DZIEŃ ROZRACHUNKU. John Grisham
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу DZIEŃ ROZRACHUNKU - John Grisham страница 28

Название: DZIEŃ ROZRACHUNKU

Автор: John Grisham

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия:

isbn: 978-83-8215-073-5

isbn:

СКАЧАТЬ należało liczyć się z tym, że Jackie Bell pozwie Pete’a Banninga o odszkodowanie za zabicie jej męża. To skłoniło Joela do dokładnego przestudiowania podobnych pozwów. Zainteresował się również tematem nieuczciwych transferów własności. Przekazanie im ziemi przez ojca mogło zostać zaskarżone przez prawników Jackie Bell. W całym kraju obowiązywało jednolite prawo, na mocy którego osoba zagrożona pozwami cywilnymi nie mogła ukrywać ani przekazywać swojej własności, by uchylić się przed uzasadnionymi roszczeniami.

      Joel pokładał jednak nadzieje w Wilbanksach, nie tylko dlatego, że byli znakomitymi prawnikami, ale też dlatego, że mieli polityczne wpływy. Widział, że Stellę przeraziło to, że mogą stracić ziemię. Już wcześniej przeżyła horror, sądząc, że straciła ojca. Nie miała pojęcia, co będzie z matką. A teraz to – ryzyko, że stracą wszystko. W którymś momencie stanęły jej w oczach łzy. Joel zdołał ją uspokoić, mówiąc, że każde roszczenie można negocjować. Zresztą mieli teraz na głowie ważniejsze sprawy. Za dwa tygodnie rozpocznie się proces ojca. I zgodnie z tym, co nakazał, jego dzieciom nie wolno było pojawić się w pobliżu sądu.

      Po lunchu przeszli do prywatnego przedziału i zamknęli za sobą drzwi. Byli już w stanie Missisipi; pociąg zatrzymywał się w takich miastach jak Corinth i Ripley. Stella ucięła sobie godzinną drzemkę.

      Wracali do domu, bo w końcu wezwał ich tam ojciec. W liście dokładnie określił zasady, jakich mieli przestrzegać: przyjazd dwudziestego drugiego grudnia, najwyżej trzy noce w domu, unikanie wizyt w mieście, absolutny zakaz zbliżania się do kościoła, ograniczone kontakty ze znajomymi, żadnych rozmów z kimkolwiek o sprawach rodziny. Mieli spędzić cały czas z Florry, a on postara się zorganizować spotkanie z nimi, choć zapewne nie będzie zbyt długie.

      Florry też do nich jak zwykle napisała, zapowiadając, że ma własne plany i szykuje dużą niespodziankę. Oczekiwała ich na stacji w Clanton, gdy przyjechali tam o zmroku. Była w jasnozielonej sukni, wielkiej jak namiot, długiej do kostek, połyskującej w przyćmionych światłach peronu. Na głowie miała czerwoną fedorę, którą odważyłby się włożyć tylko cyrkowy klaun, a na szyi pobrzękujący przy każdym ruchu naszyjnik z jarmarcznych świecidełek. Ujrzawszy Stellę, rzuciła się ku niej z krzykiem i zamknęła ją w niedźwiedzim uścisku. Podczas tej szarży Joel rozglądał się na boki, a kiedy ciotka dopadła i jego, spostrzegł, że ma łzy w oczach. Stella też płakała. Wszyscy troje stali przez chwilę w objęciach, mijani przez innych pasażerów.

      Dzieci wróciły do domu. Ich rodzina była w rozsypce. Szukali w sobie wzajemnie oparcia. Co, na litość boską, zgotował im Pete?

      Joel niósł walizki, a kobiety szły pod rękę i paplały jedna przez drugą. Nadal z ożywieniem rozprawiając, wsunęły się na tylne siedzenie lincolna, model 1939. Florry przerwała rozmowę z bratanicą tylko na chwilę, by poprosić Joela, żeby to on prowadził. Nie miał nic przeciwko temu. Po kilku przejażdżkach z ciotką wiedział, czym to grozi. Ledwie wyjechali z Clanton, wcisnął gaz do dechy, przekraczając wszelkie ograniczenia prędkości.

      Kiedy pędzili drogą numer osiemnaście, teraz kompletnie pustą, Florry poinformowała ich, że zatrzymają się nie u siebie, lecz u niej. Jej różowy domek zdobiły bożonarodzeniowe dekoracje, w kominku palił się ogień i pachniało wypiekami Marietty. Ich dom był pusty, zimny i pogrążony w mroku, bez jednego świątecznego akcentu, a poza tym, zdaniem Marietty, Nineva była w depresji i pałętała się po pokojach, płacząc i mówiąc do siebie.

