Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick страница 4

Название: Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość

Автор: Jane Harvey-Berrick

Издательство: PDW

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 9788378897484

isbn:

СКАЧАТЬ boleśnie na kolana i ocierając sobie ręce. Gość z Kolczykiem nawet nie zwolnił kroku, nie wspominając o udzieleniu jakiejkolwiek pomocy. Musiał słyszeć jej krzyk, a mimo to totalnie ją zignorował i odszedł w mrok.

      Obolała i upokorzona Lisanne pozbierała książki z podłogi, przeklinając w myślach czarnowłosego chłopaka, przez którego zdekoncentrowała się z tak fatalnym skutkiem.

      Następnego ranka wygramoliła się z łóżka zdecydowanie za wcześnie jak na kogoś, kto nie planował wstawać przed pierwszą po południu. Miała odrapane dłonie, a kolana pokrywały granatowo-czarne sińce. Ale co gorsza, czuła się posiniaczona w środku. Jak mógł ją tak po prostu zignorować, gdy zrobiła sobie krzywdę? Wiedziała, że sama pomogłaby nieznajomemu, który potknąłby się i rozpłaszczył na ziemi. Co z niego za człowiek?

      Z pewnością nie zamierzała poszukiwać odpowiedzi na to pytanie.

      – Za wcześnie – wyjęczała Kirsty. – I kto, do diabła, pozwolił robotnikom naprawiać ulice pod akademikiem w poniedziałek rano?

      Lisanne wyjrzała przez okno. Żadnych robotników. Kirsty musiała słyszeć dudnienie we własnej głowie.

      Lisanne przewróciła oczami, ale gdy zobaczyła współlokatorkę powaloną kacem pierwszej kategorii, na jej twarz mimowolnie wypłynął pełen współczucia uśmiech.

      – Wygląda na to, że miałaś przyjemną noc.

      Kirsty z trudem oparła się o wezgłowie łóżka i opatuliła kołdrą.

      – Żałuj, że nie przyszłaś, Lisanne, było ekstra. Nasze podrobione dowody spisały się znakomicie. Shawna piła szoty tequili, totalnie się uwaliła.

      Lisanne nie zdołała powstrzymać uśmiechu satysfakcji.

      – A ty co robiłaś? – zapytała z zaciekawieniem Kirsty.

      – Niewiele. Uczyłam się.

      Nie potrafiła się zmusić, by opowiedzieć o fatalnej przygodzie w bibliotece, czy też raczej na schodach biblioteki. A już na pewno nie zamierzała wspominać o udziale Gościa z Kolczykiem w całej historii. Cóż, nie było się czym chwalić.

      Kirsty stęknęła z boleścią, na co i Lisanne odruchowo skrzywiła się z bólu. Raz zdarzyło się jej upić i nie wspominała tego dobrze. Było to na weselu kuzyna i chciała o tym jak najszybciej zapomnieć. Na zawsze. Zwłaszcza moment, w którym zwymiotowała na swoją nową sukienkę.

      Wyjęła z maleńkiej lodówki butelkę wody i położyła ją na szafce nocnej Kirsty wraz z dwiema aspirynami.

      – Ratujesz mi życie – wystękała Kirsty, sięgając po tabletki.

      Spojrzała na otwierającą drzwi pokoju Lisanne.

      – A ty dokąd?

      – Na zajęcia! – rzuciła Lisanne, unosząc brew.

      – Okej, widzimy się później? Idziemy dziś do włoskiej knajpy.

      – Nie, dzięki. Mam sporo roboty – wymówiła się Lisanne. – Na razie.

      Kirsty jęknęła i niemrawo pomachała na pożegnanie.

      Kiedy Lisanne stanęła przed budynkiem, straciła pewność, czy podjęła właściwą decyzję. Przygryzła wargę i jeszcze raz spojrzała na ulotkę. Tak, adres na pewno był poprawny, ale miejsce nie wyglądało na takie, do którego miałaby ochotę wejść bez uzbrojonego ochroniarza. Pierwszym słowem, jakie przyszło jej na myśl, było „odrażające”. Drugim – „zapuszczone”. Kolejnymi – „podejrzane” i „straszne”. I wreszcie: „speluna”. Nawet z zewnątrz czuła smród zwietrzałego piwa, a na całej klatce schodowej walały się niedopałki papierosów. Przynajmniej na dworze było jeszcze widno. Nie, żeby ludzie w środku mieli tego świadomość, bo szyby od strony ulicy zamalowano na czarno.

