Tysiąc Wspaniałych Słońc. Халед Хоссейни
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу TysiÄ…c WspaniaÅ‚ych SÅ‚oÅ„c - Халед Хоссейни страница 8

СКАЧАТЬ ją myśl o nadchodzącym tygodniu, który zdawał jej się niczym jakiś ogromny, niewzruszony przedmiot stojący pomiędzy nią a kolejną wizytą taty. Mariam zawsze wstrzymywała oddech, patrząc, jak Dżalil odchodzi. Wstrzymywała oddech i bezgłośnie odliczała sekundy. Miała cichą nadzieję, że za każdą sekundę bez oddechu Bóg da jej jeden dzień z ojcem.

      Nocami Mariam leżała na posłaniu i zastanawiała się, jak wygląda dom ojca w Heracie. Zastanawiała się, jak by to było, gdyby z nim mieszkała, widziała go każdego dnia. Wyobrażała sobie, że podaje mu ręcznik, kiedy Dżalil się goli, i mówi mu, że się zaciął. Parzyłaby mu herbatę, przyszywała oderwane guziki. Spacerowaliby razem po Heracie, po bazarze pod łukowatym sklepieniem, gdzie, jak mówił Dżalil, można znaleźć wszystko, czego się tylko zapragnie. Jeździliby jego samochodem, a ludzie wskazywaliby na nich, mówiąc: „Oto jedzie Dżalil Chan ze swoją córką”. Pokazałby jej słynne drzewo, pod którym pochowany jest poeta.

      Mariam postanowiła, że któregoś dnia, całkiem niedługo, opowie o tym Dżalilowi. A kiedy on się o tym dowie, kiedy przekona się, jak bardzo Mariam za nim tęskni, kiedy go nie ma, na pewno weźmie ją ze sobą. Zabierze ją do Heratu, do swojego domu, tak jak pozostałe dzieci.

      5

      Wiem, czego chcę – powiedziała Mariam do Dżalila.

      Było to wiosną 1974 roku, kiedy Mariam zaczęła piętnasty rok życia. Siedzieli we trójkę przed kolbą, w plamie cienia rzucanego przez wierzby, na rozkładanych krzesłach ustawionych w trójkąt.

      – Na moje urodziny… Wiem, czego chcę.

      – Naprawdę? – spytał Dżalil, uśmiechając się zachęcająco.

      Dwa tygodnie wcześniej, po długim dopytywaniu się Mariam, Dżalil wspomniał, że w jego kinie wyświetlany jest amerykański film. Był to specjalny rodzaj filmu, który Dżalil nazywał „rysunkowym”. Cały film składał się z serii rysunków, opowiadał Dżalil, były ich tysiące i wszystkie razem tworzyły film, a w trakcie wyświetlania go na ekranie miało się złudzenie, że rysunki się poruszają. Dżalil powiedział, że jest to film o starym bezdzietnym lalkarzu, który czuje się samotny i rozpaczliwie pragnie mieć syna. Dlatego rzeźbi kukiełkę, chłopca, który w magiczny sposób ożywa. Mariam chciała dowiedzieć się więcej, więc Dżalil powiedział, że starzec i jego kukiełka przeżywają mnóstwo przygód, że w filmie pojawia się miejsce zwane Wyspą Przyjemności, a także chłopcy, którzy zamieniają się w osły. A na końcu połyka ich nawet, to znaczy lalkarza i jego kukiełkę, wieloryb. Mariam opowiedziała o tym filmie mulle Faizullahowi.

      – Chcę, żebyś zabrał mnie do swojego kina – oświadczyła wtedy Mariam. – Chcę zobaczyć film rysunkowy. Chcę zobaczyć chłopca, który jest kukiełką.

      Mówiąc to, Mariam wyczuła w powietrzu napięcie. Jej rodzice zaczęli niespokojnie kręcić się na krzesłach. Mariam miała wrażenie, że wymieniają porozumiewawcze spojrzenia.

      – To nie jest dobry pomysł – stwierdziła Nana. Mówiła spokojnym, opanowanym głosem, jak zawsze przy Dżalilu, ale Mariam czuła na sobie jej ostre, oskarżycielskie spojrzenie.

