniosła następną puszkę i powoli przelewała ją do naczynia, aż piana zawisła nad szkłem jak świąteczna czapka.

      – Z czego zamierzasz żyć?

      – Nie wiem. Ty mi powiedz.

      Roześmiał się szyderczo.

      – Od kiedy to jestem twoim tatą?

      – A ja twoją mamusią?

      Zacisnął usta.

      – Nagle postanowiłaś być uczciwa? Nie będziesz się kurwić, kraść, wkręcać frajerów?

      Gertrud jakby nie usłyszała.

      – Fajnie mieć dwie matki – kontynuowała poprzedni wątek. – Jedna do uwielbiania, druga do roboty. Od roboty jestem ja. Za to nigdy nie jestem dość dobra. Mam wiosłować za wszystkich. Pierdolę to.

      Odetchnął z ulgą, że siostra będzie się tylko żaliła. Po jej telefonie bał się, że to jakaś poważniejsza kwestia.

      – Do brzegu.

      – Potrzebuję dwóch czeków z dobrą kwotą, żeby ten Polak je dla mnie zrealizował.

      – To chyba już ustaliliśmy.

      Gertrud spojrzała na talerz Yanka.

      – Już nie chcesz?

      Nie czekając na odpowiedź, przyciągnęła do siebie niedojedzoną porcję kopytek z mięsem, a potem upiła z jego kufla. W pierwszej chwili mężczyzna był zszokowany – on stosował ten sposób na przekraczanie granic. Gertrud za wszelką cenę starała się zachować rozluźnioną twarz. Udawała spokojną, ale naczynia trzymała tak mocno, aż zbielały jej palce.

      – Żeby je zrealizował i wpadł – dodała bez uśmiechu. – Podaj mi nowe sztućce.

      Yanek wstał niechętnie. Podszedł do szuflady. Odwrócił się.

      – Co kombinujesz?

      – Nic na tym nie stracisz. Oni nawet nie wiedzą, że my się znamy.

      – I tak ma pozostać.

      Podał jej widelec.

      – Nie będę szarpała tego zębami. Nie jestem psem. Nóż z piłką – poleciła. – Więc czeki muszą być trzy, z czego dwa sklonowane. Oznakuj je.

      – To za proste. Zorientują się.

      – Sama zadbam o złożenie felernego. I nie pytaj mnie jak, bo ci nie powiem.

      – Dieter? – odgadł.

      Zbyt dobrze ją znał.

      Potwierdziła.

      – Dolę z zegarka ci oddam, jeśli dostanę komplet papierów na nazwisko Tarima Kamberet. Wszystko jedno, jaki kraj, ale miejsce urodzenia Francja. Reszta danych niech będzie prawdziwa.

      – Idiotyczne nazwisko. Od razu wiadomo, że ściema.

      – Tarima Kamberet – powtórzyła. – Zapiszę ci, bo szkoda blankietów. Prawo jazdy, paszport, karty identyfikacyjne. Ma być komplet dobrej lewizny.

      – Jak zamierzasz to zrobić? To jakaś mrzonka! – Yanek kręcił głową. Źle sobie radził z nową odsłoną niepodległej siostrzyczki. Zaatakował: – Nie będę się zajmował twoim bachorem, jak pójdziesz siedzieć!

      – Nigdy nie powierzyłabym ci swojego dziecka – syknęła. – Pogadam z mamą. Poza papierami nic od ciebie nie chcę. Jeszcze zarobisz.

      – Nie uciekniesz.

      – Chcę spróbować.

      – Gary się pojawi i zaraz do niego polecisz. Pójdziecie do łóżka i będzie stara piosenka.

      – W branży wszyscy tak myślą – przyznała. – Dlatego się uda.

      Dalej mówiła spokojnie, ale próbując naśladować sposób mówienia brata:

      – Bo Gertrud to cwaniara, ale СКАЧАТЬ