Miłość czyni dobrym. Katarzyna Bonda
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miłość czyni dobrym - Katarzyna Bonda страница 25

Название: Miłość czyni dobrym

Автор: Katarzyna Bonda

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия: Wiara, Nadzieja, Miłość

isbn: 978-83-287-1553-0

isbn:

СКАЧАТЬ Wolfem udawał, że brakuje mu słów. – Pozwolisz?

      Nie wyszła. Nie ruszyła się na milimetr.

      – Zabierz swoje rzeczy – powiedziała twardo. – Wszystkie.

      Bardzo powoli wciągał pogniecione spodnie, wkładał koszulę, a kiedy zapinał guzik po guziku, patrzył na nią wyzywająco.

      – Wiesz, kiedy się złościsz, stajesz się całkiem ładna.

      Twarz Carli przypominała teraz kolorem grzebień rozjuszonego koguta.

      – Nie przedłużaj. To nic nie da.

      – Kiedy to prawda. Bo normalnie straszny z ciebie harpagon.

      W tym momencie w drzwiach pojawił się Vaanat. Położył dłoń na ramieniu Carli i wyprowadził ją do korytarza. Przytulił.

      – Oddychaj – szepnął, nie zwracając uwagi na krzywy uśmieszek Daniela. – To twoja projekcja ojca. Nie daj się sprowokować. Jesteś przestrzenią, w której się to dzieje.

      Daniel zawiązywał buty, zapinał swoją torbę. Kiedy wychodził, spojrzał na Carlę i rzekł miękko, aksamitnie:

      – Pożałujesz tego. Myślę, że już żałujesz.

      Kobieta była w takim szoku, że nawet nie zauważyła, kiedy Daniel wsunął swoją torbę pod stół.

      Spacerował uliczkami Hamburga, aż się ściemniło. Co jakiś czas siadał w kawiarni, otwierał gazetę i udawał, że czyta. Tylko raz zamówił kawę, a kiedy ją wypił, podszedł do kontuaru i wszczął awanturę, że była kwaśna. Nie dał się przejednać, groził zgłoszeniem do biura konsumentów i dopiero kiedy menedżer zaproponował, że zaserwują mu w ramach rekompensaty obiad, uspokoił się. Do posiłku zażyczył sobie kieliszek najlepszego wina z karty, choć kelnerka rozpłakała się, że sprzedają je tylko na butelki i będzie musiała pokryć koszt z własnej kieszeni, wyznał, że jest testerem kulinarnym przewodnika Michelin, ale dziś nie przebywa w mieście służbowo i jest tylko przejazdem. Skończyło się tak, że grillo wypili razem, a po zakończonej zmianie dziewczyna zaprosiła Daniela do siebie. Zgodził się, bo i tak nie miał dokąd pójść, a na dworze było zimno. Początkowo planował spędzić u niej noc, ale kiedy dziewczyna zasnęła, wyplątał się z jej objęć, opróżnił lodówkę z jedzenia oraz portfel z banknotów, po czym się ulotnił. Moniaków nie brał, by nie brzęczały mu w kieszeniach, w razie gdyby go gonili. Po drodze wstąpił na pocztę i nadał telegram do Wolfa: „Wujek Otto zachorował. Konieczna opieka. Zapłaciłem lekarzowi 300 DM, żeby go natychmiast zbadał. Stan się pogarsza. Przyjedź jak najprędzej”.

      Hamburg, Niemcy, listopad 1998

      Tylko Słowo

      Tylko Wiara

      Tylko Łaska

      Tylko Chrystus

      Tylko Chwała Bogu

      Eryk Szaja zwany Śpiewakiem wyłącznie z nudów czytał plakaty wiszące nad biurkiem pastora Masady. Za biurkiem siedział Yanek i wertował przywiezione przez łodzianina falsyfikaty. Podświetlał ultrafioletem książeczki czekowe banku TSB, gładził obligacje skarbowe FED, wyszukując zgrubień, pieścił brzegi obligacji Złotej Kolei Stanów Zjednoczonych, analizował nitki i podpisy na gwarancjach bankowych wydanych przez HSBC. Czynił to z taką czułością, z jaką kochająca matka wita dzieci, kiedy wracają z kolonii. Jego twarz, zwykle zaciśnięta złością, wprost promieniała.

