Motylek. Katarzyna Puzyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Motylek - Katarzyna Puzyńska страница 18

Название: Motylek

Автор: Katarzyna Puzyńska

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Lipowo

isbn: 9788379616596

isbn:

СКАЧАТЬ Czy może po prostu odpoczywać. Nie mówili o szczegółach, a ja na razie nie pytałem. Rzeczywiście wygląda nie najlepiej. W każdym razie, co najważniejsze, kiedy pokazałem im zdjęcie, od razu rozpoznał zakonnicę.

      – Tak – wtrącił Marek Zaręba. – Podobno była z jego parafii.

      Daniel Podgórski spojrzał na młodszego kolegę zdziwiony. Zaręba wyglądał na zadowolonego z efektu zaskoczenia, który wywołał.

      – Wpadłem na niego dziś w lesie – dodał Marek tonem wyjaśnienia. – Dlatego wiem.

      Daniel kiwnął głową.

      – Ksiądz zidentyfikował zmarłą jako siostrę Monikę z parafii w Warszawie. Wypadek miał miejsce wczoraj, a my znamy już tożsamość ofiary. Mimo że nie miała przy sobie żadnych dokumentów. Uważam, że to jest spory postęp. Teraz trzeba już tylko znaleźć sprawcę.

      – Chyba nie musimy zbyt daleko szukać – przerwał znowu Paweł Kamiński lekko zachrypniętym głosem. – Najprostsze rozwiązanie jest zawsze najlepsze. Tak mówił mój ojciec, a sami wiecie, że on znał się na tych sprawach. Gadałeś już ze swoim synem, Janusz? Co? Gadałeś?

      – Co sugerujesz? – Janusz Rosół spojrzał na Pawła gniewnie i pochylił się ku niemu przez stół.

      Daniel znowu poczuł od Rosoła alkohol. Zaczynał się bać, że kolega ma z tym problem. W ich wsi zdarzało się to niestety dość często.

      – To nie byłby pierwszy raz, kiedy twój popieprzony synalek coś przeskrobał. Tylko tyle. Nic więcej nie mówię. Sami wyciągnijcie wnioski – zaśmiał się Paweł, bujając się na krześle. – Do tego należy do bandy Ziętarskiego. Jeśli o mnie chodzi, to podejrzewam, że rozprowadza prochy w szkołach w Brodnicy. Zapamiętajcie, kurwa, moje słowa.

      – Skup się lepiej na sobie! – krzyknął Janusz Rosół, zrywając się gniewnie z krzesła. Od dawna nie był tak ożywiony. – Bartek nie ma z tym wszystkim nic wspólnego. I na pewno nie sprzedaje żadnych narkotyków! Nie pozwolę obrażać mojej rodziny!

      Daniel Podgórski westchnął. Przepychanki słowne do niczego dobrego ich nie doprowadzą.

      – Panowie – powiedział uspokajająco, zanim Kamiński miał szansę coś dodać. – Musimy się skupić na bieżącej sprawie. Przeanalizujmy po kolei fakty, zamiast się niepotrzebnie emocjonować.

      Rosół usiadł skrzywiony, nie patrząc na Kamińskiego. Paweł zaśmiał się tylko szyderczo w odpowiedzi.

      – Podsumowując – kontynuował rozważania Daniel. – Mamy zakonnicę, siostrę Monikę. Kobieta została przejechana niedaleko przystanku autobusowego. Zastanówmy się, czy możemy coś z tego wywnioskować. Potem będziemy posuwać się naprzód krok za krokiem.

      Podgórski już wcześniej postanowił podejść do tego wypadku, jakby mieli do czynienia ze sprawą kryminalną, ponieważ coś cały czas mu mówiło, że nie było to zwykłe potrącenie. Miejsce popełnienia przestępstwa prawie zawsze miało znaczenie i mogło stać się punktem wyjścia do dalszych rozważań.

      Kamiński przewrócił oczami niezadowolony.

      – Po co nam takie idiotyczne pieprzenie – mruknął teatralnym szeptem. – To tylko strata czasu.

