Pandemia. Robin Cook
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pandemia - Robin Cook страница 19

Название: Pandemia

Автор: Robin Cook

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия: Thriller

isbn: 9788380626805

isbn:

СКАЧАТЬ białym futerkiem.

      Z mieszaniną zaskoczenia i podziwu Jack patrzył, jak JJ wchodzi do kojca, by dołączyć do siostry. Zaskakująca była przede wszystkim reakcja Emmy. Mała bez wątpienia się ożywiła – może nie był to wybuch emocji, ale na pewno była świadoma obecności brata. Nie zareagowała w ten sposób, gdy Jack jej dotykał. Nie przerywając cichego monologu, JJ zaczął przestawiać pluszowe zwierzaki, grupując je wedle własnego uznania. Emma nie odpowiadała, lecz choć nie przestała kręcić głową, widać było, że do pewnego stopnia jest zainteresowana. Ilekroć JJ przerywał zabawę pluszakami, sięgała po nie, by na powrót ustawić je w szeregu w zapamiętanej kolejności.

      – Trzeba prowokować ją do interakcji – powiedziała Dorothy, jakby Jack sam o tym nie wiedział.

      Przez kolejne piętnaście minut troje dorosłych obserwowało dzieci. Caitlin usiadła przy stole, gdy tylko skończyła zmywanie. Jack był zadowolony; sytuacja wyglądała prawie normalnie. Ale spokój niestety nie trwał długo, Dorothy bowiem miała pomysły.

      – Udało mi się dziś nawiązać kontakt z naszym starym znajomym, doktorem Hermannem Crossem – odezwała się całkiem niewinnym tonem. – Słyszałeś o nim?

      – Nie sądzę – odparł Jack z odruchową czujnością. Zawsze, gdy Dorothy zaczynała rozmowę od pytania, sytuacja szybko się pogarszała.

      – To dziwne. Jest bardzo znanym i szanowanym lekarzem, autorem wielu książek. Jest też bardzo zamożnym człowiekiem i dyrektorem dużego prywatnego szpitala. Studiował na jednym roku z Sheldonem. Tak się składa, że sporo wie o autyzmie.

      – Aha – bąknął niezobowiązująco Jack. Jak dotąd nie udało mu się przeprowadzić z Dorothy rozmowy o autyzmie w cywilizowany sposób.

      Z dołu dobiegł odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Laurie wróciła.

      – Zadzwoniłam do niego, a on był tak miły i oddzwonił, chociaż jest bardzo zajęty – ciągnęła Dorothy. – Poprosiłam go o opinię na temat związku autyzmu z podawaniem szczepionek MMR. Chcesz usłyszeć, co miał do powiedzenia?

      – Przypuszczalnie nie. – Jack był już pewny, że nie chce kontynuować tej rozmowy.

      – Dawno już nie słyszałam równie nieinteligentnego komentarza – poskarżyła się Dorothy.

      – Dziękuję za komplement – odparł Jack. – Przecież już o tym rozmawialiśmy: nie ma żadnego związku między podawaniem szczepionki na odrę, świnkę i różyczkę a występowaniem autyzmu u dzieci.

      – Otóż wiedz, że doktor Cross jest innego zdania – odparowała Dorothy. – Uważa, że związek jest niewątpliwy, i nie pozwolił zaszczepić swoich dzieci. A ty po prostu nie chcesz zmierzyć się z faktami i przyjąć odpowiedzialności.

      – Czy ten doktor Cross w czymś się specjalizuje? – spytał Jack. Nie mógł uwierzyć, że mimo niezliczonych publikacji na ten temat, jakiś lekarz może jeszcze popierać niedorzeczną teorię z przeszłości.

      – Naturalnie – odpowiedziała Dorothy. – Studiował psychiatrię tu, na Columbia University, a psychiatrzy świetnie się znają na autyzmie.

      – Ten najwyraźniej nie. Widocznie jest bardziej przedsiębiorcą niż lekarzem. I mam nadzieję, przez wzgląd na inwestorów, że na biznesie zna się znacznie lepiej niż na medycynie. Bo jeśli nadal wierzy w pogłoski o związku szczepień z występowaniem autyzmu, to lekarzem jest beznadziejnym.

