Название: Wojna o szczepionki
Автор: Brian Deer
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 9788366570344
isbn:
„W błonach śluzowych jamy ustnej martwicze komórki nabłonkowe plamek Koplika złuszczają się, pozostawiając maleńkie płytkie owrzodzenia” – głosił fragment, przy którym Wakefieldowi przyspieszył puls.
Zmiany odpowiadające plamkom Koplika zostały znalezione wśród objawów prodromalnych i pierwszego dnia wysypki na błonach śluzowych całego ciała, włącznie ze spojówkami, częścią ustną gardła, nosogardłem, wyściółką krtani, tchawicy, oskrzeli i oskrzelików, całą długością przewodu pokarmowego i pochwą.
„Całą długością przewodu pokarmowego”. To tak jak w chorobie Crohna. Chociaż zazwyczaj znajduje się je w jelicie krętym (część jelita cienkiego położona najdalej od żołądka), objawy mogą występować od ust po odbyt. I „zmiany odpowiadające plamkom Koplika”. Więc… paskudne owrzodzenia w chorobie zapalnej jelit przypominały odrę jelit.
Eureka.
Tak wyglądała pierwsza wielka hipoteza Wakefielda: chorobę Crohna wywołuje wirus odry. A teraz, ogłosiwszy stworzenie tego, co nazwał „zespołem badawczym chorób zapalnych jelit” w Hampstead, zaczął ściągać ludzi o odpowiednich umiejętnościach technicznych, których następnie poprowadził na pole bitwy, jak w rugby.
„Sądziłem, że ma dobry pomysł albo coś, co w tamtym czasie wydawało się dobrym pomysłem” – mówi Philip Minor, wówczas szef wydziału wirusologii w rządowym National Institute of Biological Standards and Control na północnych peryferiach Londynu. „I szukał naukowców do pomocy”.
Wakefield wiedział, że przed nim trudna droga. Sceptycy już ostrzyli pazury. Część wskazywała, że co prawda pokazał jakieś fotografie, ale nie dowodziły one, że zapalenie zaczyna się poza jelitem, a nie wewnątrz niego, jak sądzili.
Krążyły pogłoski, że ekschirurg od jamy brzusznej na nauce po prostu się nie zna. „Prowadził seminarium na moim wydziale” – wspominał przy lunchu jeden ze starszych uczonych. „Zaznaczę, że na moim wydziale było mnóstwo naukowców bardzo, bardzo inteligentnych, którzy całe życie zajmowali się naczyniami krwionośnymi. A on przyszedł i zaczął mówić; pierwszy raz słyszałem, jak wypowiada się o kwestiach naprawdę naukowych. Siedziałem tam, a to było godzinne seminarium, i po mniej więcej trzech zdaniach nie miałem pojęcia, o czym ten facet gada”.
Właśnie usłyszeliśmy głos z medycznego establishmentu: establishmentu, który już wcześniej, jak się okazało, tkwił w błędzie. „Wszyscy wiedzą, że żołądek jest jałowy” – tak później Robin Warren wspominał sceptyków, kiedy w Sztokholmie odbierał swój medal noblowski. Kwas żołądkowy, zapewniali go eksperci, sprawia, że bakterie nie mogą przeżyć w tym środowisku. A nawet gdyby mogły, to ktoś inny by to zauważył. „Dlaczego nikt wcześniej ich nie opisał?”
Wakefield, jak najdalszy od tego rodzaju samozadowolenia, poczuł się zachęcony. Podobnie jak Australijczycy trzymał nerwy na wodzy. Wciąż ledwo rozpoznawany jako trybik liczącego 700 osób personelu szkoły, publikował jako współautor w pismach „Gastroenterology” i „Gut” artykuły o dalszych badaniach naczyń krwionośnych. Następnie w kwietniu 1993 roku znów opublikował rewelację, tym razem w „Journal of Medical Virology” – znanym czytelnikom jako „J Med Virol” – którego redaktorem był Zuckerman, dziekan szkoły medycznej.
„Te badania sugerują, że utrzymywanie się wirusa odry w tkankach jelit jest powszechne – podsumowywał Wakefield na dziewięciu gęsto zadrukowanych stronach, wzbogaconych ilustracjami – i stanowi stałą cechę tkanek dotkniętych chorobą Crohna”.
