Tysiąc Wspaniałych Słońc. Халед Хоссейни
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу TysiÄ…c WspaniaÅ‚ych SÅ‚oÅ„c - Халед Хоссейни страница 4

СКАЧАТЬ oczarować. Ten twój ukochany tata nas zdradził. Wyrzucił nas. Wyrzucił nas ze swojego wielkiego wspaniałego domu, jakbyśmy nic dla niego nie znaczyły. Zrobił to bardzo ochoczo.

      Mariam słuchała tego posłusznie. Nigdy nie odważyła się powiedzieć Nanie, jak bardzo nie lubi, gdy mówi w ten sposób o Dżalilu. Prawda była taka, że przy nim Mariam wcale nie czuła się jak harami. Przez godzinę lub dwie, w każdy czwartek, Mariam czuła, że zasługuje na całe piękno i dobro, jakie życie ma do zaoferowania. I za to Mariam kochała Dżalila.

      Choć musiała się nim dzielić.

      Dżalil miał trzy żony i dziewięcioro dzieci – dziewięcioro prawowitych dzieci, których Mariam nie znała. Był jednym z najbogatszych ludzi w Heracie. Miał kino, którego Mariam nigdy nie widziała, ale na jej usilne prośby Dżalil opowiedział o nim, więc wiedziała, że fasadę zdobią niebieskie i jasnobrązowe płytki z terakoty, że w środku są prywatne loże, a sufit jest kratkowany. Podwójne wahadłowe drzwi prowadziły do holu wyłożonego płytkami ceramicznymi, gdzie wisiały oprawione w szkło plakaty z hinduskich filmów. We wtorki, powiedział jej kiedyś Dżalil, dzieci dostają lody za darmo.

      Nana uśmiechała się łagodnie, kiedy o tym mówił. Odczekała, aż Dżalil opuści ich dom i dopiero wtedy uśmiechnęła się złośliwie i mruknęła:

      – Obce dzieci dostają lody. A ty co dostajesz, Mariam? Opowieści o lodach.

      Oprócz kina Dżalil posiadał również ziemię w Karruch, ziemię w Farah, trzy sklepy z dywanami, sklep odzieżowy i czarnego buicka roadmastera rocznik 1956. Był jednym z najbardziej ustosunkowanych ludzi w Heracie, przyjaźnił się z merem miasta i gubernatorem prowincji. Miał kucharza, kierowcę i trzy gosposie.

      Nana była jedną z nich. Dopóki nie zaczął jej rosnąć brzuch.

      Kiedy to się stało, cała rodzina Dżalila wzięła, jak opowiadała Nana, tak głęboki oddech, że wyciągnęła powietrze z całego Heratu. Jego teściowie przysięgali, że poleje się krew. Żony zażądały, by ją wyrzucił. A ojciec Nany, skromny rzemieślnik rzeźbiący w kamieniu, z pobliskiej wioski Gol Daman, wyrzekł się jej. Zhańbiony spakował manatki, wsiadł do autobusu jadącego do Iranu, po czym słuch o nim zaginął.

      – Czasami – stwierdziła Nana któregoś ranka, karmiąc kurczaki przed kolbą – żałuję, że ojcu zabrakło odwagi, by naostrzyć nóż i postąpić honorowo. Tak mogło być dla mnie lepiej. – Rzuciła kolejną garść ziaren do kojca, zamilkła, spojrzała na Mariam i dodała: – Może lepiej również dla ciebie. Przynajmniej nie cierpiałabyś, wiedząc, że jesteś tym, kim jesteś. Ale on był tchórzem, ten mój ojciec. Brak mu było del, serca, aby to uczynić.

      Dżalil też nie miał del, rzekła Nana, by postąpić honorowo. Przeciwstawić się rodzinie, żonom i teściom i wziąć odpowiedzialność za to, co uczynił. Zamiast tego za zamkniętymi drzwiami szybko dobito targu, który miał uratować jego twarz. Następnego dnia kazał jej spakować skromny dobytek i ją odesłał.

      – Wiesz, co powiedział żonom na swoje usprawiedliwienie? Że ja go do tego zmusiłam. Że to była moja wina. Didi? Widzisz? Oto, co znaczy być kobietą na tym świecie.

      Nana odstawiła miskę z karmą dla kurczaków i uniosła palcem podbródek Mariam.

      – Spójrz na mnie, Mariam.

