Miłość czyni dobrym. Katarzyna Bonda
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miłość czyni dobrym - Katarzyna Bonda страница 16

Название: Miłość czyni dobrym

Автор: Katarzyna Bonda

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия: Wiara, Nadzieja, Miłość

isbn: 978-83-287-1553-0

isbn:

СКАЧАТЬ spojrzenia z Dieterem, który uśmiechnął się chytrze i bez słowa wszedł do toalety. Otto zaś trzęsącymi się dłońmi otrzepał ubranie, po czym z niechęcią włożył nadpalony sweter.

      Igy Wolf nie był mężczyzną przystojnym, ale miał w sobie urok, któremu niewielu potrafiło się oprzeć. Nieprawdopodobnie wysoki i chudy, jakby stworzony do noszenia fraka, który aktualnie miał na sobie, choć nie minęła trzynasta. Kiedy był zadowolony, podkręcał cienki wąsik, a zadowolony był nieustannie. Wyglądał jak wycięty z filmu z epoki. W jednej dłoni trzymał melonik, w drugiej – laskę z kościaną rączką, na której – jak mówiono – wyrzeźbiono masońskie symbole. Nikt nie wiedział, co znaczą i czy w ogóle się tam znajdują, bo Wolf nie wypuszczał jej z dłoni. Tylko żonie, w domu, pozwalał odwieszać laskę na stojak. Tak w każdym razie opowiadano. Carla zwracała się do męża Ignacy, bliscy nazywali go Igy, a reszta mówiła po prostu Wolf. Stalowe oczy polski emigrant skrywał za ciemnymi okularami. Nigdy ich nie zdejmował. Był ślepy. Ale ta drobna niedoskonałość nie przeszkadzała mu w robieniu interesów. Jego rolą było łączenie ludzi, poznawanie ich ze sobą i przygotowywanie gruntu. Strony chętnie płaciły mu prowizję od zysków, bo Wolf był skuteczny, a przez swoje kalectwo wypracował szósty zmysł. W każdym razie niektórzy w to wierzyli.

      – Czyżby palił pan kompromitujące dokumenty? – rzekł zamiast powitania niewidomy dandys i dyskretnie wysunął laseczkę, by sprawdzić, czy przestrzeń wokół jest bezpieczna do wykonania kolejnego kroku. Znalazł oparcie krzes­ła, na którym przed chwilą siedział Dieter.

      – Jeszcze ciepłe. Czy jesteśmy sami?

      Zaskoczony Otto wpatrywał się w ślepca i czuł to ulgę, to niepokój. Sam nie wiedział, czy to, że Wolf nie widzi, przyniesie mu korzyść czy pecha. Do tej pory rozmawiali wyłącznie przez telefon.

      – Będę czekała w samochodzie, kochanie – padło z korytarzyka.

      – Dziękuję, skarbie.

      Dopiero teraz Otto dostrzegł nieładną szatynkę w pistacjowym kostiumie: końska twarz, wyłupiaste, zbyt szeroko rozstawione oczy, a przy tym długie, gęste włosy i ekstrawagancki ubiór, który miał za zadanie sprowokować postronnych do zachwytu nad jej oryginalnością. Skłoniła się złotnikowi z dystynkcją i dodała po francusku:

      – Von Hochberg już wyruszył. Mam go zabawić rozmową? Ile czasu potrzebujecie?

      – Niech Daniel od razu wchodzi – zadecydował Wolf.

      Kobieta opuściła pomieszczenie, a Nikolay zamknął za nią drzwi.

      Otto wpatrywał się w gościa wciąż zszokowany, a ślepiec jakby to wyczuł, bo roześmiał się nieprzyjemnie.

      – To nie jest zaraźliwe. Uszy mam sprawne, panie Klemke. Możemy rozmawiać otwarcie.

      Otto odchrząknął, rozsiadł się wygodniej i podrapał po brodzie. Widząc, że Wolf nie reaguje, poczuł się nagle swobodny. Otworzył pudełko, w którym znajdował się breitling, i zaczął się nim bawić. Założył na przegub, by dodać sobie animuszu.

      – Nowe cacuszko? – Wolf się uśmiechnął.

      Otto się spłoszył. Choć Wolf siedział nieruchomo, złotnik miał nieodparte wrażenie, że jest obserwowany. Nie mógł pozbyć się myśli, że te okulary to atrapa.

