Piąta ofiara. J.D. Barker
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Piąta ofiara - J.D. Barker страница 5

Название: Piąta ofiara

Автор: J.D. Barker

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Sam Porter

isbn: 9788381430517

isbn:

СКАЧАТЬ chwilę sprawiał wrażenie, jakby zamierzał protestować, ale potem niechętnie pokiwał głową. Wiedział, że Porter ma rację.

      Wzrok Portera powędrował ku kępie drzew na drugim brzegu.

      – Ale nie rozumiem, dlaczego ten ktoś nie zostawił jej po prostu tam. Wyciąganie ciała na otwartą przestrzeń, wycinanie przerębla, napełnianie wodą, czekanie, aż zamarznie… To spore ryzyko. Sprawca mógł ją przecież przenieść przez mostek i rzucić gdziekolwiek w tych chaszczach, nikt by jej nie znalazł przynajmniej do wiosny, kiedy mają się zacząć roboty. A on poświęcił długie godziny na to, żeby upozować ją w zbiorniku wodnym w pobliżu obszaru, gdzie panuje duży ruch. Zaryzykował, że ktoś go złapie. Po co? Chciał stworzyć iluzję, że ofiara była tu znacznie dłużej niż w rzeczywistości? Musiał się spodziewać, że się domyślimy.

      – Zwłoki nie pływają – zauważył Nash. – Przynajmniej przez pierwsze kilka dni. Popatrzcie na nią. Ciało jest w idealnym stanie. Ciągle nie rozumiem, jakim cudem unosi się na wodzie.

      Porter przeciągnął palcem po krawędzi kwadratu i zatrzymał się przy jednym z dwóch mniejszych kwadratów po bokach. Zbliżył twarz do tafli lodu i przyjrzał się ofierze z boku.

      – A niech mnie.

      – Co? – Rolfes też się pochyliła.

      Porter przesunął dłonią po lodzie nad ramionami dziewczyny. Kiedy znalazł to, czego szukał, ułożył w tym miejscu dłoń Rolfes. Patrzyła na niego, coraz bardziej wytrzeszczając oczy, w miarę jak jej palce badały powierzchnię lodu. Sięgnęła do kwadratu po drugiej stronie.

      – Nie pozwolił jej utonąć. Położył coś na dziurze, prawdopodobnie deskę o szerokości mniej więcej dziesięciu centymetrów, sądząc po tych śladach, po czym obwiązał ciało na wysokości ramion sznurkiem albo cienką linką i przymocował do deski na czas zamarzania dolanej wody. Po wszystkim odciął linkę. Ciągle da się wyczuć lekkie zgrubienia w lodzie. Został tylko taki kawałek linki, żeby utrzymywać ją blisko powierzchni. Jeśli spojrzeć pod odpowiednim kątem, to widać pod lodem sznurek.

      – Chciał, żeby ją znaleziono? – spytała Clair.

      – Chciał zrobić wrażenie, na wypadek gdyby ją znaleziono – odparł Porter. – Zadał sobie wiele trudu, żeby zaaranżować wszystko tak, jakby ofiara zamarzła w zalewie całe miesiące temu, mimo że jest tu zapewne od kilku dni, może nawet krócej. Musimy ustalić, dlaczego tak mu na tym zależało.

      – Facet się z nami bawi – stwierdziła Rolfes. – Nakombinował się ze sceną zbrodni, żeby pasowała do jakiejś narracji.

      Instynkt samozachowawczy i strach to dwa z najsilniejszych ludzkich instynktów. Porter nie był pewny, czy chce poznać człowieka pozbawionego obu z nich.

      – Wyjmijcie ją – zarządził w końcu.

      2

Dzień pierwszy, 23.24

      – Mam wejść na górę?

      Zaparkowali przed domem Portera przy Wabash. Nash trącał delikatnie pedał gazu, żeby silnik Connie nie zgasł. Noc zrobiła się przejmująco mroźna.

      Porter pokręcił głową.

      – Jedź do domu i się wyśpij. Od rana bierzemy się ostro do roboty.