      Mariam z ociąganiem podniosła wzrok.

      Nana powiedziała:

      – Naucz się tego, i to dobrze, córko. Tak jak igła kompasu zawsze wskazuje północ, tak oskarżycielski palec mężczyzny zawsze znajdzie kobietę. Zawsze. Pamiętaj o tym, Mariam.

      2

      Dla Dżalila i jego żon byłam szkarłatką. Bylicą. I ty też. A nawet jeszcze nie przyszłaś na świat.

      – Co to jest szkarłatka? – spytała Mariam.

      – Chwast – odpowiedziała Nana. – Coś, co wyrywasz i odrzucasz na bok.

      Mariam odczuła wewnętrzny opór. Dżalil nigdy nie traktował jej, jakby była chwastem. Nigdy. Ale Mariam uznała, że rozsądniej jest zachować te przemyślenia dla siebie.

      – Ale mnie w przeciwieństwie do chwastu trzeba było przesadzić, dać mi jedzenie i wodę. Z twojego powodu. Taką umowę zawarł Dżalil ze swoją rodziną.

      Nana powiedziała, że odrzuciła propozycję zamieszkania w Heracie.

      – Po co? Żebym całymi dniami oglądała, jak obwozi swoje żony kinczini po mieście?

      Nie chciała również zamieszkać w pustym domu swojego ojca w wiosce Gol Daman, na zboczu wzgórza, dwa kilometry za Heratem. Wolała zamieszkać gdzieś na uboczu, w odosobnieniu, gdzie sąsiedzi nie wpatrywaliby się w jej brzuch, nie wytykali jej palcami, nie węszyli albo, co gorsza, obrażali nieszczerą uprzejmością.

      – I uwierz mi – mówiła Nana – dla twojego ojca było to prawdziwą ulgą. Bardzo mu to pasowało, że znikłam mu z oczu.

      To Mohsen, najstarszy syn Dżalila i jego pierwszej żony Chadidżi, zaproponował tę polanę. Znajdowała się pod wioską Gol Daman. Żeby do niej dotrzeć, trzeba było iść w górę wzgórza wyboistą zabłoconą ścieżką odchodzącą od głównej drogi łączącej Gol Daman z Heratem. Po obu jej stronach rosła wysoka do kolan trawa, wśród której jaśniały białe i żółte kwiatki. Ścieżka wiła się w górę aż do płaskiego pola, gdzie rosły strzeliste topole i kępy dzikich krzaków. Można było stamtąd dostrzec końce zardzewiałych łopat wiatraka w wiosce Gol Daman, a po obu stronach rozciągał się widok na cały Herat. Ścieżka kończyła się przy szerokim, pełnym pstrągów strumieniu, który spływał z gór Safed-koh otaczających wioskę Gol Daman. Dwieście metrów w górę strumienia, bliżej gór, rosła kępa wierzb. Pośrodku, w cieniu wierzb, znajdowała się ta polanka.

      Dżalil pojechał ją zobaczyć. Kiedy wrócił, opowiadała Nana, mówił jak strażnik chełpiący się czystymi ścianami i lśniącą posadzką swojego więzienia.

      – I tak twój ojciec zbudował dla nas tę mysią dziurę.

      Kiedyś, kiedy Nana miała piętnaście lat, niewiele brakowało, a wyszłaby za mąż. O jej względy zabiegał chłopak z Szindandu, młody sprzedawca papug. Mariam znała tę historię bezpośrednio od Nany i choć Nana lekceważyła ten epizod, Mariam z jej pełnych nostalgii oczu wyczytała, że była wtedy szczęśliwa. Być może jedyny raz w życiu, w ciągu tamtych dni poprzedzających wesele Nana była wtedy naprawdę szczęśliwa.

      Kiedy Nana o tym opowiadała, Mariam siedziała na jej kolanach i próbowała wyobrazić sobie swoją mamę szykującą się do włożenia sukni ślubnej. Wyobrażała ją sobie siedzącą na koniu, uśmiechającą się nieśmiało zza woalki, w zielonej sukni, z dłońmi pomalowanymi na czerwono henną, włosami obsypanymi srebrnym pyłem, warkoczykami utrwalonymi żywicą. Widziała muzyków grających na fletach szahnaj i bijących w bębny dohol, gromadę biegnących rozkrzyczanych dzieci na ulicy.

      Potem, tydzień przed planowaną datą ślubu, СКАЧАТЬ