Narzeczona z Paryża. Jennie Lucas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Narzeczona z Paryża - Jennie Lucas страница 4

Название: Narzeczona z Paryża

Автор: Jennie Lucas

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия: Światowe życie

isbn: 978-83-276-5222-5

isbn:

СКАЧАТЬ patrzyła na niego zawiedziona, potem westchnęła.

      – Masz rację. Nie mnie to oceniać. Przynajmniej płaci nam za nasz czas. Powinnam mu podziękować – odparła pogodnie. – I zrobię to, jeśli w ogóle dostanę taką możliwość.

      Zza jej pleców dobiegł głos.

      – Doktor Farraday? Co pani tu robi? Jest pani potrzebna w sali balowej.

      Jeden z doradców stał w otwartych drzwiach, niecierpliwie wskazując na wnętrze sali. Ale gdy zobaczył nieznajomego za nią, jego oczy się rozszerzyły. Spojrzała w tył i dostrzegła, jak przystojny nieznajomy lekko potrząsa głową.

      – Proszę mi wybaczyć, doktor Farraday – głos doradcy dziwnie się zmienił – ale bylibyśmy wdzięczni, gdyby wróciła pani do środka.

      – Cóż. Zdaje się, że wreszcie poznam jego wysokość. – Beth posłała nieznajomemu krzywy uśmiech. – Życz mi powodzenia.

      Wyciągnął dłoń i dotknął jej nagiego ramienia. Spojrzał jej w oczy. Jego głos był głęboki i niski i sprawił, że zadrżała.

      – Powodzenia.

      Kolana ugięły się pod Beth. Obróciła się i szybko poszła za doradcą. Ale gdy wróciła do gorącej, zatłoczonej sali balowej i dostrzegła szejka, nie była już zdenerwowana. Nie przejmowała się potężnym królem, który poruszył niebo i ziemię, by zgromadzić tu najbardziej spełnione kobiety świata i wybrać potencjalną narzeczoną.

      Za to nie mogła przestać myśleć o przystojnym nieznajomym, który niemal rzucił ją na kolana jednym dotykiem w chłodnym paryskim ogrodzie.

      W ogrodzie Omar, wciąż zdumiony, patrzył, jak wracała do rezydencji.

      Czy to możliwe, że właśnie odbył rozmowę z doktor Edith Farraday, a ona nie zorientowała się, kim on jest? Arogancko zakładał, że każda kobieta, która zgodziła się przybyć dziś do pałacu, pragnie go poślubić. Czy to możliwe, że jedna nawet nie znała jego tożsamości? Że nie zainteresował jej nawet na tyle, by pofatygowała się zajrzeć do plotkarskiego czasopisma albo chociaż go wygooglać? Wydawało się to niemożliwe.

      Ale instynkt podpowiedział mu, że doktor Edith Farraday nie udaje. Naprawdę nie miała pojęcia, kim jest Omar.

      Tak jak on sam nie wiedział, że Kalid zapłacił dwudziestu kobietom, by przybyły do Paryża. To miało sens – potencjalne narzeczone były tak słynne i utalentowane, że trudno było oczekiwać, że rzucą wszystkie swoje zajęcia za ledwie szansę zostania jego królową. Ale i tak… Ego bardziej małostkowego mężczyzny mogłoby zostać zmiażdżone, gdyby zrozumiał, że szansa na poślubienie go nie wystarczyła, by nakłonić kobiety do przybycia tu z obu Ameryk, z Azji, Afryki i Europy.

      Oczywiście dlatego Kalid nie powiadomił go o szczegółach. Kazał wezyrowi to zorganizować, a on to zrobił. To Kalid siedział teraz w sali balowej, osobiście poznając każdą kobietę. Jego przyjaciel miał okroić ich liczbę z dwudziestu do dziesięciu, które Omar pozna osobiście jutro.

      To Kalid ustalił kryteria wyboru dwudziestu potencjalnych narzeczonych i zaaranżował ich przywiezienie do Paryża. Omar pierwszy raz zobaczył tę listę rano i był zaskoczony, jak ambitne i nakierowane na karierę są te kobiety. Ale czyż sam nie podkreślał, że jego narzeczona ma być wyjątkowa? Z pewnością jego wybranka zgodzi się porzucić karierę, choćby najbardziej znamienitą. Czyż jakąś kobietę mógł czekać lepszy los niż bycie królową Samarkary?

