Wielkie kłamstewka. Liane Moriarty
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wielkie kłamstewka - Liane Moriarty страница 6

Название: Wielkie kłamstewka

Автор: Liane Moriarty

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788380979086

isbn:

СКАЧАТЬ Jane obwieściła coś śmiałego i cudownego.

      – Owszem. – Jane uśmiechnęła się głupio.

      – Wiesz co, ludzie tego nie pamiętają, ale ja też byłam samotną matką. – Madeline zadarła podbródek, jakby zwracała się do tłumu, który zaprzeczał jej słowom. – Były mąż rzucił mnie, kiedy moja starsza córka była malutka. Abigail. Ma czternaście lat. Też byłam wtedy młoda, jak ty. Miałam zaledwie dwadzieścia sześć lat. Chociaż oczywiście myślałam, że najlepsze czasy już za mną. Nie było łatwo. Bycie samotną matką to katorga.

      – No, mogę liczyć na moją mamę i…

      – Och, jasne, jasne. Nie twierdzę, że zostałam bez wsparcia. Ja też miałam rodziców do pomocy. Ale, Boże jedyny, bywały noce, kiedy Abigail była chora albo kiedy ja byłam chora, albo co gorsza, obie byłyśmy chore i… A zresztą. – Madeline urwała i wzruszyła ramionami. – Mój były ożenił się drugi raz. Mają córkę w tym samym wieku, co Chloe. Nathan stał się wzorowym ojcem, jak często bywa z facetami, którzy dostają drugą szansę. Abigail świata nie widzi poza tatusiem, tylko ja chowam urazę. Podobno lepiej puścić urazy w niepamięć, ale czy ja wiem? Jestem do mojej bardzo przywiązana. To moja mała pieszczoszka.

      – Ja też nie jestem za wybaczaniem – stwierdziła Jane.

      Madeline z uśmiechem wycelowała w nią łyżeczkę.

      – I dobrze. Nigdy nie wybaczaj. I nigdy nie zapominaj. To moje życiowe motto.

      Jane nie była pewna, czy mówi to na serio.

      – A jak jest z tatą Ziggy’ego? – podjęła Madeline. – Całkiem się wyautował?

      Jane nawet okiem nie mrugnęła. Miała pięć lat, żeby się z tym uporać. Poczuła, że zastyga.

      – Zgadza się. W sumie to nigdy z nim nie byłam. – Bezbłędnie wyrecytowała swoją kwestię. – Nawet nie wiem, jak miał na imię. To był… – Cisza. Pauza. Ucieczka spojrzeniem. – To… więcej się nie powtórzyło.

      – Chcesz powiedzieć, że miałaś przygodę na jedną noc? – podsunęła natychmiast Madeline ze współczuciem, na co Jane mało nie parsknęła śmiechem. Większość ludzi, zwłaszcza w wieku Madeline, reagowała lekko zniesmaczoną miną, mówiącą: W porządku, nie mam nic przeciwko temu, ale mam na twój temat swoje zdanie. Jane nigdy nie czuła się urażona ich niesmakiem. Ją też to mierziło. Chciała tylko raz na zawsze uciąć temat i na ogół tak się działo. Ziggy to Ziggy. Taty nie było. Koniec i kropka.

      „Dlaczego po prostu nie powiesz, że się z nim rozstałaś?”, dziwiła się na początku matka. „Kłamstwa mają krótkie nogi”, skwitowała Jane. Jej matka nie miała w nich wprawy. „A w ten sposób nikt nie wraca już do tego tematu”.

      – Pamiętam takie przygody – rzuciła z rozmarzeniem Madeline. – Robiłam to w latach dziewięćdziesiątych. Boże miłosierny. Mam nadzieję, że Chloe nigdy się nie dowie. O losie! A twoja była chociaż warta grzechu?

      Jane w pierwszej chwili nie zrozumiała pytania. Madeline chciała wiedzieć, czy jednorazowy seks był wart grzechu.

      Na chwilę powróciła myślami do szklanej windy sunącej bezszelestnie środkiem hotelu. Do swojej dłoni zaciśniętej na szyjce butelki szampana. Do dłoni na jej krzyżu, która ją przyciągała. Tak się zaśmiewali. Miał głębokie zmarszczki wokół oczu. Ledwo trzymała się na nogach ze śmiechu i pożądania. Drogie zapachy.

      Chrząknęła.

      – Tak mi się zdaje.

