Miłość czyni dobrym. Katarzyna Bonda
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miłość czyni dobrym - Katarzyna Bonda страница 15

Название: Miłość czyni dobrym

Автор: Katarzyna Bonda

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия: Wiara, Nadzieja, Miłość

isbn: 978-83-287-1553-0

isbn:

СКАЧАТЬ Za siódemkę to ja ci puszczę cały mój zakład – zaśmiał się Otto. – I dołożę audi. Z garażem.

      Dieter pojął wreszcie, że Otto mu nie wierzy. Pieczołowicie owinął pudełko aksamitem, a potem schował do swojej brudnej torby. Wyjął z niej saszetkę ze złotymi bransoletkami.

      – Skoro cię nie stać, opchnę gdzie indziej. Za to trzy setki.

      Zapadła cisza. Otto rzucił okiem na złoty złom.

      – Dwieście pięćdziesiąt.

      – Dobra – zgodził się natychmiast Dieter. – Ale pomożesz mi dojść do Yanka.

      – Chyba nie pójdziesz do tego bandyty? Nie z moim towarem!

      – Breitling jest mój – zaznaczył twardo Dieter. – A ty chcesz mnie ograbić.

      – To jest falsyfikat – upierał się Otto.

      – Dureń jesteś. Wiadomo, że ten fant jest gorący i trzeba będzie kasę zamrozić na lata, a klienta poszukać w innej sferze niż nasza, ale miałem cię za łebskiego gościa. Za kogoś, kto inwestuje, myśli trochę o przyszłości. Skoro tak, może Yanek albo Nikolay mi pomogą. Z pewnością poznają się na breitlingu i znajdą mi właściwego kupca, bo ty gówno wiesz o tych sprawach – zakończył tyradę ze zbolałą miną.

      Otto pierwszy raz widział Dietera tak urażonego. W gruncie rzeczy był to człowiek dobrotliwy, łagodny, i może też dlatego nikt nigdy nie podejrzewał go o to, że poza warsztatem samochodowym, który prowadził, zajmuje się również inną działalnością. Znali się tyle lat i razem klepali biedę. No i łączyła ich trwoga przed Harriet, a to wiele znaczy. Nikt obcy tego nie pojmie. To jak wspięcie się wspólnie na wielką górę lub przepłynięcie oceanu. Fakt, że żaden z nich nigdy nie podróżował. Bo i po co? A przede wszystkim za co?

      – Kto ci go przyniósł?

      – Gertrud.

      – Dziewczyna Yanka?

      – Słyszałem, że nigdy ze sobą nie byli.

      Otto baczniej przyjrzał się szwagrowi.

      – To bandzior. Jego ojca odstrzelili w Polsce w wojnie gangów.

      – Prowadzi interesy. Tak samo jak my, ale ma lepsze kontakty i handluje papierami, nie szmelcem.

      Otto chwycił się za głowę.

      – Radzę ci, nie wchodź w drogę temu synowi polskiego gangstera. Słyszałem, że ma z Gertrud dziecko.

      – To nie jego. Syn Gertrud urodził się w Londynie. Jego ojciec siedzi. Gary French się nazywa. To Anglik albo Szkot. Jeden pies. Dzieciak nazywa się po angielsku, tylko zapomniałem jak.

      – Widzę, że jesteś z tą Gertrud bliżej, niż sądziłem.

      – Czasem się widujemy. – Dieter odwrócił głowę. A potem wysyczał wojowniczo: – Nieodpłatnie! Mylisz się co do niej. Życie jej nieźle dokopało. To dobra dziewczyna.

      Otto opuścił ręce zrezygnowany.

      – Skoro zależy jej na prowizji, sama mogła przyjść z tym do mnie.

      – Za rubiny zapłaciłeś połowę. Też wmawiałeś, że są trefne. Obaj wiemy, ile były warte. Może i mnie chcesz oszwabić?

      Otto poddał się. Miał dość swoich problemów. Nie będzie przecież pouczał pięćdziesięcioletniego faceta, że kurwa zawsze pozostanie kurwą. Bo ten styl życia się wybiera i nikt nie zmusi kobiety, by się sprzedawała, jeśli ona sama w tym nie zasmakuje. Dieter jakby czytał w myślach szwagra, bo dodał z wyrzutem:

      – A poza tym w Baden-Baden była krupierką, nie dziwką.

      Otto wiedział o Gertrud nieco więcej, ale nie chciał rozwijać tematu, by nie ranić przyjaciela. Zresztą nie miał pewności. Słyszał tylko plotki.

      – Zostaw – mruknął. – Przyjrzę się temu sikorowi.

      Mierzyli się chwilę wzrokiem. Wreszcie Dieter wyjął zawiniątko. Otto znów otworzył pudełko.

      – Ciekawe, kto go przyniósł Gertrud.

      – Nie wiem. Ale nie Yanek. Prosiła mnie o dyskrecję. Zwłaszcza jeśli chodzi o niego.

      – I ty chcesz mu zanieść sikora w zębach? Jaki sens?

      – Najpierw przychodzę do ciebie, tak?

      Otto udał, że nie słyszy wyrzutu. Im byli starsi, tym więcej cech Harriet dostrzegał u Dietera. Nie miał już siły go uświadamiać, ale musiał. Kochał go przecież jak brata. I byli kumplami.

      – Więc to bardziej niż pewne, że sikor jest lewy. Choć powtarzam ci raz jeszcze, podróbka przednia.

      Dieter pogrzebał w torbie i położył przed Ottonem cienki papier. Wydął wargi z triumfem. Otto ledwie rzucił okiem.

      – To po francusku. Pewnie do innego modelu.

      Obrócił kartkę. Były na niej wykresy gemmologiczne. Czytał długo. A im bardziej pogrążał się w lekturze, tym lepiej rozumiał, że Dieter prawdopodobnie się nie myli. Ten zegarek, jeśli faktycznie jest oryginalny, wart jest nie dziesięć, ale sto tysięcy. Gdyby go dobrze sprzedał, starczyłoby dla Wolfa i dla nich obydwóch na nowe życie. Przeżegnał się w duchu, bo tak naprawdę był człowiekiem wierzącym. Tylko wrodzony pesymizm nakazywał mu nie cieszyć się przedwcześnie.

      – I co? – nie wytrzymał Dieter.

      – Na razie nic. – Otto za wszelką cenę starał się zachować spokój. – Nawet nie wiem, czy chodzi.

      Ale Dieter znał szwagra lepiej niż Harriet i znów nabrał nadziei.

      – Jesteśmy bogaci? Powiedz, że tak! Prawdziwy? – I już rozciągał twarz w uśmiechu, do czego Otto nie mógł dopuścić, więc nakręcił zegarek i odburknął:

      – Wróć wieczorem. Za chwilę mam spotkanie.

      – Resztę będziesz oglądał?

      – Później – zbył go Otto. – Dieter, naprawdę zmywaj się. Nie chcę, żeby ktoś cię zobaczył. To bankierzy.

      – Starasz się o kredyt?

      – Mam coś na oku.

      Dieter zerknął na breitlinga, a potem przeniósł wzrok na Ottona. Szwagier coś ukrywał. Dieter bardzo chciał wiedzieć, co knuje.

      – Wstydzisz się mnie?

      – Nie bądź śmieszny.

      – Gdyby nie ja, już dawno musiałbyś zamknąć ten kram. Jeszcze będziesz tego żałował – pogroził szwagrowi i z typową dla siebie flegmą zaczął СКАЧАТЬ