      Technicy kryminalistyczni piłami łańcuchowymi wycięli lód znad dziewczyny w formie jednego kwadratowego bloku, po czym ostrożnie podzielili go na mniejsze kawałki, załadowali do wiader i przewieźli do laboratorium do analizy. Ciało dziewczyny trafiło do kostnicy, gdzie miało czekać na identyfikację. Porter zadzwonił do Toma Eisleya, który zgodził się przyjść wcześniej do pracy i poinformować go, gdy tylko uda się zidentyfikować zwłoki. Kiedy Porter i Nash opuszczali park, patrol mundurowych nadal przeszukiwał okolicę, ale nic nie udało im się znaleźć. Clair zgodziła się zostać dłużej i przejrzeć materiał wideo z jedynej kamery umieszczonej przy wejściu do parku. Nie była pewna, czego właściwie szuka, a Porter nie potrafił powiedzieć jej nic konkretnego – tylko żeby wypatrywała czegokolwiek odbiegającego od normy w okresie ostatnich trzech tygodni, zwłaszcza po godzinach otwarcia. Park zamykano o zmroku, potem – nie licząc kilku latarni w najbardziej uczęszczanych miejscach – teren pogrążał się w ciemności. Nad zalewem nie było żadnego oświetlenia. Każdy, kto pojawiłby się tam po zmierzchu, na pewno by się wyróżniał.

      – A co do tej sprawy wcześniej, kiedy jechaliśmy do parku… – zaczął Porter.

      Nash wszedł mu w słowo.

      – Nie ma sprawy, nie musisz się tłumaczyć.

      Porter machnął ręką.

      – Nie sypiam za dobrze. Mam tak od śmierci Heather. Kiedy wchodzę do mieszkania, wydaje mi się takie puste. Wydaje mi się, że ona lada chwila wyjdzie z sąsiedniego pokoju albo stanie w drzwiach wejściowych z siatami pełnymi zakupów, ale tak się nie dzieje. Nie chcę zerkać na jej połowę łóżka i widzieć, że jest pusta. Nie chcę patrzeć na jej szczoteczkę do zębów w łazience, ale nie jestem w stanie jej wyrzucić. To samo z ubraniami. Jakiś tydzień temu prawie zapakowałem wszystko, żeby oddać biednym. Włożyłem już nawet pierwszą bluzkę do pudła, ale nie dałem rady. Kiedy zacząłem grzebać w tych ubraniach, powietrze wypełniło się jej zapachem i poczułem się tak, jakby wróciła, choćby na krótką chwilę. Wiem, że powinienem zamknąć ten rozdział, ale nie jestem pewny, czy potrafię. Przynajmniej na razie.

      Nash nachylił się ku przyjacielowi i ścisnął go krzepiąco za ramię.

      – Dasz radę. To kwestia czasu. Nikt cię nie pogania. Pamiętaj tylko, że możesz na nas liczyć. Jesteśmy przy tobie, gdybyś czegokolwiek potrzebował. – Nash gmerał nerwowo przy kierownicy, skubał kawałek sztucznej skóry. – Może dobrze by ci zrobiła przeprowadzka. Znalazłbyś sobie nowe miejsce, mógłbyś zacząć od początku.

      Porter pokręcił głową.

      – Nie mogę. Razem znaleźliśmy to mieszkanie. To mój dom.

      – To może jakieś wakacje? – zasugerował Nash. – Masz masę zaległego urlopu.

      – No, może. – Porter zapatrzył się na fasadę budynku.

      Nie przeprowadzi się. Nie w najbliższej przyszłości.

      Drzwi chevroleta zaskrzypiały, kiedy pociągnął za klamkę i wysiadł.

      – Jasny gwint, ale zimno.

      – Pora wyjąć kalesony z szafy i whisky z barku.

      Porter postukał w dach samochodu.

      – Gdybyś poświęcił na to trochę czasu, mógłbyś z niej zrobić niezłą brykę.

      Nash się uśmiechnął.

      – Widzimy się w pokoju narad o siódmej?

      – Tak, o siódmej będzie w sam raz.

СКАЧАТЬ