Название: Mistrz i Małgorzata
Автор: Михаил Булгаков
Издательство: PDW
Жанр: Контркультура
isbn: 9788311151024
isbn:
Hola! Przecież on mówił, że posiedzenie się nie odbędzie, gdyż Annuszka rozlała olej. I proszę bardzo – nie odbędzie się! Mało tego: powiedział wprost, że Berliozowi utnie głowę kobieta! Tak, tak, tak! Przecież motorniczym była kobieta! Więc cóż to znaczy? Ha?
Nie było cienia wątpliwości, że tajemniczy konsultant zawczasu dokładnie znał cały przebieg straszliwej śmierci Berlioza. Tu dwie myśli przeszyły mózg poety. Pierwsza: „On bynajmniej nie jest pomylony! Absolutnie!”. I druga: „Czy aby sam tego wszystkiego nie zorganizował?!”.
Ale, wybaczcie, w jaki sposób?!
– Chwileczkę! Tego się dowiemy!
Poeta z wielkim trudem podniósł się z ławki i pędem rzucił się z powrotem tam, gdzie rozmawiał z profesorem. Na szczęście okazało się, że tamten jeszcze nie odszedł.
Na Bronnej już zapaliły się latarnie, a nad Patriarszymi świecił złoty księżyc i w jego zwodniczym blasku Iwanowi wydało się, że profesor stoi, trzymając pod pachą nie laskę, lecz szpadę.
Natomiast cwaniaczek emerytowany chórmistrz siedział na tym samym miejscu, które jeszcze niedawno zajmował Bezdomny. Teraz wsadził sobie na nos wyraźnie niepotrzebne binokle, którym brakowało jednego szkiełka, a drugie było pęknięte. Kraciasty typek stał się przez to jeszcze bardziej paskudny, niż wtedy, gdy wskazywał Berliozowi drogę na szyny.
Ze ściśniętym sercem Iwan podszedł do profesora i spojrzawszy mu w twarz, upewnił się, że żadnych oznak szaleństwa na niej nie ma i nie było.
– Kim pan jesteś? – warknął głucho.
Cudzoziemiec zasępił się, popatrzył tak, jakby widział poetę po raz pierwszy, i odparł nieprzyjaźnie:
– Nie rozumi… ruski mówić…
– On nie rozumie! – wtrącił się siedzący na ławce regent, chociaż nikt go nie prosił o wyjaśnianie słów cudzoziemca.
– Nie udawaj pan! – powiedział groźnie Bezdomny i poczuł chłód w piersi. – Dopiero co znakomicie mówił pan po rosyjsku. Nie jest pan Niemcem ani profesorem! Jest pan mordercą i szpiegiem! Dokumenty! – krzyknął z wściekłością.
Zagadkowy profesor skrzywił pogardliwie i tak już krzywe usta i wzruszył ramionami.
– Obywatelu! – znowu wtrącił się wredny chórmistrz. – Czegoż to denerwujecie zagranicznego turystę? Odpowiecie za to z całą surowością! – A podejrzany profesor z zarozumiałą miną odwrócił się i poszedł.
Iwan poczuł, że się gubi. Tracąc oddech, zwrócił się do regenta:
– Ej, obywatelu, pomóżcie zatrzymać przestępcę! Macie taki obowiązek!
Chórmistrz bardzo się ożywił, zerwał się z ławki i wrzasnął:
– Który to przestępca? Gdzie jest? Zagraniczny przestępca? – Jego oczka radośnie rozbłysły. – Ten? Jeśli to przestępca, co prędzej trzeba krzyczeć: „Łapać go!”, bo ucieknie. No więc, spróbujmy obaj! Razem! – I regent rozdziawił gębę.
Zdetonowany Iwan usłuchał kuglarza-regenta i krzyknął: „Łapać go!”, tamten zaś go wykiwał i wcale nie krzyknął.
Samotny ochrypły okrzyk Iwana nie przyniósł dobrych rezultatów. Jakieś dwie panny odskoczyły na bok z wrzaskiem: „Pijany!”.
– To ty jesteś z nim? – Poeta wpadł w gniew. – Cóż to, kpisz sobie ze mnie? Puść!
