Piąta ofiara. J.D. Barker
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Piąta ofiara - J.D. Barker страница 4

Название: Piąta ofiara

Автор: J.D. Barker

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Sam Porter

isbn: 9788381430517

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Jakiś chłopak z ojcem, dzieciak ma dwanaście lat. – Zerknęła na notatki w telefonie. – Scott Watts. Przyszli sprawdzić, czy lód na zalewie jest wystarczająco mocny, żeby potrenować jazdę na łyżwach. Ojciec ma na imię Brian. Podobno chłopak odgarnął śnieg i zauważył kawałek ręki. Facet kazał synowi się cofnąć, odśnieżył trochę większy kawałek, przekonał się, że to osoba, i zadzwonił pod numer alarmowy. To było jakąś godzinę temu, zgłoszenie przyjęto o dziewiętnastej dwadzieścia dziewięć. Upchnęłam ich w radiowozie, w razie gdybyście chcieli z nimi porozmawiać.

      Porter poskrobał lód paznokciem palca wskazującego i rozejrzał się dookoła. Po lewej stało dwoje techników kryminalistycznych i podejrzliwie przyglądało się ich trójce.

      – Kto odgarnął ten śnieg? – zapytał.

      Młodsza z tej dwójki, na oko trzydziestoletnia blondynka z krótkimi włosami, w okularach i grubej różowej kurtce, podniosła rękę.

      – Ja, proszę pana.

      Jej kolega przestąpił niepewnie z nogi na nogę. Wyglądał na starszego od niej o jakieś pięć lat.

      – Ja nadzorowałem. A o co chodzi?

      – Nash? Możesz mi to podać? – Porter wskazał na pędzel z długim, białym włosiem, który wystawał z jednego z przyborników kryminalistycznych.

      Gestem dłoni poprosił techników, żeby podeszli bliżej.

      – Spokojnie, zwykle nie gryzę.

      W listopadzie Porter wrócił przed czasem ze zwolnienia, na które wysłano go po tym, jak jego żona zginęła podczas napadu na miejscowy sklep spożywczy. Chciał pracować, głównie po to, żeby mieć jakieś zajęcie, nie myśleć o tym, co się stało.

      Zdecydowanie najgorsze były dni bezpośrednio po jej śmierci, kiedy zamknął się sam w mieszkaniu. Wszystko przypominało mu o żonie.

      Jej twarz patrzyła na niego z fotografii ustawionych na niemal każdej półce. W powietrzu unosił się jej zapach – przez pierwszy tydzień nie mógł zasnąć, jeśli nie rozłożył na łóżku jej ubrań. Siedział w domu i obsesyjnie myślał o tym, co zrobiłby facetowi, który ją zabił. Nie chciał, żeby takie myśli wypełniały mu głowę.

      W końcu z mieszkania wyciągnął go Zabójca Czwartej Małpy, zwany 4MK.

      To również 4MK dokonał zemsty na człowieku, który zamordował żonę Portera. I to z jego powodu ludzie zachowywali się dziwnie w jego towarzystwie, tak jak ta dwójka techników. Nie tyle z lękiem, ile z nabożnym podziwem.

      To przez niego 4MK pod maską technika kryminalistycznego zdołał przeniknąć w szeregi zespołu prowadzącego śledztwo. To jego Zabójca Czwartej Małpy dźgnął nożem w jego własnym mieszkaniu. To on był tym gliniarzem, który złapał seryjnego mordercę i pozwolił mu się wymknąć.

      Cztery miesiące później wszyscy nadal o tym rozmawiali, tyle że nie przy nim.

      Technicy podeszli bliżej.

      Kobieta kucnęła obok niego.

      Za pomocą pędzla Porter odgarnął śnieg z obszaru przylegającego do linii brzegowej oraz wokół oczyszczonego wcześniej terenu. Kiedy powiększył już krąg o kolejne pół metra, odłożył pędzel i zaczął przeciągać dłonią po lodzie, zaczynając od środka i powoli przesuwając się ku brzegom. Zatrzymał się około dziesięciu centymetrów od granicy śniegu.

      – Tutaj. Proszę dotknąć.

      Młodsza techniczka zdjęła rękawiczkę i z wahaniem wykonała polecenie, opuszkami palców muskając lodową taflę.

      Zatrzymała się parę centymetrów od jego dłoni.

      – Czuje pani?

      Skinęła głową.

      – Delikatne wgłębienie. Płytkie, ale wyczuwalne.

      – Proszę obwieść szczelinę dookoła i zaznaczyć. – Podał jej gruby flamaster.

      Minutę zajęło jej narysowanie równego kwadratu dokładnie nad ciałem. Po bokach przylegały do niego dwa mniejsze kwadraty, każdy o krawędzi około dziesięciu centymetrów.

      – No to chyba mamy odpowiedź – stwierdził Porter.

      Nash zmarszczył czoło.

      – O co chodzi?

      Porter wstał i pomógł się podnieść techniczce.

      – Jak się pani nazywa?

      – Lindsy Rolfes.

      – Rolfes, proszę wytłumaczyć, o co chodzi.

      Zastanowiła się chwilę, zerkając to na Portera, to na lód. Nagle do niej dotarło.

      – Zalew był zamarznięty, więc ktoś wyciął dziurę w lodzie, prawdopodobnie przy użyciu bezprzewodowej piły łańcuchowej, a potem wrzucił ofiarę do wody. Gdyby wpadła, zobaczylibyśmy poszarpane krawędzie, a nie idealny kwadrat. Ale to nie ma sensu…

      – Co?

      Zmarszczyła brwi, sięgnęła do przybornika, wyjęła wiertarkę bezprzewodową, przymocowała calową końcówkę i wywierciła dwa otwory, jeden poza obszarem wytyczonym przez jej linię, drugi blisko ciała. Linijką zmierzyła odległość do wody w obu miejscach.

      – Nie rozumiem… Ofiara jest pod linią zamarzania.

      – Nie nadążam – powiedziała Clair.

      – Uzupełnił wodę – stwierdził Porter.

      Rolfes pokiwała głową.

      – No tak, ale po co? Mógł po prostu wyciąć przerębel, wepchnąć ciało pod lód i zostawić dziurę, żeby naturalnie zamarzła. Byłoby znacznie szybciej i łatwiej. Dziewczyna by zniknęła, może nawet na zawsze.

      Clair westchnęła.

      – Moglibyście wytłumaczyć bardziej po ludzku? Nie wszyscy tu jesteśmy ekspertami od przerębli.

      Porter gestem poprosił o linijkę. Rolfes podała mu ją.

      – Lód ma grubość co najmniej dziesięciu centymetrów. Widać tu linię wody. – Wskazał na podziałkę linijki. – Gdybyś wycięła stąd kwadratowy blok lodu, zostałby występ o wysokości dziesięciu centymetrów, od powierzchni lodu do wody. Powiedzmy, że potem wrzucasz ciało do przerębla, dziewczyna tonie, a ty chcesz ukryć dziurę. Musiałabyś zaczekać, aż zrobi się nad nią przynajmniej cienka warstwa lodu, a potem zalać dziurę wodą, wypełnić aż do górnej krawędzi lodu, żeby wyrównać.

      – Woda zamarzałaby tutaj przynajmniej dwie godziny – oznajmiła Rolfes. – Może trochę krócej, ostatnio były bardzo niskie temperatury.

СКАЧАТЬ