Название: Jezioro Ciszy. Inni
Автор: Anne Bishop
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
Серия: INNI
isbn: 978-83-66328-03-7
isbn:
– Ja…
– Kra.
Spojrzałam na wronę – lub Wronę – siedzącą na drzewie przy drodze, kilka metrów dalej.
– Tak, mogę. – Ruszyłam przed siebie z nadzieją, że idę za Aggie.
Gdy potknęłam się po raz drugi i upadłabym twarzą w ziemię, gdyby policjant nie złapał mnie za rękę i nie przytrzymał, mruknął:
– Mogłaby pani patrzeć pod nogi, a nie na drzewa.
Mądra rada. Chciałabym jej posłuchać, jednak nie miałam zamiaru wyjaśniać mu, że nasza przewodniczka znajduje się w drzewach, bo to wymagałoby wyjaśnienia jej natury.
– Proszę się zatrzymać – powiedział w pewnym momencie. Miałam wrażenie, że idziemy całą wieczność, a ponieważ przed wyjściem nie wróciłam do domu po mój zegarek, straciłam rachubę czasu. – Czy pani wie, dokąd idzie?
– Oczywiście, że wiem, oficerze… – Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie podał mi swojego nazwiska. Może to nie było wymagane?
– Grimshaw.
– Doprawdy? – Nie była to prawidłowa reakcja, zwłaszcza ze strony kogoś, kto nazywa się Vicki DeVine. – Milfordowie mieszkają między Kłębowiskiem a drogą prowadzącą do Sprężynowa. Ciało zostało znalezione obok drogi, między posiadłością Milfordów i moją.
– Czyli powinniśmy zmierzać na wschód?
Już miałam się zgodzić, ale słowa utknęły mi w gardle. Czy mieliśmy iść na wschód? Czy to było podchwytliwe pytanie? Nie mogliśmy iść na zachód. Na zachodzie od budynku głównego znajdowało się jezioro – które było widać już z tyłu domu. Ale to pozostawiało dwa inne kierunki bez odpowiedzi.
– Pani DeVine? – Oficer Grimshaw chyba nie lubił wędrówek.
– Eee…
– Kra.
Odetchnęłam z ulgą.
– Tędy.
Nagle na tej samej gałęzi pojawiły się trzy wrony, co przypomniało mi o grze polegającej na odgadnięciu, w której muszli schowano groszek.
Trzy czarne ptaki siedziały na drzewie. Który z nich to A–G–G–I–E?
– Kra.
Do lotu wzbił się tylko jeden, poszłam więc za nim w nadziei, że to Wrona. Oficer Grimshaw podążył za mną. I to był wielki błąd. Prawdopodobnie powinnam była się przyznać do swoich problemów z orientacją w terenie, zanim zaprowadziłam go do lasu.
– Kra!
Otwarta przestrzeń. Światło dzienne. Piaszczysta droga, czyli droga na farmę. I ciało.
– Eee. – Nie była to profesjonalna odpowiedź, ale ja nie byłam profesjonalistką i miałam szczerą nadzieję, że już nigdy nie spotkam tego mężczyzny. Żadnego mężczyzny.
– Proszę tu zostać – powiedział Grimshaw i podszedł do ciała.
Tak jakbym miała zamiar się do niego zbliżać. Przecież moje kolana już były jak z waty, a żołądek zaczął fikać koziołki.
– To ciało zostało poruszone.
– Ja też byłabym poruszona, gdybym nagle zginęła – odparłam.
Odwrócił się, by na mnie zerknąć, i chyba doszedł do wniosku, że nie próbuję się wymądrzać, po prostu nie do końca kontroluję to, co wychodzi z moich ust. Ponieważ przez dłuższy czas miałam do czynienia z gałką oczną, prawdopodobnie mój mózg zdecydował, że skoro już ktoś zdjął ze mnie ten problem, może przestać funkcjonować na wysokich obrotach i zacząć się cieszyć miniatakiem paniki.
– Niewiele drapieżnictwa – powiedział Grimshaw, przyglądając się ciału. – Chyba nie leży tu zbyt długo.
– Aggie powiedziała, że gałka oczna zaczęła się robić miękka. To dlatego chciała ją podgrzać. Oko robi się miękkie dopiero po jakimś czasie, prawda?
Patrzyłam, jak zakłada okulary. Po chwili ponownie odwrócił się w moją stronę.
– Aggie to pani lokatorka? – Lodowaty Głos.
Kiwnęłam głową, zadowolona z tego, że nie widzę jego oczu. Wszystko we mnie się trzęsło, gdy nastawiałam się na to, że Lodowaty Głos zamieni się w Walący Głos.
– Naprawdę muszę z nią porozmawiać – dodał.
Moje drżące wnętrzności przetłumaczyły jego Oficjalnie Grzeczny Głos jako bardziej zachęcający niż przerażający, wskazałam więc znajdującą się nade mną gałąź.
– Bardzo proszę.
Poruszył głową, dlatego założyłam, że patrzy w górę. A potem się odwrócił i usłyszałam, jak mówi:
– Cholera. – Słowo to było tak ciche, że przypominało tchnienie.
Aggie rozpostarła skrzydła w geście, który mógł być przepraszający, i zakrakała nieśmiało.
Grimshaw wyciągnął komórkę i wybrał jakiś numer. Kolejne minuty przypominały scenę z serialu telewizyjnego, w której policjant potrzebuje wsparcia i prosi o przysłanie karetki oraz transport zwłok.
Nie zdążył do końca wyjaśnić sytuacji, gdy w stronę ciała pofrunęło siedem ptaków. Wylądowały blisko niego, mimo że Grimshaw machał ręką, by je odpędzić.
– To twoi przyjaciele? – spytałam, patrząc w górę na Aggie.
– Kra.
– Panie policjancie…
– Słyszałem.
Jasne. Już zwykłe wrony byłyby dostatecznie dużym problemem, gdyby chciało się uniknąć utraty kolejnych fragmentów ciała. Ale Wronia Straż? Oznaczała potencjalne fiasko PR-owe dla wydziału policji – i każdej innej ludzkiej służby, na pracę której wpływ mogliby mieć terra indigena, których nie da się odpędzić od bufetu.
A może to nie ciało było tak intrygujące? Zobaczyłam jakiś złoty połysk. Zegarek na nadgarstku martwego człowieka. Wyglądał tak, jakby ktoś zamierzał go zdjąć, lecz nie zdążył. Czyżbyśmy komuś przeszkodzili?
– Muszę zostać z ciałem do czasu, aż przyjedzie tu jednostka z wydziału kryminalnego – powiedział Grimshaw. – Trafi pani do domu?
– Pewnie.
– Znajdzie СКАЧАТЬ