Название: 10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie
Автор: Elif Shafak
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 9788366553569
isbn:
Leila czuła się oszołomiona, skrępowana. Instynktownie wyczuwała, że to coś złego, co nie powinno było się zdarzyć. Ale zdarzyło się, z jej winy.
– Jesteś niegrzeczną dziewczynką – dodał wuj. Sprawiał wrażenie poważnego, niemal zasmuconego. – Wydajesz się taka słodka i niewinna, ale to tylko maska. Mam rację? Głęboko w środku jesteś równie zepsuta jak wszystkie inne. Źle wychowana. Żeby tak mnie nabrać…
Leila poczuła ukłucie winy, tak przejmujące, że ledwie mogła się ruszyć. Łzy napłynęły jej do oczu. Próbowała je powstrzymać, ale na próżno. Zaczęła szlochać.
Przyglądał się jej przez moment.
– Już dobrze. Nie mogę patrzeć, jak płaczesz.
Niemal natychmiast Leila się uspokoiła, lecz nie poczuła się lepiej, tylko jeszcze gorzej.
– Nadal cię kocham. – Przycisnął usta do jej ust.
Nikt nie całował jej w usta nigdy wcześniej. Całe jej ciało popadło w odrętwienie.
– Nie martw się. Nikomu nie powiem – obiecał, uznając jej milczenie za sygnał, że się podporządkowała. – Ale musisz dowieść swojej wiarygodności.
Wiarygodność. Takie długie słowo. Nie była nawet pewna, co znaczyło.
– To znaczy, że nie wolno ci nikomu o tym mówić – wyjaśnił wuj, wyprzedzając jej myśli. – To będzie nasz sekret. Znany tylko dwóm osobom: tobie i mnie. Nie wolno ci wtajemniczyć nikogo innego. A teraz powiedz mi, czy potrafisz dochować tajemnicy.
Oczywiście, że potrafiła. Już nosiła w piersi zbyt wiele sekretów; ten miał po prostu do nich dołączyć.
•
Później, kiedy dorastała, wciąż na nowo zastanawiała się, dlaczego wybrał właśnie ją. Ich rodzina była duża. Należało do niej wiele osób. Leila nie była najładniejsza. Nie była najmądrzejsza. Właściwie nie uważała się za wyjątkową z jakiegokolwiek względu. Szukała odpowiedzi tak długo, aż pewnego dnia zrozumiała, jak potwornie postępuje. Formuła „Dlaczego ja?” była tylko kolejną wersją pytania: „Dlaczego nie ktoś inny?”. Nienawidziła siebie za to.
Dom wakacyjny z okiennicami w kolorze zielonego mchu i z prostym, drewnianym ogrodzeniem, które kończyło się tam, gdzie zaczynała kamienista plaża. Kobiety gotowały posiłki, zamiatały podłogi, zmywały naczynia; mężczyźni grali w karty, tryktraka, domino; a dzieci biegały dookoła, przez nikogo niepilnowane, rzucając w siebie rzepami, które czepiały się wszystkiego, w co trafiły. Ziemię pokrywały rozgniecione owoce morwy, a obicia znaczyły plamy po arbuzie.
Dom wakacyjny nad morzem.
Leila miała sześć lat, a jej wuj czterdzieści trzy.
•
Tego dnia, gdy wrócili do Van, Leilę zmogła wysoka gorączka. Czuła metaliczny smak w ustach, a głęboko w jej brzuchu zagnieździł się ból. Temperaturę miała tak wysoką, że Binnaz i Suzan zaniosły ją razem do łazienki, gdzie zanurzyły dziewczynkę w zimnej wodzie – bez skutku. Leżała w łóżku, z ręcznikiem namoczonym w occie na czole, z kompresem z cebuli na piersi, z gotowanymi liśćmi kapusty na plecach i kawałkami ziemniaków na całym brzuchu. Co pięć minut nacierały jej stopy białkami jaj. W całym domu śmierdziało jak na targu rybnym pod koniec upalnego dnia. Nic nie pomagało. Bredząc nieskładnie, szczękając zębami, dziecko odzyskiwało i traciło przytomność, a przed jego oczami tańczyły jasne iskierki.