      – Jak możesz tak mówić – oburzyła się Dorothy.

      – Cześć! – zawołała Laurie, wchodząc do pokoju. – Cześć, mamo, cześć, Jack, cześć, Caitlin! – Zatrzymała się przy kojcu, żeby przywitać się z dziećmi, które jeszcze przez chwilę nie zwracały na nią uwagi, JJ skupiał się bowiem na budowaniu piramidy z pluszowych zwierzaków.

      – Ależ jestem dumna, że tak pięknie bawisz się z siostrą – powiedziała, przyglądając się, jak Emma zaczyna porządkować zabawki według własnego schematu. – Sam to wymyśliłeś?

      – Nie, babcia mi kazała – przyznał JJ. – Powiedziała, że nie będę mógł oglądać bajek, jeśli nie zgodzę się bawić z Emmą.

      – W takim razie cieszę się, że się zgodziłeś – odpowiedziała ze śmiechem Laurie. Zmierzwiła jasne włosy syna, pogładziła plecki Emmy i teraz dopiero zwróciła uwagę na matkę i Jacka, którzy mierzyli się nawzajem lodowatymi spojrzeniami.

      – Jack, kochanie, pozwolisz na słówko? – spytała Laurie z wymuszonym uśmiechem.

      Wstał i bez słowa podążył za nią, korytarzem do wspólnego gabinetu. Były tam dwa okna z widokiem na Sto Szóstą Ulicę. Wyjrzał na zewnątrz. Na boisku do koszykówki było coraz tłoczniej.

      Odwróciwszy się ku Laurie, zauważył, że jej nastrój gwałtownie się zmienił. Już nie była pogodna; była wściekła.

      – Jak śmiesz tak traktować moją matkę pod naszym wspólnym dachem? Po tak ciężkim dniu muszę jeszcze być świadkiem takiego zachowania? Naprawdę nie rozumiem. Co chcesz osiągnąć, tak się z nią drażniąc? Hermann Cross to jeden z najstarszych i najlepszych przyjaciół moich rodziców.

      – Zdaje się, że nie zauważyłaś, kto się z kim drażnił – odparował Jack.

      – Dość! – zawołała Laurie, wznosząc ręce w geście rozpaczy. – To osiemdziesięciotrzyletnia kobieta, która próbuje jakoś pogodzić się z faktem, że u jej jedynej wnuczki zdiagnozowano autyzm. Czego od niej oczekujesz?

      – Świętego spokoju we własnym domu. Może i nie mam osiemdziesięciu trzech lat, ale też przeżywam trudne chwile, a ona mi w tym nie pomaga.

      – Och, daj mi siłę! – jęknęła Laurie, wznosząc oczy ku niebu.

      – Twoja matka za dużo sobie pozwala – powiedział stanowczo Jack. – I nie tylko ja tak uważam. Caitlin też ledwo nad sobą panuje. Powiedziała mi nawet, że zastanawia się nad odejściem. Chyba nie muszę ci mówić, co by to dla nas oznaczało.

      – Mnie o tym nie mówiła – odrzekła Laurie.

      – Jasne, że nie. Bo się boi.

      – Porozmawiam z nią.

      – Lepiej porozmawiaj ze swoją matką. Może i ma kłopoty z przystosowaniem się do sytuacji, ale to nie znaczy, że ma siedzieć nam na głowie w nieskończoność. Szczerze mówiąc, doprowadza mnie do szału. Jeśli raz jeszcze powie, że w rodzinie Montgomerych nigdy nie było autyzmu, co oczywiście ma znaczyć, że go przywlokłem od Stapletonów, to chyba zacznę wrzeszczeć.

      – Nie mogę jej powiedzieć, żeby się wyniosła – odparła Laurie. – Po prostu nie mogę. Wiesz, że nigdy nie umiałam się dogadać z własnymi rodzicami.

      Jack wiedział o tym doskonale. Źródłem problemów była tragedia w rodzinie Montgomerych. Brat, którego Laurie uwielbiała, wyznał jej, СКАЧАТЬ