Obietnica. Ewa Pirce
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Obietnica - Ewa Pirce страница 4

Название: Obietnica

Автор: Ewa Pirce

Издательство: PDW

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 9788378898153

isbn:

СКАЧАТЬ chcę telefonu, chcę ciebie, Bri! – załkał żałośnie.

      W tym momencie miałem ochotę porzucić swoje cele i zostać z domu, by tylko uszczęśliwić mojego małego braciszka. Ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić, jeśli chciałem, by nasze życie się poprawiło. Na dłuższą metę takie rozwiązanie było najlepsze.

      – Wiesz co? Mam pomysł. – Podszedłem do torby, rozsunąłem ją i wyciągnąłem z niej czarną bluzę, którą kupiłem sobie za pierwsze zarobione pieniądze. – Masz. – Podałem mu ją.

      – Dajesz mi swoją ulubioną bluzę? – zapytał z niedowierzaniem.

      – Tak. Jeśli poczujesz, że musisz się do mnie przytulić, albo będziesz się czegoś bał, po prostu ją włóż. Strach i smutek od razu odejdą.

      Niewielki uśmiech pojawił się na jego ustach.

      – Dziękuję, Bri – wyjąkał, przyciągając do siebie czarny materiał.

      Dźwięk klaksonu przerwał naszą rozmowę. Wziąłem głęboki wdech i pochyliłem się nad Astonem, żeby po raz ostatni pocałować czubek jego głowy.

      – Muszę już iść. Kocham cię, braciszku. Zawsze i najbardziej – wyszeptałem, walcząc z naporem łez, które zalegały pod moimi powiekami.

      – A ja kocham ciebie, zawsze i najbardziej. – Raz jeszcze objął mnie mocno swoimi małymi rączkami. – Bardzo cię kocham, Bri – powtórzył, a z mojego oka stoczyła się łza. Nie chcąc, by to zobaczył, chwyciłem z podłogi torbę i nie oglądając się za siebie, wybiegłem na zewnątrz.

      Szybkim krokiem podszedłem do samochodu pani Donovan i wsunąłem się na miejsce pasażera, wpierw wrzucając torbę na tylne siedzenie nissana.

      – Gotowy na wspaniałą przygodę, Brianie? – zapytała kobieta, posyłając mi ciepły, pełen dumy uśmiech.

      – Jak nigdy dotąd – powiedziałem z taką pewnością, na jaką było mnie w tej chwili stać, zapatrzony w zdezelowany stary dom i małego chłopca stojącego na schodach w sięgającej ziemi bluzie. Przełknąłem łzy i strach, szykując miejsce na siłę i determinację. – Gotowy jak nigdy dotąd – dodałem bardziej stanowczo i odwróciłem wzrok od rozdzierającego serce widoku.

      – No to ruszajmy. – Pani Donovan odpaliła silnik i wyjechała z podjazdu, kierując się w stronę stacji kolejowej, skąd za pół godziny miał odjechać pociąg do mojego nowego, miejmy nadzieję, lepszego życia.

      PUNKT

      2

      Down – Jason Walker

      Obecnie

      Całym moim życiem rządziła jedna myśl: zemścić się na skurwielu, który zniszczył moją rodzinę. Wreszcie nastał ten wielki moment. Coś, do czego dążyłem przez szmat czasu, miało dojść do skutku. Poświęciłem wszystko, by wreszcie móc skosztować smaku zwycięstwa, które było teraz na wyciągnięcie ręki. Lata gnębienia przez rozpuszczone, bogate dzieciaki, dla których byłem jedynie plamą na śnieżnobiałych koszulach, w końcu miały zostać wynagrodzone. Lata poniżania i płaszczenia się przed pełnymi pychy snobami tylko po to, by osiągnąć zamierzony cel – zostać jednym z nich.

      Udało mi się. Byłem kimś, przed kim ludzie czuli respekt, kimś, kto stawia warunki i żąda, a nie tym, który wykonuje polecenia. Poświęciłem temu najpiękniejsze lata życia, ale się opłaciło. Za niespełna rok miałem stać się potęgą. Potęgą, która zmiecie z powierzchni ziemi tych, przez których musiałem tyle przejść, i odpłaci im ze zdwojoną siłą. Teraz nadchodzi moja era i spełni się obietnica złożona lata temu nad grobem rodziców. Po trupach do celu – to zasada, której hołduję.

