Motylek. Katarzyna Puzyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Motylek - Katarzyna Puzyńska страница 7

Название: Motylek

Автор: Katarzyna Puzyńska

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Lipowo

isbn: 9788379616596

isbn:

СКАЧАТЬ sprawą poważniejszą niż zaginięcie kota pani Rudzkiej czy spór o kawałek miedzy pomiędzy Weredą a Nosowskim. Policjant trochę się wstydził swojej radości, ale od śmierci ojca zawsze marzył, żeby ścigać tych, którzy w ten czy inny sposób krzywdzą innych. Teraz miał właśnie taką szansę.

      – Jasne, że my się tym zajmiemy – poparł go Paweł Kamiński. – Nie widzę w tym nic szczególnie skomplikowanego. Jakiś wyrostek potrącił siostrzyczkę i zwiał. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że to synalek naszego własnego kolegi z komisariatu, drogiego Janusza. Kurwa! Nie byłby to pierwszy raz, oj nie! To Bartek i ta cała banda Ziętarskiego. Zapamiętajcie moje słowa.

      Daniel Podgórski stał przy ciele ofiary aż do przyjazdu techników. Miał ochotę zasłonić zmarłą przed wścibskimi spojrzeniami gapiów. Na pewno zależałoby jej na skromności. Wiedział jednak, że nie może tego zrobić. Nie wolno było niczego dotykać do przyjazdu ekipy kryminalistyków. Na ciele mogły być przecież jakieś ślady. Mimo że Paweł Kamiński prawdopodobnie miał rację i sprawa nie stanowiła zbyt wielkiej tajemnicy, Daniel wolał dmuchać na zimne.

      To nie powinno być trudne, pomyślał, żeby pocieszyć sam siebie. Coś jednak nie dawało mu spokoju.

      ROZDZIAŁ 2

      Warszawa 1950

      Marianna mieszkała w Warszawie już od kilku miesięcy. Czasami brakowało jej szumu lasu wieczorami i słodkiego zapachu pól, ale mimo wszystko czuła się szczęśliwa. Mimo ostrzeżeń rodziny i przyjaciół, że w stolicy panuje jeszcze większa bieda niż u nich na wsi, udało jej się dość szybko znaleźć pracę. Została opiekunką dwójki uroczych dziewczynek w pewnej bogatej rodzinie. Była pewna, że lepiej trafić nie mogła.

      Kiedy wyjeżdżała ze swojej małej wioski, gdzie wszyscy przymierali głodem, nie wyobrażała sobie nawet, że ktoś może żyć w takim luksusie. Dziewczynki miały inne ubrania na każdy dzień, a na obiad prawie codziennie podawano mięso. Kucharka pozwalała jej nawet zjadać to, co zostało. Jej twarz zaokrągliła się i nie przypominała już spłoszonej wiejskiej dziewczyny, którą była jeszcze kilka miesięcy temu.

      Matka przestrzegała ją przed wyjazdem do stolicy, ale pieniądze, które Marianna przesyłała co miesiąc, zamknęły jej w końcu skutecznie usta. Wysyłały do siebie długie listy, mimo że żadna z nich nie umiała zbyt dobrze pisać. Matka mówiła o nowych dzieciach u sąsiadów, a Marianna opisywała ze szczegółami postępy odbudowy zniszczonej niemieckimi bombami stolicy.

      Jesienią pracodawczyni Marianny ponownie zaszła w ciążę. W domu zapanowała radosna atmosfera oczekiwania na mający się wydarzyć cud. Marianna cieszyła się wraz z domownikami. Czuła się już częścią tej rodziny i za taką była przez wszystkich uważana.

      Pewnej nocy obudził ją krzyk bólu. Pani poczuła się bardzo źle i trzeba było posłać po doktora. Przybył natychmiast. Był najlepszym specjalistą w dziedzinie ginekologii i położnictwa, więc dysponował samochodem. Marianna otworzyła mu drzwi, ale zabrakło jej odwagi, żeby na niego spojrzeć. Widziała tylko błyszczące w świetle ulicznych latarni lakierki. W końcu zebrała się w sobie i spojrzała trwożnie na doktora.

      – Dobry wieczór – przywitał się uprzejmie lekarz.

      Marianna dygnęła lekko. Bała się odezwać. Opuściła tylko głowę spłoszona.

      – Gdzie jest twoja pani? – zapytał doktor łagodnie, chcąc ją nieco ośmielić. – Czy wszystko z nią w porządku? Przyjechałem najszybciej, jak mogłem.

