Narzeczona z Paryża. Jennie Lucas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Narzeczona z Paryża - Jennie Lucas страница 2

Название: Narzeczona z Paryża

Автор: Jennie Lucas

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия: Światowe życie

isbn: 978-83-276-5222-5

isbn:

СКАЧАТЬ te piękne, spełnione kobiety jedna po drugiej podchodzą porozmawiać z ciemnookim szejkiem siedzącym w tyranicznym przepychu na podwyższeniu.

      Wszystkie poza Beth. Zdaje się, że doradcy szejka wahali się, co z nią zrobić. Najwyraźniej uznali, że nie jest ani trochę w typie ich szefa. Z czym się żarliwie zgodziła. Spojrzała na gniewnego mężczyznę siedzącego na tronie. Wskazywał kolejne z tych wspaniałych kobiet aroganckim kiwnięciem palca. A one, ku jej zdumieniu, podporządkowywały się nie z rumieńcem zażenowania, ale z uśmiechem! Dlaczego? Wszystkie były spełnione, piękne i sławne. Chyba nie robiły tego dla pieniędzy…

      A sam król nie wyglądał szczególnie atrakcyjnie. W dodatku był nieuprzejmy. W Teksasie Zachodnim, skąd pochodziła, każdy gospodarz już w progu przywitałby swojego gościa. Króla także powinny obowiązywać dobre maniery. Nawet jeśli Omar al-Maktoun był jakimś superbogatym władcą małego bliskowschodniego państewka, o którym nigdy nie słyszała, wydawał się dupkiem. Szczęśliwie, nie była w jego typie.

      W jej gardle wezbrała gula. Najwyraźniej nie była w niczyim typie. I to z tego powodu Beth w wieku dwudziestu sześciu lat wciąż była dziewicą. Bolesne wspomnienia dopadły ją znienacka, jak zawsze w chwili słabości. „Przykro mi, Beth. Jesteś po prostu zbyt… przeciętna”. Przypominając sobie słowa Wyatta, z trudem chwytała oddech w zbyt ciasnej koktajlowej sukience. Odwróciła się od dusznej sali balowej i umknęła bocznym wyjściem prowadzącym do skąpanego w świetle księżyca ogrodu.

      Zamknęła oczy i zaciągnęła się zimnym powietrzem, odsuwając na bok wspomnienie mężczyzny, który złamał jej serce. Nie potrzebowała miłości. Pomagała siostrze zdobyć pieniądze na ważne badania. Była szczęśliwa. Tego popołudnia miała szczęście zobaczyć kawałek Paryża. Wieżę Eiffla. Łuk Triumfalny. Przez godzinę siedziała w kafejce przy croissancie i malutkiej kawie kupionej po zawyżonej cenie i patrzyła, jak wokół toczy się życie.

      W tym właśnie tkwił problem. Beth przetarła oczy. Czasem czuła się tak, jakby jedynie patrzyła na toczące się wokół życie. Nawet tutaj, w tej bajkowej paryskiej rezydencji, gdy miała wokół siebie słynnych, cudownych ludzi. Nie była częścią ich świata. Zamiast tego ukrywała się sama w ogrodzie.

      Nie całkiem sama. Dostrzegła ciemny cień przesuwający się pośród nagich, wczesnowiosennych drzew. Jakiś mężczyzna. Co on tu robił? Nie mogła dostrzec jego twarzy, ale widziała, że choć kroczył stanowczo i z władczą gracją, jego ramiona w dobrze skrojonym garniturze były napięte. Zaciskał szczękę i Beth odgadła, że jest zły. Albo może nieszczęśliwy. Trudno było powiedzieć.

      Nie musiałaby myśleć o własnych problemach, gdyby mogła pomóc komuś innemu. Podchodząc do niego, powiedziała niepewnym, szkolnym francuskim:

      – Excusez-moi, monsieur, est-ce que je peux vous aider…?

      Mężczyzna się obrócił, a ona westchnęła.