      Tylko jedno nazwisko na liście natychmiast mu się nie spodobało.

      – Dlaczego zaprosiłeś Lailę al-Abayyi? – zapytał rano. – Powiedziałem ci, że nie mogę jej poślubić.

      – Nie. Powiedziałeś, że poślubisz ją tylko wtedy, gdy cała nasza szlachta zgodzi się, że powinna być królową.

      – To się nie zdarzy.

      – Nie znamy przyszłości – odparł Kalid.

      – Znamy. Dziwię się, że w ogóle zgodziła się tu przybyć. Nie czuje się upokorzona tym, że musi konkurować z cudzoziemcami?

      Wezyr się uśmiechnął.

      – Tak jak ty, panie, panna al-Abayyi przedkłada dobro Samarkary nad swoje własne. Zgodziła się wyłącznie dla dobra kraju.

      Dla dobra kraju i dla miliona dolarów…

      Omar zacisnął szczękę. Niech będzie. Już dość długo unikał małżeństwa. Gdyby umarł, nie było nikogo, kto mógłby odziedziczyć tron. Omar potrzebował dziedzica. Nie mógł ryzykować wybuchu kolejnej wojny domowej, takiej, jaka niemal zniszczyła Samarkarę za czasów jego dziada. Nie mógł też ryzykować wyboru z miłości. Nigdy już nie będzie takim szaleńcem.

      Nie. Teraz jest starszy, przezorniejszy. Potrzebuje tego małżeństwa wyłącznie ze względów dynastycznych. I przez miesiąc, odkąd polecił Kalidowi zorganizować targ narzeczonych, z powodzeniem unikał myślenia o tym. To nie było trudne.

      Ale dzisiaj, po spotkaniu dyplomatycznym w ambasadzie, gdy wrócił do posiadłości, zaczął się denerwować na myśl, że znajdują się tam zaproszone w jego imieniu kobiety. Maszyna poszła w ruch. W napięciu oczekiwał końca rozmów w sali balowej. Wiedział, że jest za wcześnie na spotkanie z potencjalnymi narzeczonymi. Wyszedł więc w ciemności, do ogrodu, próbując nie myśleć ani o przyszłości, ani o przeszłości.

      A potem przeszkodziła mu piękna, zmysłowa, zaskakująca kobieta. Poczuł do niej potężny pociąg – najpierw ze względu na jej niewiarygodne ciało, atrakcyjne i niedorzecznie krągłe w tej ciasnej sukni. A potem ze względu na jej szczere słowa. Na chwilę oderwał się od swoich myśli.

      Dopóki nawet ona nie powiedziała, że Laila, przyrodnia siostra jego zmarłej dawno temu narzeczonej, powinna być jego żoną. Czy nie było ucieczki przed przeszłością? Przeklął cicho. Zaciskając szczękę, poszedł w ślad za Edith do sali balowej. Stojąc przy ścianie, by go nie zauważono, patrzył na nią z daleka, gdy rozmawiała z wezyrem. Wyczuwając na sobie jego wzrok, obejrzała się i ich spojrzenia się spotkały.

      A potem jej oczy się zwęziły.

      Jeśli w ogrodzie nie wiedziała, kim jest Omar, teraz musiała to wiedzieć. Patrzyła na niego gniewnie czy wręcz oskarżycielsko.

      W ciągu ostatnich kilku lat wchodził w relacje – płytkie i krótkotrwałe – niemal wyłącznie z ambitnymi, zimnymi, chudymi blondynkami. Stanowiącymi przeciwieństwo czarnookiej Feridy al-Abayyi, narzeczonej, którą stracił.

      Doktor Farraday nie była ani zimną blondynką, ani zmysłową brunetką o migdałowych oczach. Miała długie, jasnobrązowe włosy i mgiełkę piegów nad zadartym noskiem. Jej twarz w kształcie serca była zarumieniona, jej usta były pełne i różowe, a jej oczy – choć nie dostrzegał ich koloru – lśniły, pobudzając jego zmysły.

      Ale o ile jej twarz zdawała się niewinnie prostoduszna, o tyle jej ciało… Była seksbombą. Jedwab sukienki obejmującej jej ponętne krągłości zdawał się szeptać, СКАЧАТЬ