Motylek. Katarzyna Puzyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Motylek - Katarzyna Puzyńska страница 20

Название: Motylek

Автор: Katarzyna Puzyńska

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Lipowo

isbn: 9788379616596

isbn:

СКАЧАТЬ w śniegu. Przygotowania do matury i cała reszta. Po tym wszystkim, co się zdarzyło wczoraj, nie wiedział już, czy cokolwiek ma jeszcze jakikolwiek sens. Niby był już w ostatniej klasie. Gdyby wytrzymał jeszcze pół roku, byłby wolny, ze świadectwem dojrzałości w kieszeni. Mógłby wtedy zrobić, co mu się żywnie spodoba. Kłopot polegał na tym, że chłopak nie do końca wiedział, co by to właściwie miało być. Za dużo niewiadomych.

      Z braku konkretnej decyzji co do czekających go lekcji i życia w ogólności zapalił kolejnego papierosa i zaciągnął się głęboko. Dym wypełnił mu płuca.

      – Dasz jednego? – zagadnęła go niska dziewczyna.

      Nie zauważył nawet, kiedy podeszła. Kojarzył ją z autobusu, więc musiała mieszkać gdzieś w okolicach Lipowa. W każdym razie na pewno nie tu. Znałby ją. Kiedy o tym myślał, przypomniał sobie mgliście, że była córką jednego z nauczycieli. Chyba tego od polaka. Może od histy. Patrzyła na niego wyczekująco wielkimi oczami.

      – Takie jak ty chyba nie powinny palić – zbył ją Bartek.

      Nie miał ochoty się dzielić. W paczce zostały mu już tylko dwa papierosy. Za dużo ostatnio palił. Trzeba będzie trochę pooszczędzać.

      – Takie jak ja? – nie zrozumiała.

      – Małolaty – wyjaśnił Bartek znudzony. – Takie jak ty małolaty.

      – Skąd wiesz, ile mam lat? – oburzyła się dziewczyna. – Może jestem starsza od ciebie!

      – Taaa. Jasne – zaśmiał się Bartek głośno. – Nie pal, bo nie urośniesz. I tak jesteś niska.

      – Ty palisz i jakoś urosłeś.

      – Ja to ja.

      Nagle zauważył, że przez szkolne boisko idzie w ich stronę Ziętar ze swoją świtą sługusów. Bezmyślne twarze ubrali w zacięte miny. Sam Ziętar również nie wyglądał na zadowolonego. Nie przedstawiało się to najlepiej. Przynajmniej dla Bartka.

      – Zmywaj się lepiej, mała – rzucił do dziewczyny.

      – Dasz tę fajkę czy nie? – nie ustępowała.

      – Masz – podał jej papierosa. – Ale spływaj już. Jestem zajęty.

      – Dzięki. Jestem Majka Bilska, jakby co – rzuciła i poszła w kierunku miasta.

      Patrzył za nią przez chwilę. Chyba też nie miała ochoty iść do szkoły, a może w ogóle nie po to przyjechała do Brodnicy. Kto ją tam wie. Wydawało mu się, że kręciła swoim małym tyłeczkiem specjalnie dla niego. Działało.

      – Twoja lalunia?

      Głos Ziętara był jak zwykle nieco zbyt wysoki. Może pakować w swojej domowej siłowni, ile da radę, ale z piskliwym głosikiem nic nie zrobi, zaśmiał się w duchu Bartek. Oczywiście nigdy by się nie odważył zrobić tego na głos. Przynajmniej nie wtedy, kiedy Ziętar był w okolicy.

      Przyboczni osiłka zarechotali głupawo. Bartek Rosół westchnął ciężko. Nie mógł zrozumieć, czemu kiedyś tak bardzo chciał należeć do paczki Ziętara. Cóż, chciał, to ma. Teraz było już za późno na zastanawianie się.

      – To jakaś laska ze szkoły – wyjaśnił z udawaną nonszalancją. Najważniejsze to nie pokazać, że się boi. – Chciała szluga, to dałem.

