Białe kości. Graham Masterton
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Białe kości - Graham Masterton страница 7

Название: Białe kości

Автор: Graham Masterton

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Полицейские детективы

Серия: Katie Maguire

isbn: 978-83-8125-929-3

isbn:

СКАЧАТЬ Pani komisarz? Proszę tylko na to zerknąć.

      Włożyła gumową rękawiczkę i wzięła do ręki jedną z kości. Na górnym końcu, w części stawowej, znajdowała się mała dziurka, a przez otwór przeciągnięto krótki zatłuszczony szpagat. Na końcu szpagatu przywiązana była figurka, jakby lalka, zrobiona ze szmat, z powtykanymi sześcioma lub siedmioma zardzewiałymi gwoździami i haczykami. Wszystkie kości udowe ktoś przewiercił w taki sam sposób. Do każdej doczepiona była identyczna mała szmaciana laleczka.

      – No i co o tym sądzisz, Liam? – zapytała Katie. – Widziałeś kiedyś coś takiego?

      Liam uważnie przyjrzał się małej figurce i pokręcił głową.

      – Nigdy. Wygląda jak laleczka voodoo, prawda? Taka, co to wbija się w nią szpilki, żeby się na kimś zemścić.

      – Voodoo? W Knocknadeenly?

      Technik wziął kość i wrócił do pracy.

      – Nie wiem, co tu się stało, Liam – powiedziała Katie. – Ale z pewnością było to coś bardzo dziwnego.

      W tym momencie podszedł do niej John i zapytał:

      – Może napije się pani czegoś, pani komisarz?

      – Dziękuję, chętnie wypiję herbatę – odparła, chociaż, wiele dałaby w tej chwili za podwójną wódkę. – Bez mleka i bez cukru.

      – A pan, inspektorze?

      – Poproszę herbatę z potrójnym cukrem. I będę wdzięczny, jeśli pan nie zamiesza. Bardzo lubię tę słodką resztkę na dnie szklanki.

      * * *

      Stopniowo od zachodu zaczęło się przejaśniać i wkrótce farmę oświetliły jakby rozwodnione, szarawe promienie słońca. Katie weszła do domu, żeby porozmawiać z matką Johna. Pani Meagher siedziała w salonie, w zielonym rozpinanym swetrze narzuconym na ramiona. Oglądała Fair City w telewizji i głaskała psa. Na stole obok niej znajdowała się duża, oprawiona w ramkę fotografia siwowłosego mężczyzny, wyglądającego tak, jak zapewne będzie wyglądał John za dwadzieścia lat. Obok stała pusta filiżanka po herbacie i popielniczka pełna niedopałków.

      – Muszę pani zadać kilka pytań, pani Meagher.

      – Och, naprawdę? – zdziwiła się matka Johna. Nie oderwała wzroku od ekranu telewizora.

      – Czy ma pani coś przeciwko temu, że usiądę?

      – Proszę usiąść, ale najpierw niech pani zdejmie ten mokry płaszcz.

      – Oczywiście. – Katie zdjęła płaszcz przeciwdeszczowy i przewiesiła go przez oparcie drewnianego krzesła stojącego za drzwiami. Pod płaszczem miała ładny szary kostium i bluzkę w kolorze miedzi, niemal identycznym jak jej włosy. Usiadła naprzeciwko gospodyni, która nie przerwała oglądania opery mydlanej. Salon pachniał wilgocią, jedzeniem i lawendowym płynem do polerowania mebli.

      – Do tej pory odkryliśmy szczątki ośmiu ludzi, a wygląda na to, że może być ich więcej.

      – Panie, świeć nad ich duszami.

      – Czy podejrzewa pani, kto ich tutaj pochował?

      – Hm… ktoś musiał to zrobić. Sami się nie pozakopywali.

      – Nie, pani Meagher. Byłabym zdziwiona, gdyby tak było. Bardzo chciałabym wiedzieć, czy pani zmarły mąż wykonywał jakieś prace przy starej spiżarni.