      – Możliwe, że przyjechała pekaesem. Szła w kierunku wsi, kiedy z tyłu nadjechał samochód – analizował Marek Zaręba, nie zważając na kolegę. Młody policjant jako jedyny wydawał się skupiony na sprawie. Może czuł się odpowiedzialny, ponieważ wypadek miał miejsce w jego dzielnicy. – Ktoś stracił panowanie nad kierownicą i w nią uderzył?

      Podgórski pokiwał głową.

      – Dokładnie. Na razie nie mamy powodów podejrzewać celowej zbrodni. Jeżeli założymy, że to wszystko stało się niechcący, tak jak mówi Młody, skupianie się na osobie zakonnicy niewiele nam da. Jeżeli to był przypadek, to najprawdopodobniej nie jest ona w ogóle powiązana ze sprawcą. To nam utrudni zadanie, bo nie mamy pierwszego punktu zaczepienia. Mimo wszystko uważam, że powinniśmy przesłuchać tego księdza z Warszawy. Lepiej, żebyśmy nie zaniedbali żadnego tropu już na początku śledztwa. Ksiądz Piotr obiecał, że przyjdzie tu koło dziesiątej. – Daniel zerknął na zegarek. – Czyli będzie za jakieś piętnaście minut. Nie wiem, czy rozmowa z nim coś nam da. Wczoraj twierdził, że nie wie, czemu zakonnica mogła przyjechać do Lipowa. Wydawał się pewny swego.

      – Mimo wszystko możemy chyba założyć, że w jakiejś sprawie do niego – zasugerował Marek Zaręba. – Po co inaczej by tu miała przyjeżdżać? To nie ma sensu. Zwłaszcza że byli z jednej parafii.

      Marek wstał i nalał sobie trochę wody z butelki.

      – No i znowu się z tobą zgadzam, Młody – przyznał Podgórski. – Pierwsze wytłumaczenie, które się nasuwa, to że przyjechała do Piotra. Nie możemy jednak niczego z góry zakładać. Równie dobrze mogła znać tu jeszcze kogoś innego. Trzeba będzie to sprawdzić.

      – Pieprzenie. Podejrzewam, że wszyscy widzieli jej zdjęcie na naszym-lipowie – wtrącił Paweł Kamiński. – Jeżeli ktoś inny by ją znał, już by się do nas zgłosił. Albo zgłosiłby się ktoś inny, kto słyszał, że ktoś tam ją znał. Sami wiecie, jak to u nas jest.

      – Niekoniecznie. Ludzie mogą na przykład myśleć, że to nie ma znaczenia. Często tak jest. Sam dobrze wiesz.

      – Sam przed chwilą mówiłeś, że to nie ma znaczenia – zadrwił znowu Kamiński. – Zresztą tu się z tobą zgadzam, bo tak naprawdę nieważne, kim była ta siostrzyczka. Na moje, przejechał ją ktoś stąd. Wszyscy znacie moje zdanie, kto to konkretnie mógł być. W każdym razie to był pieprzony przypadek albo głupawy dowcip. Nie musimy nagle badać jej przeszłości do piątego pokolenia. Strata pieprzonego czasu. I pieniędzy podatników. Ja się pytam, kurwa, po co tracić czas i pieniądze? Na moje, to powinniśmy po prostu poprzyglądać się samochodom i zobaczyć, czy nie ma gdzieś jakiegoś śladu po zderzeniu. Proponuję zacząć od samochodu Janusza.

      Rosół rzucił Pawłowi mordercze spojrzenie.

      – Czemu w takim razie po prostu nie zadzwoniła? – odezwała się po raz pierwszy tego ranka Maria Podgórska.

      Na jej twarzy malowało się skupienie. Wpatrywała się w blat stołu, jakby nie zważała na to, co właściwie dzieje się w pokoju. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni.

      – Co masz na myśli, mamo?

      – Czemu po prostu nie zadzwoniła? – powtórzyła pytanie Maria. – No, gdybym miała sprawę, na przykład do kogoś w Brodnicy. No weźmy na przykład do Zośki Helskiej. To taka moja znajoma – dodała tonem wyjaśnienia. – Pamiętasz ją, Danielku? To ta, która ma tego starego jamnika. Taki siwy calutki.

      – Tak, tak – uciął Podgórski. – I?

      – No to gdybym miała do niej sprawę, tobym po prostu do niej zadzwoniła, i tyle. Nie jechałabym do niej przez pół СКАЧАТЬ