Iwan rzucił się w prawo, a chórmistrz – też w prawo! Iwan – w lewo i ten podlec tak samo.
– Umyślnie plączesz się pod nogami? – Bezdomny gotował się z wściekłości. – Ciebie też oddam w ręce milicji!
Iwan chciał złapać drania za rękaw, ale chybił i nie złapał nic. Regent jakby się zapadł pod ziemię.
Bezdomny jęknął, spojrzał w dal i zobaczył nienawistnego nieznajomego. Stał już przy wyjściu do zaułka Patriarszego, a do tego nie był sam. Zdążył się do niego przyłączyć co najmniej podejrzany regent chóru. A to jeszcze nie wszystko: trzeci w tym towarzystwie okazał się kot, który nie wiadomo skąd się wziął, ogromny niczym wieprz, czarny jak sadza albo gawron i z zawadiackimi wąsami kawalerzysty. Cała trójka ruszyła do Patriarszego, przy czym kot szedł na tylnych łapach.
Iwan pospieszył śladem złoczyńców i zaraz się przekonał, że dogonić ich będzie bardzo trudno.
Trójka w mig przebiegła zaułek i znalazła się na Spiridonowce. Choć poeta przyspieszał kroku, dystans między ściganymi a nim wcale nie malał. Ani się obejrzał, jak przemierzył cichą Spiridonowkę i znalazł się przy Bramie Nikickiej, gdzie jego sytuacja się pogorszyła. Tu już panował ścisk, Iwan wpadł na jakiegoś przechodnia i tamten go zwymyślał. Tymczasem na dobitkę szajka złoczyńców zdecydowała się zastosować ulubiony wybieg bandytów – ucieczkę w rozsypce.
Chórmistrz zręcznie wskoczył w biegu do autobusu pędzącego na plac Arbacki i zniknął. Straciwszy jednego ze ściganych, Iwan skupił uwagę na kocie i zobaczył, jak ten dziwny kocur podszedł do drzwi pierwszego wagonu linii „A”, który stał na przystanku, bezczelnie odepchnął kobietę, która aż zapiszczała, przytrzymał się poręczy, a potem przez okno, otwarte z powodu duchoty, próbował podać konduktorce griwiennik[1]. Zachowanie kota tak oszołomiło Iwana, że zastygł bez ruchu przy sklepie spożywczym na rogu, a wtedy jeszcze silniej wstrząsnęła nim reakcja konduktorki. Ta, gdy tylko zobaczyła kota włażącego do tramwaju, ze złością, od której aż się trzęsła, krzyknęła:
– Kotom nie wolno! Z kotami nie wolno! Psik! Złaź, bo zawołam milicję!
Ani konduktorki, ani pasażerów nie zdziwiła sama istota rzeczy: nie to, że kot pcha się do tramwaju, z czym byłoby jeszcze pół biedy, lecz, że ma zamiar płacić za bilet!
Okazało się, że kot nie tylko może zapłacić, ale jest też zwierzęciem zdyscyplinowanym. Po pierwszym okrzyku konduktorki zaprzestał natarcia, zszedł ze stopnia i usiadł na przystanku, pocierając wąsy monetą. Jednak ledwie konduktorka szarpnęła za sznurek i tramwaj ruszył, kot postąpił jak każdy, kogo wyrzucają z tramwaju, a potrzebuje jechać. Przepuściwszy trzy wagony, wskoczył na tylny zderzak ostatniego, wczepił się łapą w jakiś przewód wystający ze ściany i odjechał, zaoszczędziwszy w ten sposób kopiejki.
Zajęty paskudnym kocurem Iwan omal nie zgubił głównego z całej trójki – profesora. Ale ten, na szczęście, nie zdążył umknąć, poeta wypatrzył jego szary beret w mrowiu ludzkim na samym początku Bolszoj Nikickiej, czyli ulicy Hercena[2]. W mgnieniu oka Iwan tam się znalazł. Na nic. Poeta przyspieszał kroku, zaczynał biec kłusem, potrącając przechodniów, lecz ani o centymetr nie zbliżył się do profesora.
Mimo zdenerwowania Iwan był zaskoczony niezwykłą prędkością, СКАЧАТЬ