      – Ciągle coś robił, to tu, to tam. Tutaj się pracuje bez chwili wytchnienia.

      – Oczywiście. Chodzi mi jednak o to, czy kiedykolwiek odniosła pani wrażenie, że robił tu coś niezwykłego? Jakieś prace budowlane? Może gdzieś kopał?

      – Najświętsze serce Pana Jezusa, chyba nie wmawia mi pani, że to mój Michael zakopał tych nieszczęśników?

      – Próbuję dociec, w jaki sposób i kiedy zwłoki znalazły się na terenie farmy.

      – Jestem pewna, że ja tego pani nie wyjaśnię. Pochowanie tak wielu ludzi wymagałoby mnóstwa pracy, prawda? Michael nigdy nie miałby czasu na coś takiego. Zawsze powtarzał, że pracuje ciężej niż dwa konie i osioł razem wzięte.

      – Czy interesował się polityką?

      – Wiem, co pani ma na myśli. Czytał „An Phoblacht”, ale nie miał czasu na politykę. Ani na żadne spotkania. Byłam w stanie wyciągać go z farmy jedynie na msze w niedziele.

      – Czy miał jakichś przyjaciół, o których pani wiedziała?

      – Spotykał się z kilkoma facetami w Roundy House w Ballyhooly. Czasami w czwartkowe wieczory grywał z nimi na akordeonie. To były jedyne dni, kiedy zostawiał farmę. Ale to byli słabi starzy ludzie, nie zabiliby muchy. A już na pewno nie mieliby sił, żeby pochować tych nieszczęśników.

      – Czy kiedykolwiek odwiedzał go tutaj ktoś dziwny? Ktoś, kogo pani dobrze nie znała?

      Pani Meagher pokręciła głową.

      – Michael lubił, kiedy otaczała go rodzina, nie był jednak towarzyskim człowiekiem. Czasami bywał u nas ten gruby i nic niewarty ksiądz, ojciec Morrissey, częstowałam go ciastem albo kanapką z szynką. Michael mawiał potem, że najchętniej rozciąłby mu brzuch, żeby odzyskać ten poczęstunek. Niełatwo było mu pogodzić się z myślą, ile ciężkiej pracy kosztował go każdy kęs zjedzony przez księdza.

      – Rozumiem. Wydaje mi się, że pani mąż był raczej surowym, trudnym człowiekiem. Nie chcę oczywiście źle o nim mówić.

      Pani Meagher głośno wciągnęła powietrze przez nos.

      – Miał swoje poglądy i nie dbał o to, czy są popularne. Ale nie, moja droga, wcale nie był trudniejszy od innych mężczyzn. – Powiedziała to takim tonem, jakby wszyscy mężczyźni na świecie byli absolutnie nieznośni.

      – Czy kiedykolwiek uwikłał się z kimś w jakiś długotrwały spór, kłótnię?

      – Co? Rzadko zamieniał z kimkolwiek pojedyncze słowo, a co tu dopiero mówić o kłótniach!

      – Jeszcze jedno. Czy słyszała pani kiedyś o ludziach, którzy zaginęli w okolicy? Niekoniecznie ostatnio, ale w ogóle.

      – O zaginionych ludziach? – Pani Meagher po raz pierwszy oderwała wzrok od telewizora. – Nie, nigdy nie słyszałam, żeby ktoś zaginął. Oczywiście, kiedy byłam dziewczynką, matka często opowiadała nam historie o ludziach, których wróżki zabrały do Niewidzialnego Królestwa, ale mówiła to tylko po to, żeby nas postraszyć i zmusić do zjedzenia ziemniaków.

      Katie uśmiechnęła się i pokiwała głową.

      – Jeszcze jedna rzecz – odezwała się po chwili. – Czy widziała pani już kiedyś coś takiego? – Sięgnęła do kieszeni i wydobyła plastikowy СКАЧАТЬ