      – Słyszę tykanie – wyjaśnił Wolf. – Wyjął pan zegarek z etui. Jest wykonane z miękkiej materii, ale zawiasy są stare. Żałuję, że nie mogę go podziwiać. Zawsze lubiłem ładne rzeczy. Kiedyś handlowałem biżuterią, jak pan.

      – Doprawdy jest to rzecz wyjątkowa – potwierdził Otto. – Podobnie jak pańskie zdolności.

      – Honorarium nie podlega negocjacjom. Nie musi pan mi czapkować, ale z Danielem możesz pan coś ugrać – facet jest pod ścianą. W Polsce prowadzi procedurę spadkową o majątek Hochberga, a do tego wspólnicy wycyckali go z zarządu Barclays Banku. Ten deal jest dla niego kluczowy. Jeśli do końca tygodnia nie znajdzie bankiera, który przyjmie złoto jako gwarancję i wyda decyzję o kredycie, wypadnie z interesu z królem popu. Słyszał pan o parku rozrywki Michaela Jacksona w Warszawie? Daniel realizuje to na zlecenie pewnych Francuzów, niestety są trudności z ziemią. Polacy nie chcą sprzedać lotniska. Dlatego potrzebne jest zabezpieczenie. Daniel zdecydował się zastawić swoje złoto. To znaczy nie jest jego, tylko Shalimar Agendy, arabskiej księżniczki z Abu Zabi, której majątku nasz przyjaciel jest dysponentem. Sam pan rozumie, jak wielkie znaczenie ma tutaj czas. Zwłaszcza że poza tym Daniel ma na biegu trzy inne interesy wymagające podróży do Genewy oraz Monako.

      – O jakiej ilości mówimy?

      – Dziewięć ton.

      Otto zagwizdał, a w tej samej chwili z łazienki dobiegł ich szelest, a potem jazgot spadającej wody i syk zakręcanego kurka.

      – Rury szwankują – pośpieszył z wyjaśnieniem złotnik.

      Pośrednik siedział spokojnie, wyraźnie znudzony. Podkręcał tylko wąsa i bawił się laseczką.

      – Jeśli doprowadzimy transakcję do końca, zrobisz pan remont albo znajdziesz lepszy lokal – skomentował znudzony.

      – Czyje to złoto? Ale tak naprawdę, panie Wolf. Nie musi mi pan mydlić oczu. Kradzione?

      – W żadnym razie. Tak jak powiedziałem, tej arabskiej księżniczki. Daniel zarządza trustem Muhameda Rafika Hartiki, szejka z Emiratów. To jej ojciec. Daniel obiecał, że zabezpieczy złoto w Europie. To oczywiście powiązane jest z inną inwestycją, która jest w toku. Jeśli będzie chciał, opowie panu osobiście. Ja, niestety, nie jestem upoważniony i zresztą nie chcę wiedzieć. Nie do końca znam terminologię. Trudno się w tym połapać.

      – Czy to złoto jest czyste?

      – Najczystsze.

      – W sensie podatkowym.

      – Panama.

      Otto odchrząknął. Był zadowolony.

      – Zanim uruchomię swoje kontakty, chciałbym je zobaczyć.

      Wolf stuknął laską o podłogę, otrzepał niewidoczne pyłki z kolana. Wreszcie poprawił okulary, choć nie poruszał się, więc i one nie mogły zmienić pozycji.

      – To musi być piękny widok – zaczął i urwał. – Zazdroszczę panu tej możliwości. Rzecz w tym, panie Klemke, że ono nie przyjedzie tutaj statkiem ani pociągiem. Nawet Daniel go nie widział. Miałem pana za poważnego inwestora – zganił złotnika jak dziecko. – To tylko jeden dokument. Daniel ma go ze sobą, jak mniemam.

      – Dokument? – zdziwił się złotnik. – W sensie kawałek papieru?

      – Kartka z hologramami, nitkami i perforacjami, czy jak je tam zabezpieczają. Zwykły papier, lecz wart czterysta pięćdziesiąt milionów dolarów. Po dzisiejszym kursie, rzecz jasna.

      Otto z trudem zachowywał spokój. Sam nie wiedział, co myśleć. Bliżej mu było do przegonienia ślepca z biura niż do radości. Wszystko to wydawało się arcypodejrzane.

      – СКАЧАТЬ