      Nic dziwnego, że nie od razu dostrzegła go w mroku. Miał ciemne włosy, ciemne oczy i ciemny garnitur. A jego oczy były najciemniejsze ze wszystkiego.

      – Co tu robisz? – wymruczał po angielsku.

      Był tak przystojny, że odebrało jej głos. Żałowała, że do niego podeszła. Nie umiała rozmawiać z takimi mężczyznami. To nie jego wina, że jest przystojny – powiedziała sobie. Wzięła głęboki wdech i spróbowała się uśmiechnąć.

      – Przepraszam. Po prostu smutno wyglądałeś. Zastanawiałam się, czy mogłabym jakoś pomóc.

      Wyraz jego twarzy stał się zimny jak lód.

      – Kim jesteś?

      Beth zastanowiła się, czy go uraziła.

      – Nazywam się… – Przyłapała się w samą porę. Zakaszlała. – Edith Farraday. Doktor Edith Farraday. – Wczuła się w rolę i spróbowała posłać mu pełne wyższości spojrzenie à la Edith.

      Wydął usta.

      – Ach, tak. Cudowne dziecko, badaczka raka z Huston.

      – Tak – odparła zaskoczona. – Pracujesz dla szejka?

      Wydawał się rozbawiony.

      – Każdego dnia – odparł. – Dlaczego nie jesteś w sali balowej?

      – Znudziłam się. I było gorąco.

      Opuścił wzrok na jej czerwoną suknię, która była na nią zdecydowanie za mała. Zarumieniła się. Pociągnęła w górę dekolt, który ledwie zakrywał jej bujny biust.

      – Tak, wiem, że suknia nie pasuje. Nie mieli niczego w moim rozmiarze.

      Zmarszczył brwi.

      – Powinni mieć każdy rozmiar.

      Beth przewróciła oczami.

      – Każdy rozmiar do trzydzieści sześć. Mogłam albo założyć to, albo zostać w bluzie i dżinsach, ale były mokre. Padało, kiedy zwiedzałam miasto.

      Wydawał się zaskoczony.

      – Nie wypoczywałaś dziś w hotelu, tak jak pozostałe kandydatki?

      – Drzemka dla urody, żeby spodobać się szejkowi? – prychnęła. – Już wiem, że nie jestem w jego typie. A to moja jedyna szansa, żeby zobaczyć Paryż. Jutro odeślą mnie do domu.

      – Skąd wiesz?

      – Bo jego doradcy nie wiedzą, co ze mną zrobić. Plus: całymi godzinami czekałam w sali balowej, a on wciąż nie uczynił mi wielkiego honoru, by kiwnąć swym wszechwładnym palcem w moją stronę.

      Mężczyzna zmarszczył brwi.

      – Był niemiły?

      – W porządku, naprawdę – powiedziała wesoło Beth. – Szejk też nie jest w moim typie.

      Przystojny nieznajomy wyglądał na zupełnie zaskoczonego.

      – Jesteś pewna? Najwyraźniej nie dowiadywałaś się niczego na jego temat.

      Skąd on to wiedział? Czy to było widać?

      – Przyłapałeś mnie – przyznała. – Wiem, że powinnam go wygooglować, poczytać, co lubi, a czego nie, ale dowiedziałam się o wszystkim zaledwie dwa dni temu, a przed odlotem byłam zbyt zajęta w pracy.

      Wydawał się zszokowany.

      – Zbyt zajęta?

      – Szalenie. – Musiała się spieszyć z szykowaniem wiosennej wyprzedaży w sklepie charytatywnym, żeby jej kierownik się zgodził, by wzięła wolne. Beth odkaszlnęła. – Mam na myśli: w laboratorium. Byłam mega zajęta w laboratorium.

      – Wyobrażam sobie. Masz ważną pracę. – Mężczyzna wyraźnie czekał, by pociągnęła temat. Ale pod jego intensywnym spojrzeniem wszystkie wyjaśnienia Edith na temat technicznych detali jej badań uleciały z jej umysłu.

СКАЧАТЬ