      – Wybacz – powiedziała Madeline. – Trochę mnie poniosło. To dlatego, że przypomniałam sobie własną burzliwą młodość. A może dlatego, że ty jesteś taka młoda, a ja taka stara i próbuję dotrzymać ci kroku. Ile właściwie masz lat? Jeśli mogę spytać?

      – Dwadzieścia cztery – odrzekła Jane.

      – Dwadzieścia cztery – westchnęła Madeline. – A ja dzisiaj kończę czterdzieści. Już ci to mówiłam, prawda? Pewnie myślisz, że nigdy nie będziesz mieć tyle, co?

      – Hm, mam nadzieję, że będę – przyznała Jane. Zdążyła zauważyć, że kobiety w średnim wieku mają bzika na punkcie upływu czasu, bez przerwy z niego żartują, narzekają i wciąż się nad nim rozwodzą, jakby proces starzenia stanowił zagadkę nie do rozwiązania. I o co tyle hałasu? Koleżanki jej mamy wręcz nie miały innych tematów, przynajmniej nie w rozmowie z nią. „Ach, jaka ty jesteś młoda i piękna, Jane” (chociaż nie było to zgodne z prawdą, one zachowywały się tak, jakby jedno z drugiego wynikało, a młodość stanowiła automatyczną gwarancję urody!). „Ach, jesteś taka młoda, Jane, może naprawisz mój telefon/komputer/aparat (podczas gdy wiele z nich było bardziej otrzaskanych technicznie od niej). „Ach, jesteś taka młoda, Jane, masz tyle energii” (podczas gdy ona padała z nóg).

      – A, słuchaj, z czego się utrzymujesz? – zainteresowała się z troską Madeline, prostując się, jakby chodziło o problem wymagający natychmiastowej interwencji z jej strony. – Pracujesz?

      Jane kiwnęła głową.

      – Jestem księgową, pracuję na zlecenie. Mam swoich klientów, sporo małych firm. Jestem szybka, biorę jedno zlecenie za drugim. Wystarczy na czynsz.

      – Mądra dziewczynka – odrzekła Madeline z aprobatą. – Ja też sama się utrzymywałam, kiedy Abigail była mała. Przynajmniej na ogół. Czasem Nathan miał zryw i wysyłał czek. Ciężko było, ale miałam satysfakcję, mogłam mu pokazać. No wiesz.

      – Jasne. – Jane nic nikomu nie pokazywała. Przynajmniej w sensie, o który chodziło Madeline.

      – Będziesz zdecydowanie jedną z najmłodszych mam – dorzuciła Madeline. Wypiła łyk kawy i uśmiechnęła się złośliwie. – Jesteś nawet młodsza od uroczej żonki mojego byłego. Przyrzeknij, że nie zaprzyjaźnisz się z nią. Ja byłam pierwsza.

      – O, na pewno nawet jej nie poznam – odparła Jane ze zdziwieniem.

      – Ależ tak – skrzywiła się Madeline. – Jej córcia też idzie do przedszkola. Masz pojęcie? – Jane nie miała. – Mamuśki będą się umawiać na kawę, a żona mojego byłego zasiądzie na honorowym miejscu, sącząc ziołową herbatę. Spokojnie, nie dojdzie do żadnych spięć. Niestety, jesteśmy na nudnej, serdecznej i cywilizowanej stopie. Bonnie nawet cmoka mnie na powitanie. Interesuje się jogą, czakrami i innym badziewiem. Kojarzysz te straszne macochy z bajek? Moja córka uwielbia swoją. Bonnie jest taka „opanowana”, zobaczysz. Zupełne przeciwieństwo mnie. Mówi takim cichym… niskim… śpiewnym głosem, od którego masz chęć walić głową o ścianę. – Jane parsknęła śmiechem, rozbawiona tą wersją niskiego, śpiewnego głosu. – Na pewno zaprzyjaźnisz się z Bonnie – stwierdziła Madeline. – Nie sposób jej nie lubić. Nawet mnie jest trudno, a nie trawię wielu osób. Muszę się do tego solidnie przyłożyć. – Przyłożyła okład z drugiej strony kostki. – Na wieść o tym, że skręciłam nogę, na pewno coś mi ugotuje. Pod byle pretekstem przynosi mi żarcie. Wie od Nathana, jaką byłam marną kucharką, więc próbuje coś udowodnić. Chociaż najgorsze w niej СКАЧАТЬ