Название: Krzyżacy, tom drugi
Автор: Генрик Сенкевич
Издательство: Public Domain
Жанр: Повести
isbn:
isbn:
– Taki tęgi pan!… – mówił z żalem Czech. – Nie byłem ci ja już pod Bolesławcem ułomek, a on i jednego pacierza ze mną się nie zabawił i w niewolę mię wziął. Ale taka to była niewola, żebym jej był i za wolę nie pomieniał… Dobry, zacny pan! Dajże mu Boże światłość wiekuistą. Hej, żal, żal! ale największy panienki, niebogi.
– Bo i szczera nieboga. Poniektóra i matki tak nie miłuje, jako ona ojca miłowała. I do tego nieprzezpieczno305 jej siedzieć w Zgorzelicach. Po pogrzebie – jeszcze śniegiem nie zasypało Zychowej mogiły, już Cztan i Wilk na zgorzelicki dwór nastąpili. Szczęściem dowiedzieli się moi ludzie przedtem, więcem z parobkami w pomoc skoczył, i Bóg dał, żeśmy ich godnie306 sprali. Dopieroż po bitce dziewka, kiedy to nie ułapi mnie za kolana: „Nie mogem być Zbyszkowa, prawi, nie będem niczyja, jeno mnie od tych odmieńców ratujcie, bo prawi, wolałabym śmierć niż ich…” To ci mówię, nie poznałbyś teraz Zgorzelic, bom z nich kasztel307 prawy uczynił. Następowali308 jeszcze dwa razy potem, ale wiera, nie mogli dać rady. Teraz na czas jakiś jest spokój, bo jakom ci rzekł, poszczerbili się wzajem, tak że żaden ni ręką, ni nogą ruszyć nie może.
Głowacz nie odrzekł na to nic, tylko słuchając o Cztanie i Wilku, zgrzytać począł tak, jakoby kto skrzypiące drzwi otwierał i zamykał, a potem jął wycierać o uda swe potężne dłonie, w których widocznie uczuł swędzenie. Wreszcie z ust wyszło mu z trudem jedno tylko słowo:
– Zatraceny309…
Lecz w tej chwili głosy jakieś ozwały się w sieni, drzwi otworzyły się nagle i do izby wbiegła pędem Jagienka, a z nią najstarszy z jej braci, czternastoletni Jaśko, podobny tak do niej jak bliźniak. Ona, dowiedziawszy się od zgorzelickich chłopów, którzy po drodze widzieli poczet, że jakowiś ludzie pod wodzą Czecha Hlawy jechali do Bogdańca, przeraziła się równie jak Maćko, a gdy powiedzieli jej jeszcze, że Zbyszka między nimi nie widziano, była niemal pewna, że stało się nieszczęście, więc przyleciała jednym tchem do Bogdańca, by się prawdy dopytać.
– Co się stało?… na miły Bóg! – poczęła wołać od proga310.
– Co się miało stać? – odpowiedział Maćko. – Żyw Zbyszko i zdrowy.
Czech skoczył ku pani i klęknąwszy na jedno kolano, począł całować kraj jej sukni, lecz ona wcale tego nie zauważyła, gdyż usłyszawszy odpowiedź starego rycerza, odwróciła głowę od ognia w cień i dopiero po chwili, jakby przypomniawszy sobie, że trzeba się przywitać, rzekła:
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
– Na wieki wieków – odpowiedział Maćko.
A ona, spostrzegłszy teraz Czecha u swych kolan, pochyliła się ku niemu.
– Radam ci, Hlawo, z duszy, ale czemuś to pana ostawił?
– Wysłał mnie, panienko miłościwa.
– Co przykazał?
– Przykazał jechać do Bogdańca.
– Do Bogdańca?… I co jeszcze?
– Wysłał po radę… i z pokłonem, z pozdrowieniem.
– Do Bogdańca, i tyla? No – dobrze. A sam gdzie?
– Między Krzyżaki pojechał do Malborga.
Na twarzy Jagienki odbił się znów niepokój.
– Zali mu życie niemiłe? Czegóż?
– Szukać, miłościwa panienko, tego, czego nie odnajdzie.
– Wiera, nie odnajdzie! – wtrącił Maćko. – Jako ćwieka311 nie utwierdzisz bez młota, tako i woli ludzkiej bez boskiej.
– Cóże prawicie? – zapytała Jagienka.
Lecz Maćko na pytanie odpowiedział takim pytaniem:
– Gadałże ci co Zbyszko o Jurandównie, bo jako słyszałem, to gadał?
Jagienka zrazu nie odpowiedziała nic i dopiero po chwili, przytłumiwszy westchnienie, odrzekła:
– Ej! gadał! A co mu wadziło312 gadać!
– To i dobrze, bo przez to łacniej313 mi prawić – odrzekł stary.
I począł jej opowiadać, co od Czecha słyszał, sam dziwiąc się, że chwilami opowiadanie przychodzi mu jakoś nieskładnie i trudno. Że jednak istotnie był człek chytry, a szło mu o to, by na wszelki wypadek nie „zlisić314” Jagienki, więc mocno nastawał na to, w co zresztą sam wierzył, że Zbyszko w rzeczy315 nigdy nie był mężem Danusi i że ona przepadła już na wieki.
Czech przyświadczał mu kiedy niekiedy, to kiwając głową, to powtarzając: „Przez Bóg, jako żywo!” lub: „Tak ono, nie inak316” – dziewczyna zaś słuchała ze spuszczonymi rzęsami na jagody317, o nic już nie dopytująca i tak cicha, że aż jej milczenie zaniepokoiło Maćka.
– No i cóż ty? – pytał skończywszy opowiadanie.
A ona nie odrzekła nic, tylko dwie łzy zabłysły jej pod spuszczonymi rzęsami i stoczyły się po policzkach.
Po chwili zaś zbliżyła się do Maćka i pocałowawszy go w rękę, rzekła:
– Niech będzie pochwalony.
– Na wieki wieków – odrzekł stary. – Tak ci to pilno do domu? Ostańże z nami.
Lecz СКАЧАТЬ
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317