      – Moja pani ma bóle – wyjąkała dziewczyna i spuściła głowę jeszcze niżej.

      – Masz piękne fiołkowe oczy, nie chowaj ich tak – powiedział mężczyzna.

      Zarumieniła się. Była jednak zbyt nieśmiała, żeby odpowiedzieć. Doktor zaśmiał się serdecznie i poszedł na górę do pacjentki.

      Piękne fiołkowe oczy, piękne fiołkowe oczy – powtarzała sobie Marianna w duchu. Nikt jeszcze nie powiedział jej nic takiego. To były najcudowniejsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszała. Miała nadzieję, że lekarz jeszcze nieraz tu przyjdzie. Nie życzyła swojej pani źle, ale jak inaczej mogłaby spotkać się z tym eleganckim doktorem?

      Ku jej radości badania powtarzały się coraz częściej. Lekarz przychodził prawie codziennie. Spoglądał na nią z sympatią i prawił niewinne komplementy. Kilka razy przyniósł jakiś prezent. Serce biło jej szybciej, gdy tylko słyszała jego głos.

      Marianna coraz rzadziej pisywała do matki. Czuła, że przyjaźń z doktorem to nie byłby dobry temat, a nie mogła teraz myśleć o niczym innym.

      ROZDZIAŁ 3

      Lipowo. Wtorek, 15 stycznia 2013, po południu

      Weronika Nowakowska postanowiła zacząć sprzątanie dworku od parteru. Wkrótce będzie się musiała zająć przygotowaniem boksu w starej stajni za domem. Za kilka dni mieli przywieźć Lancelota, jej ukochanego konia. Była to trochę przerażająca wizja, zważywszy na to, że nic właściwie nie było jeszcze gotowe. Kiedy umawiała się z przewoźnikiem, wydawało jej się, że prace pójdą znacznie szybciej. Okazało się jednak, że nie tak łatwo jest zajmować się remontem, sprzątaniem i żałobą po zakończonym małżeństwie. Za dużo jak na jedną osobę, uznała w duchu. W rezultacie boks dla konia nie był gotowy, padok też nie. Ściemniało się już, więc postanowiła zająć się tym jutro z samego rana. W ciemności i tak niczego nie zrobi. W oddali usłyszała syrenę, jakby jechała karetka na sygnale, ale zaraz wszystko ucichło. Może tylko jej się zdawało. Tymczasem postanowiła skupić się na domu.

      Na parterze znajdowała się duża kuchnia połączona z przestronną jadalnią, wielki hol ze szklanymi drzwiami, gabinet oraz łazienka. Praktycznie wszystko nadawało się do generalnego remontu. Stara podłoga skrzypiała pod ciężarem lat. W niektórych miejscach deski się wypaczyły, w innych lakier, pokrywający niegdyś luksusowy parkiet, zupełnie się wytarł. W kuchni na szczęście ktoś zamontował już najnowsze zdobycze techniki, czyli lodówkę i kuchenkę, ale inne sprzęty pozostawiały wiele do życzenia. Jadalnia przedstawiała się nieco lepiej, ze starym pięknym stołem i serwantką. Weronika była z niej dumna. W przyszłości, jak będzie miała więcej czasu i mniej problemów na głowie, zajmie się renowacją tych pięknych mebli. Zawsze o tym marzyła.

      Nuciła pod nosem ulubione piosenki, a sprzątanie szło coraz szybciej. W mgnieniu oka uporała się z kuchnią, jadalnią i holem, potem przeniosła się do gabinetu. Okna pomieszczenia wychodziły na zachód, więc w pogodne dni jego ściany tonęły w złotych barwach zasypiającego słońca. Stare meble ktoś przykrył prześcieradłami dla ochrony przed kurzem. Odsłaniała je po kolei, a spod materiału wyłaniały się prawdziwe skarby. Pięknie zdobione stare sprzęty, marzenie każdego kolekcjonera. Niestety większość, tak jak komplet z jadalni, wymagała solidnej pracy, żeby przywrócić im dawny blask. Wszystko w swoim czasie, uznała. Weronika prawie żałowała, że nie ma tu z nią Mariusza. Chciała się pochwalić, jaki interes zrobiła. Ciekawe, czy teraz by się z niej śmiał.

      Pośrodku gabinetu stało solidne staromodne biurko. Miało mnóstwo mniejszych i większych СКАЧАТЬ