Haroun posłał po miejscowego golibrodę, człowieka, który potrafił między innymi wykonać obrzezanie, usunąć ząb i zrobić lewatywę. Okazało się jednak, że został wezwany do nagłego wypadku. Dlatego też zamiast niego Haroun wezwał panią farmaceutkę – choć ta decyzja nie przyszła mu łatwo, ponieważ nie darzył sympatią tej kobiety, a ona nie przepadała za nim.
Nikt nie znał jej prawdziwego imienia i nazwiska. Słynęła wszem wobec jako pani farmaceutka. Dziwna pod każdym względem kobieta, która jednak cieszyła się uznaniem. Tęga, jasnooka wdowa, z kokiem ściągniętym tak ciasno jak jej usta złożone w uśmiechu, nosiła szyte na miarę garsonki i szpiczaste kapelusiki, a przemawiała z pewnością siebie właściwą ludziom przyzwyczajonym do tego, że inni ich słuchają. Orędowniczka laicyzmu, nowoczesności i zbyt wielu innych rzeczy pochodzących z Zachodu. Jako zagorzała przeciwniczka poligamii nie kryła pogardy dla mężczyzn mających dwie żony; wzdragała się na samą myśl o nich. W jej oczach Haroun i cała jego rodzina, z ich przesądami i zapiekłym buntem przed adaptacją do ery nauki, byli antytezą przyszłości, której pragnęła dla tego skonfliktowanego kraju.
Mimo wszystko przybyła na pomoc. Towarzyszył jej syn, Sinan. Chłopak w podobnym wieku co Leila. Jedynak wychowywany przez samotną pracującą matkę – coś niespotykanego. Tych dwoje często stanowiło przedmiot plotek ludzi z miasta, którzy czasem obmawiali ich z pogardą, a zdarzało się, że i z szyderstwem, choć zachowywali przy tym ostrożność. Wbrew temu, co między sobą szeptali, mieli wiele szacunku dla pani farmaceutki i w niespodziewanych momentach szukali jej pomocy. W efekcie matka i syn żyli na marginesie społecznym, tolerowani, choć nigdy do końca niezaakceptowani.
– Jak długo to trwa? – zapytała pani farmaceutka zaraz po przyjściu.
– Od zeszłej nocy… Zrobiliśmy wszystko, co przyszło nam do głowy – odparła Suzan.
Stojąca u jej boku Binnaz skinęła głową.
– Tak, widzę, co zrobiliście… tymi waszymi cebulami i ziemniakami – fuknęła pani farmaceutka.
Wzdychając, otworzyła swoją czarną, skórzaną torbę, podobną do tej, którą miejscowy golibroda nosił na ceremonie obrzezania chłopców. Wyjęła kilka srebrnych pudełek, strzykawkę, szklane buteleczki, łyżeczki do odmierzania.
Tymczasem ukrywający się za spódnicami swojej matki chłopiec wyciągnął szyję i przyjrzał się drżącej, spoconej dziewczynce na łóżku.
– Mamo, czy ona umrze?
– Cicho, nie gadaj bzdur. Nic jej nie będzie – odparła pani farmaceutka.
Dopiero teraz dziewczynka spróbowała namierzyć miejsce, z którego dochodził głos. Obróciła głowę na bok, spojrzała na kobietę i dostrzegła trzymaną przez nią igłę, na której czubku niczym rozkruszony diament lśniła kropla. Zaczęła płakać.
– Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy – powiedziała pani farmaceutka.
Leila chciała wypowiedzieć jakieś słowa, ale zabrakło jej siły. Jej powieki zatrzepotały, gdy straciła przytomność.
– No dobrze, czy jedna z was może mi pomóc? Musimy obrócić ją na bok – wyjaśniła pani farmaceutka.
Binnaz natychmiast zgłosiła się na ochotnika. Suzan, równie chętna do pomocy, zaczęła szukać sobie jakiegoś sensownego zajęcia i ostatecznie dolała octu do miski stojącej na stoliku nocnym. Ostry zapach uniósł się w powietrzu.
Конец СКАЧАТЬ