Był to jego artykuł numer 27 (łącznie z tym, który uruchomił jego karierę i tym, który ją złamał, było ich 80), kolejna perła w jego koronie. „J Med Virol” nie był periodykiem szczególnie wpływowym. Ale Wakefield z zespołem sześciu współpracowników, również podpisanych pod tekstem, przedstawiał w nim imponujące wyniki. Szukając dowodu obecności wirusa w chirurgicznie usuniętych tkankach dotkniętych chorobą Crohna, posłużyli się trzema metodami (zgodnymi ze standardami laboratoryjnymi), z których każda przyniosła sukces. Jedna wskazała pozytywnie 13 z 15 pacjentów, druga 9 z 9, a trzecia 10 z 10.
Jedna z technik – znana jako „immunohistochemia” – polega na szukaniu śladów białek, z których zbudowany jest wirus, zakodowanych, jak w przypadku odry, w RNA. Druga – hybrydyzacja in situ – poluje na segment samego RNA głęboko w genetycznym jądrze wirusa. Żadna z nich nie jest niezawodna. Ale trzecia była pewniakiem: wykorzystując mikroskop elektronowy, powiększający okazy do 85 tysięcy razy, zespół Wakefielda zdołał, jak się wydawało, sfotografować swój cel.
To była odra – lub przynajmniej tak głosili. Zdjęcie przedstawiało zamazane cienie, kratery, plamy, wiry i kropki, przypominające księżycowy pejzaż; Wakefield opisywał je w liczącym 260 słów podpisie. Wskazał obiekty „odpowiadające gęsto upakowanym wirusowym nukleokapsydom”, z „cząstkami wirusa” i „zainfekowanymi” komórkami. Patrzył w twarz swojego przeznaczenia.
Drugim miernikiem osiągnięć Wakefielda były zgromadzone pieniądze, czy to w grantach od rządowego Medical Research Council, ze zbiórek charytatywnych na rzecz badań nad chorobami zapalnymi jelit, czy – jeszcze częściej – od przemysłu farmaceutycznego. W Toronto utrzymywał go Wellcome Trust: stypendialne ramię brytyjsko-amerykańskiego imperium lekowego założonego przez urodzonego w Wisconsin sprzedawcę Henry’ego Wellcome’a. Stypendium przedłużono mu na 1993 rok, ale potem Wakefield wyciągnął żebraczą miseczkę po więcej.
Finanse kontrolował też na gruncie rodzinnym. Przeprowadził się z Carmel do większego domu na zachodzie Londynu: przy krótkiej ulicy ceglanych szeregowców z wykuszowymi oknami, tuż przy linii kolejowej z dworca Waterloo. Utrzymywali dwóch małych chłopców; drugi, Samuel Ryder Wakefield, otrzymał imię po swoim pradziadku (ojcu Edwarda Matthewsa), absolwencie St. Mary’s z 1896 roku.
Większość pracy Wakefielda przebiegała rutynowo, wręcz nudno, w porównaniu z emocjami, które go czekały. Ale zegar tykał. Wakefield potrzebował wyników, bo wciąż czerpał z budżetu szkoły medycznej. A sceptycy deptali mu po piętach. Krytycy podkreślali, że jego hipoteza wskazywała odrę jako przyczynę choroby Crohna, a choć faktycznie w krajach rozwiniętych liczba chorych na crohna rosła, to jednak liczba przypadków odry spadała na łeb na szyję od wprowadzenia szczepień.
Mniej zmotywowany człowiek palnąłby się w czoło i spędził trzy tygodnie w barze. Ale jak opowiadał Wakefield (chociaż później rzucę na to inne światło), ta ewidentna wewnętrzna sprzeczność go zainspirowała. Szczepionki przeciw odrze zawierały osłabione, ale sprawne wirusy odry. Tym samym, rozumował, one także mogły wywoływać chorobę Crohna i to by wyjaśniało jej coraz częstsze występowanie.
Udowodnienie tej hipotezy stanowczo wymagało pieniędzy. A on wiedział, że potrafi je zdobyć. W końcu miał tę często wspominaną cechę, wybitny atrybut, którego – szczerze mówiąc – brakuje niemal wszystkim: „Charyzma… charyzma…”. Była jak motyw przewodni jego życia, zadziwiająca siła psychiczna.
Teraz użył jej na szefach firm farmaceutycznych, organizacji charytatywnych i non profit. Nakłonił Upjohn z Michigan, Searle z Illinois, szwajcarskiego giganta Hoffmann-La Roche i londyńskie Glaxo (później GlaxoSmithKline, GSK), by wrzucili więcej monet do jego kapelusza.
To wsparcie niezbyt pasuje do jego późniejszych twierdzeń, że padł ofiarą spisku Big Pharmy. A co jeszcze bardziej ironiczne, СКАЧАТЬ