      Dżalil uniósł się na krześle. Zakaszlał, po czym powiedział:

      – Wiesz, obraz nie jest dobrej jakości. Ani dźwięk. A ostatnio projektor często się psuje. Może twoja matka ma rację. Może pomyślisz o jakimś innym prezencie, Mariam dżun.

      – Nie ma mowy – ucięła Nana. – Widzisz, twój ojciec jest tego samego zdania.

      Ale później, nad strumieniem, Mariam poprosiła:

      – Zabierz mnie do kina.

      – Powiem ci coś – odparł Dżalil. – Wyślę kogoś po ciebie, kto cię tam zabierze. Zadbam, żebyś dostała dobre miejsce i tyle cukierków, ile tylko zechcesz.

      – Nici. Chcę, żebyś to ty mnie zabrał.

      – Mariam dżun

      – I chcę, żebyś zaprosił również moich braci i siostry. Chcę ich spotkać. Chcę, żebyśmy poszli wszyscy razem. Tego właśnie chcę.

      Dżalil westchnął i odwrócił wzrok, patrząc w stronę gór.

      Mariam przypomniała sobie, jak kiedyś opowiadał, że na ekranie twarz człowieka jest wielka jak dom, a kiedy rozbija się samochód, czujesz niemal blachy wbijające ci się w kości. Wyobraziła sobie, że siedzi w prywatnej loży, liże lody, a obok niej siedzi jej rodzeństwo i Dżalil.

      – Tego właśnie chcę – powtórzyła.

      Dżalil popatrzył na nią ze smutkiem.

      – Jutro o dwunastej spotkamy się w tym miejscu. Dobrze? Jutro.

      – Chodź do mnie – powiedział. Przykucnął, przyciągnął ją do siebie i bardzo długo trzymał w ramionach.

      Na początku Nana krążyła po chacie, zaciskając i rozwierając palce.

      – Ze wszystkich córek, które mogłam mieć, dlaczego Bóg dał mi taką niewdzięcznicę jak ty? Po tym wszystkim, co musiałam dla ciebie znosić! Jak śmiesz! Jak śmiesz tak mnie porzucać, ty zdradziecka mała harami!

      Potem zaczęła drwić.

      – Ależ ty jesteś głupia! Myślisz, że coś dla niego znaczysz, że jesteś mile widziana w jego domu? Myślisz, że jesteś dla niego jak córka? Że cię ze sobą weźmie? Coś ci powiem: mężczyźni mają podłe serca, podłe, Mariam. To nie jest łono matki. Nie będzie krwawić, nie rozciągnie się, żeby zrobić dla ciebie miejsce. Tylko ja cię kocham. Jestem wszystkim, co masz na tym świecie, Mariam, a kiedy mnie zabraknie, nie będziesz miała niczego. Niczego. Sama jesteś niczym!

      Potem próbowała wywołać w niej poczucie winy.

      – Umrę, jeżeli pójdziesz. Przyjdzie dżinn i dostanę ataku. Zobaczysz, połknę własny język i umrę. Nie zostawiaj mnie, Mariam dżun. Proszę. Umrę, jeżeli pójdziesz.

      Mariam nic na to nie odpowiedziała.

      – Wiesz, że cię kocham, Mariam dżun.

      Mariam oznajmiła, że idzie na spacer.

      Obawiała się, że jeśli zostanie, powie Nanie coś, co bardzo ją zrani: że wie, iż dżinn jest kłamstwem, że Dżalil uświadomił ją, że to, na co cierpi Nana, jest chorobą, która ma swoją nazwę i którą można złagodzić tabletkami. Mogłaby spytać Nanę, dlaczego nie chciała, by zbadali ją lekarze Dżalila, choć on nalegał, i dlaczego nie bierze tabletek, które jej kupił. Gdyby zdołała to powiedzieć, mogłaby również wyrzucić jej, że ma dość ciągłych pretensji, instrumentalnego traktowania, okłamywania i wykorzystywania. Że niedobrze jej się robi od bezustannego naciągania faktów z życia Nany i robienia z niej samej, Mariam, kolejnego wyrzutu do całego świata.

      Boisz się, Nano, mogłaby powiedzieć. Boisz się, że mogłabym zaznać szczęścia, którego sama nigdy nie СКАЧАТЬ