      Gdy Joel skręcił w ich podjazd, w aucie zapadła cisza. Podjechali do jedynego domu, jaki on i Stella kiedykolwiek znali. Był rzeczywiście pogrążony w mroku i martwy, jakby ludzie, którzy tu dawniej mieszkali, umarli. Kiedy zatrzymał auto, światła przednich reflektorów padły na okna od frontu. Zgasił silnik i przez chwilę nikt nic nie mówił.

      – Nie wchodźmy tam – wymamrotała w końcu Florry.

      – Rok temu zjechaliśmy tu wszyscy na Boże Narodzenie – powiedział Joel. –Tato wrócił z wojny. Mama była taka szczęśliwa i piękna. Krzątała się po domu, nie mogąc się nacieszyć, że rodzina jest znowu razem. Pamiętacie naszą wigilijną wieczerzę?

      – Tak, w domu było pełno gości – szepnęła Stella. – A wśród nich Dexter i Jackie Bellowie.

      – Co się z nami, do diabła, stało?

      Na to pytanie nie było odpowiedzi i nikt nie próbował jej udzielić. Przy domu stał pick-up Pete’a, a obok ich rodzinny sedan, kupiony jeszcze przed wojną pontiac. Auta, zaparkowane tam gdzie trzeba, zdawały się wskazywać, że ich właściciele są w środku i szykują się do snu, jakby w domu Banningów wszystko było w porządku.

      – No już, starczy tego dobrego – rzuciła Florry. – Nie będziemy się tu mazgaić. Zapalaj silnik i jedźmy. Marietta trzyma na kuchni garnek z chili i piecze ciasto karmelowe.

      Joel cofnął auto i ruszył żwirowaną drogą, która biegła szerokim łukiem dokoła budynków gospodarskich Banningów. Po drodze minęli mały biały domek, w którym od dziesięcioleci mieszkali Nineva i Amos. Paliło się w nim światło; Mack, pies Pete’a, obserwował ich z werandy.

      – Co słychać u Ninevy? – zapytała Stella.

      – Jak zawsze marudna – odparła Florry. Jej wojny podjazdowe z gospodynią Pete’a zakończyły się wiele lat wcześniej, kiedy obie postanowiły ignorować się wzajemnie. – Prawdę mówiąc, zamartwia się, jak wszyscy. Nikt nie wie, jaka nas czeka przyszłość.

      – Kto z nas się nie zamartwia… – mruknęła Stella.

      Jechali powoli w ciemności, pośród bezkresnych pól. Joel nagle zatrzymał się i wyłączył silnik i światła.

      – Dobrze, ciociu Florry – powiedział, nie odwracając się. – Jesteśmy teraz w środku głuszy i nikt nas nie podsłucha. Tylko my troje, po raz pierwszy razem. Zawsze wiedziałaś więcej niż którekolwiek z nas, więc wyjaśnij nam: dlaczego ojciec zabił Dextera Bella? Musiał być jakiś ważny powód i ty go znasz.

      Florry nie odpowiadała bardzo długo. Im dłużej trwało jej milczenie, tym bardziej Joel i Stella spodziewali się jakiejś rewelacji. Nareszcie ciotka wyjawi im tajemnicę i nada sens temu, co było bezsensowne.

      – Bóg mi świadkiem, że nie wiem – odezwała się w końcu. – Po prostu nie mam pojęcia i nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek to zrozumiała. Wasz ojciec zabierze chyba ten sekret do grobu.

      – Czy tato był o coś wściekły na Dextera? Czy spierali się o jakieś kościelne sprawy?

      – Z tego, co wiem, nie.

      – Czy prowadzili ze sobą jakieś interesy? Pewnie to śmiesznie brzmi, ale odpowiedz, proszę. Chcę wyeliminować możliwe źródła konfliktów.

      – Dexter był kaznodzieją – odparła Florry. – Nic mi nie wiadomo o żadnych interesach.

      – Wracamy zatem do oczywistego motywu, prawda? Jedynym powodem konfliktu między tatą a Bellem mogła być nasza mama. Pamiętam pierwsze dni, kiedy myśleliśmy, że tato nie żyje. W domu roiło się od ludzi, było ich tylu, że uciekałem i godzinami włóczyłem się po polach. I pamiętam, że Dexter bardzo często nas odwiedzał i siedział z mamą. Modlili się, czytali Biblię i czasami siadałem razem z nimi. To było straszne i СКАЧАТЬ