      Poczuła wstręt, zauważyła, że spociły się jej dłonie i że wyciera je w nowe dżinsy. To był jednak zły pomysł. Powinna wracać do akademika, zanim zrobi z siebie jeszcze większą kretynkę.

      I właśnie zdołała przekonać samą siebie do zwrotu w tył, gdy nagle otworzyły się żelazne drzwi budynku. Wyjrzał zza nich na nią największy mężczyzna, jakiego w życiu widziała. Kurde, ależ był ogromny. Odniosła wrażenie, że gdyby chciał, mógłby zmiażdżyć jej żebra jedną ręką. Miał łysą bądź ogoloną czaszkę, a jego ramiona i kark szczelnie pokrywały tatuaże.

      Uśmiechnął się, a Lisanne automatycznie wykonała kilka kroków w tył.

      – Cześć, dziewczyno, przyszłaś na przesłuchanie?

      – Yyy, tak – odparła niepewnie.

      – No to wchodź, skarbie.

      Bardzo chciała odmówić. Odwrócić się i uciec. Ale z jakiegoś powodu stopy odmówiły jej posłuszeństwa. Wielki mężczyzna nie odrywał od niej wzroku, wzięła więc głęboki oddech i weszła do środka. Żałowała, że nie zostawiła komuś wiadomości, gdzie się wybiera. Przynajmniej wiedzieliby, gdzie szukać jej zmaltretowanych zwłok. Pomyślała, że może jej komórka ma namierzanie satelitarne. Może powinna ukryć ją gdzieś na terenie klubu…

      – Tędy, skarbie.

      Gigant poprowadził ją w trzewia budynku. Bure ściany nasiąknięte były smrodem potu i mocnych alkoholi, a może alkoholi wypoconych przez masę wyginających się tam co weekend w tańcu ciał.

      W środku paliło się przytłumione światło, a do przypominającego katakumby labiryntu pomieszczeń nie wpuszczano promieni słońca. Lisanne próbowała sobie wmówić, że te plamy na podłodze to przecież nie może być krew.

      Chwilę później usłyszała echo czyjego śmiechu. Radosnego, beztroskiego – nie brzmiało to jak śmiech seryjnego mordercy. Niespodziewanie poczuła, że jej ciało nieco się rozluźnia.

      Skupiła wzrok, aby przebić się przez wszechobecną ciemność i dojrzała grupkę mężczyzn stojących na niewielkiej scenie. Spojrzeli na nią równocześnie i nagle wszelkie śmiechy ucichły.

      – Kolejna owieczka na rzeź – powiedział niski głos i kilku mężczyzn cicho parsknęło.

      Lisanne przełknęła ślinę, wyprostowała się i odważnie postawiła krok naprzód, choć jej ściśnięty żołądek przeczył pozornej śmiałości.

      Mężczyźni patrzyli na nią z rozbawieniem, ale pomimo groźnego wyglądu nie zachowywali się nieprzyjaźnie. Wtem wryło ją w ziemię, zauważyła bowiem, że siedzi wśród nich Gość z Kolczykiem w Brwi. Dlaczego, dlaczego musi tu być i oglądać jej kolejne upokorzenie? Patrzył na nią jak na obcą osobę i Lisanne poczuła się głupio, że w ogóle przeszło jej przez myśl, że może ją poznać, albo chociaż pamiętać.

      Wsparty na jednej nodze, opierał się o fortepian, drugą zaś miał zgiętą w kolanie. Jego postawa świadczyła o spokoju i luzie. Gdy Lisanne podeszła, zeskoczył ze sceny.

      – Spadam stąd, jebane przesłuchania – powiedział СКАЧАТЬ