      – Te, twój stary i inne psy wypytują na wiosce – twarz Ziętara znalazła się tuż przy głowie Bartka. Jego oddech był nieświeży i nieprzyjemny. Pachniał cebulą i kiełbasą, jakby przed chwilą jadł. Bliskość sprawiła, że Bartek poczuł się jeszcze bardziej nieswojo. – Nie. Podoba. Mi. Się. To. Dociera do tego tępego łba czy nie?

      Chwycił Bartka za kurtkę. Chłopak poddał się temu bezwolnie. Uznał, że na razie lepiej było się nie stawiać.

      – Nie obchodzi mnie, co zrobisz. Ale koniec wypytywania, bo gorzko pożałujesz! Zrozumiano? To jest złe dla moich interesów. Niekorzystny market się robi.

      – Ale przecież oni nie o ciebie pytają. Chyba że przejechałeś wczoraj tę starą – rzucił Bartek odważnie. Zabrzmiało to bardziej zaczepnie, niż planował.

      Ziętar otworzył szeroko oczy zaskoczony.

      – Chłopaki, czy ja dobrze słyszałem? Ja jemu dupę ratuję, a ten mi tak odpłaca – zwrócił się do swojej gwardii. – Tak to chyba wygląda.

      Skinął na Łysego, który był najwyższy ze wszystkich. Dryblas podszedł, niespiesznie podwijając rękawy kurtki. Bartek próbował się wyrwać, ale Ziętar trzymał go mocno, dopóki Łysy nie skończył.

      Bartek Rosół leżał chwilę na ziemi, krztusząc się. W ustach czuł krew, a całe ciało wydawało się jakby zdrętwiałe. Był pewien, że czucie wróci, ale wtedy akurat będzie tego żałował.

      – Towar opyliłeś? – rzucił Ziętar tonem przyjacielskiej pogawędki, jakby nic się przed chwilą nie stało. – Opyliłeś czy nie? No powiedz Ziętarowi.

      Bartek z wysiłkiem skinął głową.

      – Zuch chłopak. – Ziętar poklepał go lekko po ramieniu. – Teraz są te pieprzone ferie. Zastój w interesie, ale niedługo i tak dam ci więcej. Tak że się szykuj. Komuś będziesz musiał sprzedać, nie obchodzi mnie komu. Jakoś sobie dasz radę. Chłopaki, wracamy na wioskę. Srać mi się chce.

      Ruszyli ulicą w kierunku samochodu. Cała piątka z trudem zmieściła się do niewielkiego fiata Łysego. Bartek nie mógł się powstrzymać, żeby się nie uśmiechnąć. Zaraz tego pożałował. Bolała go cała twarz. Chyba już zaczęła puchnąć. Spróbował unieść się z ziemi. Nie szło to najlepiej.

      Minęła go jakaś staruszka. Popatrzyła na niego zniesmaczona.

      – Może byś mi, kurwa, pomogła, a nie się gapisz? – warknął Bartek.

      Kobieta uciekła szybkim krokiem, ślizgając się po oblodzonym chodniku.

      Nagle zobaczył, że od strony miasta wraca Maja Bilska. W ręku trzymała siatkę. Widocznie poszła tylko do sklepu za rogiem zrobić zakupy. Postawił kołnierz kurtki. Nie chciał, żeby widziała jego twarz. Dziewczyna podeszła do niego z uśmiechem.

      – Co się tak szczerzysz? – burknął Bartek. Chciał ją jak najszybciej spławić. – Co tu w ogóle robisz?! Są ferie. Powinnaś siedzieć w domu!

      – Zawsze taki jesteś? – zainteresowała się Majka. W jej głosie pobrzmiewał ton badacza zainteresowanego jakimś szczególnym przypadkiem. Chyba dopiero teraz zauważyła, w jakim jest stanie. – Ej, co się stało? Kto ci to zrobił?

      – Nie twój pieprzony interes. Spływaj.

      Niewzruszona jego reakcją wyciągnęła z kieszeni kurtki chusteczki do nosa i zaczęła wycierać krew z jego obolałej twarzy.

СКАЧАТЬ