      – Przepraszam, że przeszkadzam, Brianie, ale jest tutaj pan Andrews. – Moment zadumy przerwał mi dochodzący z interkomu głos sekretarki.

      – Dziękuję, Marg, wpuść go – odpowiedziałem, poprawiając się w fotelu.

      Po chwili rozległo się pukanie i drzwi z oszronionego szkła, które oddzielały mój gabinet od reszty świata, ostrożnie się otworzyły. Stanęła w nich starsza kobieta z burzą srebrnych loków, jej twarz rozjaśniał promienny uśmiech. Zza pleców Margaret wyłoniła się chuda postać Jerry’ego Andrewsa, trzymającego w dłoniach grubą teczkę.

      – Witam, panie Wild – rzekł swoim donośnym barytonem i pochyliwszy głowę przed sekretarką, wszedł do gabinetu.

      Kobieta wycofała się, zostawiając nas samych. Zmierzyłem Andrewsa surowym wzrokiem, demonstracyjnie patrząc na zegarek.

      – Dwadzieścia minut – warknąłem i przechwyciłem jego spojrzenie.

      W jego oczach czaił się strach, który potęgował moje podniecenie. Żywiłem się nim, rosnąc w siłę, którą kumulowałem w sobie, by wykorzystać, gdy nadejdzie odpowiedni moment. Już dawno nauczyłem się, że to, co dla innych jest słabością, dla mnie staje się siłą.

      – Proszę wybaczyć, ale na Times Square zdarzył się wypadek. Korek mnie zablokował. Wiem, jak bardzo pan nie lubi braku punktualności, ale to naprawdę nie było ode mnie zależne – kajał się. Nawet z tej odległości widziałem krystalizujące się na jego czole krople potu.

      Zmrużyłem oczy, przyglądając się mu w skupieniu. Pozwalałem, by jego lęk rozrastał się niczym bluszcz oplatający mury domu, w którym niegdyś mieszkałem.

      – Naucz się jednego, Andrews. – Oparłem się wygodnie i złożyłem ręce na udach. – W moim słowniku nie ma takich słów jak „nie było ode mnie zależne” – wysyczałem. – Wszystko na tym pieprzonym świecie zależy od nas. „Nie mogę”, „nie dam rady”, „nie umiem” to tylko wymówki osób, które nie chcą, które są zbyt leniwe i bojaźliwe, by zawalczyć. Uważasz, że osiągnąłbym to, co mam teraz, gdybym na każdym kroku się poddawał i nie parł do przodu mimo niepowodzeń i przeciwności losu?

      – Nie, proszę pana. Oczywiście, że nie. To się więcej nie powtórzy – zapewnił.

      – Oczywiście, że się nie powtórzy, ponieważ zostawisz to, co dla mnie masz, zdasz mi szczegółowe sprawozdanie, a potem wyniesiesz się z mojej firmy i nigdy więcej tu nie wrócisz. – Nawet nie drgnęła mi powieka.

      Jego oczy rozszerzyły się w szoku.

      – Ale, panie Wild… to moje pierwsze potknięcie. – Wił się pod moim spojrzeniem, a ja napawałem się zapachem jego strachu. – Nigdy pana nie zawiodłem i przysięgam, że to się więcej nie powtórzy. Proszę mnie nie skreślać, proszę dać mi szansę na poprawę. – Jego twarz przybrała błagalny wyraz. Niemal zrobiło mi się go żal. Niemal.

      – Miałeś ją, Andrews, ale nie wykorzystałeś. Nie poniżaj się, zachowaj resztki godności. Ja nie daję drugich szans, nie stać mnie na to. Mój czas jest cenny, a ty mi go kradniesz. Okradając mnie z niego, to tak jakbyś okradał mnie z pieniędzy. Mów, co masz do powiedzenia, resztą zajmie się Margaret. – Przyszpilałem go wzrokiem, czekając na próbę walki. Ale po mowie ciała wiedziałem, że nie zamierza jej podjąć. СКАЧАТЬ