      – Cacuszka – mlaskał z zachwytu. – Moje małe jagódki.

      – To dzieła sztuki, zgodzę się, ale nie żadne owoce – obruszył się Śpiewak całkiem poważnie przerażony, że Yanek zacznie całować papiery.

      Z trudem znosił infantylizm stałego kontrahenta. Było tak niemal zawsze, ale dziś Yanek przechodził samego siebie i wcale nie zwracał uwagi na pogardliwe spojrzenia biz­nesmena.

      Siedzieli w biurze pastora dobrą godzinę, a Śpiewak nadal nie zdjął kurtki ani nakrycia głowy, bo – jak twierdził – przewiało go na promie. Jakim cudem z Łodzi do Hamburga jechał przez Holandię, tego Yanek nie wiedział i nie zamierzał się dopytywać. Wierzył, że zbyt duża dawka wiedzy o przestępstwach innych zaszkodzi mu w razie aresztowania. Cieszył się, że ma w rękach zamówiony towar i że jest on najlepszej jakości.

      – Dobra robota, panie Szaja. – Odłożył szkło powiększające.

      – Jestem tylko kurierem, ale przekażę chłopcom, że jagódki okazały się słodkie. – Śpiewak skromnie spuścił głowę i ściągnął kaszkiet.

      Na jego łysej jak kolano glacy widniały trzy ogromne brodawki w kolorze purpury. Przypominały egzotyczne grzyby, jakie Indianie zjadali, by wejść w inny wymiar świadomości. Yanek wprawdzie widział to zjawisko już kilka razy, ale i tak ścisnęło go w żołądku. Wolałby, żeby Śpiewak włożył czapkę. Niestety, nie zapowiadało się na to, a co gorsza, Szaja postanowił rozpiąć kurtkę. Na szyi miał podobne, choć mniejsze wykwity. Jemu samemu to nie przeszkadzało, traktował je wręcz z dumą, jak niektórzy – tatuaże. Yanek słyszał mnóstwo opinii, czym w istocie są zmiany na ciele Śpiewaka, ale żadna nie wydała mu się wystarczająco wiarygodna. Nie odważył się pytać, choć bardzo go interesowało, czy Śpiewak poza prostytutkami miewa jakieś kobiety. Gertrud wspominała, że bywał w Handelshof, lecz zawsze się tak układało, że Yanka tam wtedy nie było.

      – Ludzie Taty robili najlepszą lewiznę, bo dokręcał im śrubę, ale i godziwie płacił – rozgadał się Śpiewak. – Co z tego, jak po aresztowaniach arcymistrzowie musieli zejść do podziemia. Wielu z nich klepie dziś biedę. Papieru mają sporo, tylko się boją sprzedawać. Mówi się, że prokuratorzy zrobili listę tych dokumentów, bo Tato miał wszystko skatalogowane, i tylko czekają na ich wypłynięcie.

      – Jak ich przekonałeś?

      – Gotówką. – Biznesmen wzruszył ramionami. – Powiedziałem, że to dla mnie i będę je realizował za granicą.

      – A gdzie oni chcieli to puszczać?

      – W kraju. Gdzie indziej?

      – Durnie. Który polski bank przyjmie dokumenty FED bez sprawdzenia? To byłby samobój! Żaden administrator tak nie zaryzykuje.

      – Kwestia dobrej legendy i właściwego człowieka na stołku. Sam swego czasu moc takich puściłem. Inaczej nie miałbym szwalni.

      – Dobrze idzie?

      – Chujowo.

      – Stawka bez zmian?

      – Trzydzieści patyków – potwierdził Śpiewak. – Plus koszty transportu przez Holandię.

      – Mowa było o dwudziestu, to raz – nastroszył się Yanek. – A dwa, gówno mnie obchodzą Niderlandy, antypody i inne twoje geszefty. Nie będę za nie płacił.

      – Składałem coś w banku ARN, ale tylko dlatego, że prom miał СКАЧАТЬ