Название: Opowiadania kołymskie
Автор: Варлам Шаламов
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Historia
isbn: 9788381887113
isbn:
Grano zawsze we dwójkę – jeden przeciw jednemu. Żaden z mistrzów nie poniżał się do uczestniczenia w grach grupowych w rodzaju „oczka”. Nie bano się siadać z mocnymi graczami, tak jak i w szachach, gdzie prawdziwy wirtuoz poszukuje silniejszego przeciwnika.
Partnerem Siewoczki był sam Naumow, brygadzista wozaków. Starszy od swojego rywala (nawiasem mówiąc, ile lat miał Siewoczka – dwadzieścia? trzydzieści? czterdzieści?), czarnowłosy chłopak z takim męczeńskim wyrazem czarnych, głęboko osadzonych oczu, że nie wiedząc, iż Naumow to kolejny złodziej z Kubania, wzięłoby się go za jakiegoś pielgrzyma – mnicha albo członka znanej sekty „Bóg wie”, sekty, którą już od dziesiątków lat spotyka się w naszych łagrach. Wrażenie to potęgowało się na widok sznurka z cynowym krzyżykiem zwisającego z szyi Naumowa – kołnierzyk jego koszulki był rozpięty. Krzyżyk ten wcale nie był bluźnierczym żartem, kaprysem ani też improwizacją. W owych czasach wszyscy błatniacy nosili na szyjach aluminiowe krzyżyki; był to rozpoznawczy znak zakonu, tak jak tatuaż.
W latach dwudziestych błatniacy nosili czapki personelu technicznego, wcześniej jeszcze „kapitanki”. W czterdziestych latach zimą chodzili w kubankach, podginali cholewki walonek, a na szyi nosili krzyże.
Krzyż zazwyczaj był gładki, lecz jeśli natrafili na plastyków, zmuszali ich do wyrysowania igłą wzorów związanych z ulubionymi motywami: sercem, kratą, krzyżem, nagą kobietą.
Krzyż Naumowa był gładki. Dyndał na jego ciemnej piersi, uniemożliwiając odczytanie wykłutego na niebiesko tatuażu, cytatu z Jesienina – jedynego poety uznanego i kanonizowanego przez „świat przestępczy”:
Jak mało przemierzonych dróg,
Jak dużo tam omyłek.
– Co grasz? – wycedził przez zęby Siewoczka z wyrazem niezmiernej wzgardy. To również uznawane było za dobry ton, obowiązujący przy rozpoczęciu gry.
– Ot, szmatki. Tę „lepiochę”… – Naumow poklepał się po ramionach.
– Gram za pięćset – ocenił garnitur Siewoczka.
W odpowiedzi rozległy się głośne, wielosłowne przekleństwa, które powinny były przekonać przeciwnika co do znacznie większej wartości rzeczy. Otaczający graczy widzowie cierpliwie czekali na zakończenie tej tradycyjnej uwertury. Siewoczka nie pozostawał dłużny i wymyślał jeszcze bardziej jadowicie, zbijając cenę. W końcu garnitur wyceniono na tysiąc. Siewoczka ze swej strony „grał” kilka przenoszonych swetrów. Gdy tylko swetry zostały wycenione i rzucone na kołdrę, Siewoczka przetasował karty.
Ja i Garkunow, były inżynier włókienniczy, piłowaliśmy drewno dla baraku Naumowa. Była to praca nocna. Po zakończeniu swego roboczego dnia w wyrobisku trzeba było napiłować i nałupać drewna na całą dobę. Załaziliśmy do baraku wozaków od razu po kolacji; było tu cieplej niż w naszym baraku. Sprzątający Naumowa nalewał po pracy do naszych kociołków chłodną „juszkę” – resztki z jedynego i stałego dania, które według jadłospisu stołówki nazywało się „kluski ukraińskie”, i dawał nam po kawałku chleba. Siadaliśmy gdziekolwiek, w rogu, na podłodze, i pochłanialiśmy zarobioną strawę. Jedliśmy w zupełnej ciemności – barakowe „benzynki” oświetlały karciane pole – lecz według dokładnych spostrzeżeń dawnych mieszkańców więzień: „łyżką nie trafisz poza usta”. A teraz obserwowaliśmy Siewoczkę i Naumowa.
Naumow przegrał swoją „lepiochę”. Spodnie i marynarka leżały koło Siewoczki na kołdrze. Grana była poduszka. Paznokieć Siewoczki wyrysowywał w powietrzu wymyślne wzory. Karty to znikały, to znów pojawiały się w jego dłoni. Naumow był w podkoszulku, satynowa rubaszka poszła w ślad za spodniami. Usłużne ręce narzuciły mu na ramiona tiełogriejkę, ale on zrzucił ją gwałtownym ruchem na ziemię. Nagle wszystko ucichło. Siewoczka leniwie poskrobywał paznokciem po poduszce.
– Gram kołdrę – chrypliwie powiedział Naumow.
– Dwieście – obojętnym głosem powiedział Siewoczka.
– Tysiąc, ty suko! – wrzasnął Naumow.
– Za co? To nie jest rzecz! To „łoksz”, lichota – wymawiał Siewoczka. – Tylko dla ciebie gram za trzysta.
Bój trwał dalej. Zgodnie z zasadami, walka nie może być zakończona, dopóki partner jest jeszcze w stanie czymkolwiek „odpowiadać”.
– Gram walonki!
– Walonek nie gram – twardo rzekł Siewoczka. – Nie gram państwowych łachów.
Przegrany został jakiś ukraiński ręcznik z kogutami, wartości kilku rubli, jakaś cygarnica z wytłoczonym profilem Gogola. Wszystko przechodziło do Siewoczki. Na ciemnej skórze СКАЧАТЬ