Название: Wielkie kłamstewka
Автор: Liane Moriarty
Издательство: PDW
Жанр: Современная зарубежная литература
isbn: 9788380979086
isbn:
„Znaleziono martwą czterdziestolatkę”. Ojej.
„Znaleziono martwą dwudziestolatkę”. Rozpacz! Tragedia! Szukajcie mordercy!
Madeline zmuszona była ostatnio zweryfikować nieco swoje nastawienie, kiedy usłyszała w wiadomościach o umierającej czterdziestoparoletniej kobiecie. Chwila, przecież mogło paść na mnie! To dopiero byłaby klęska! Ludzie byliby smutni, gdybym umarła! Zrozpaczeni nawet. Światem rządzi obsesja na punkcie wieku. Może i mam czterdzieści lat, ale jestem kochana.
W sumie to chyba naturalne, że śmierć dwudziestolatki budzi większy smutek niż śmierć czterdziestolatki. Tej drugiej przypadło w udziale dwadzieścia lat więcej. I dlatego, gdyby w okolicy szalał snajper, Madeline czułaby się zobligowana zasłonić dwudziestolatkę własnym ciałem. Poświęciłaby się za młodość. Właśnie tak należałoby postąpić.
No cóż, gdyby chodziło o miłą młodą osobę, nie wahałaby się ani chwili. Ale nie w przypadku jednej z tych nieznośnych, jak smarkula w niebieskim mitsubishi przed nią. Nawet nie próbowała ukryć, że rozmawia w czasie jazdy przez telefon, może pisze SMS-y albo wrzuca posty na Facebooka. Widzicie? Smarkula nawet nie zauważyłaby snajpera! Gapiłaby się tępo w telefon, a Madeline oddałaby za nią życie! Szału można dostać.
Samochodzik z listkiem na szybie wyglądał na wypełniony do cna młodzieżą. Co najmniej troje siedziało z tyłu: głowy im podskakiwały, gestykulowali żywo. Zaraz, czy to aby nie stopa wystaje przez okno? Sami się proszą o nieszczęście. Powinni uważać na drogę. Nie dalej jak w zeszłym tygodniu Madeline poszła na szybką kawę po aerobiku i przeczytała w gazecie o młodzieży, która ginie przez pisanie SMS-ów w czasie jazdy. „Jadę! Zaraz będę!”. Tak brzmiały ich ostatnie, głupie (często usiane literówkami) słowa. Madeline rozpłakała się nad zdjęciem zrozpaczonej matki ściskającej bez sensu komórkę córki, jakby w ramach przestrogi dla czytelników.
– Mali kretyni – powiedziała na głos, gdy samochód niebezpiecznie zboczył na przeciwległy pas.
– Jacy kretyni? – zainteresowała się Chloe z tylnego siedzenia.
– Dziewczyna przed nami jest kretynką, bo rozmawia w czasie jazdy przez telefon.
– Tak jak ty, kiedy dzwonisz do tatusia, że się spóźnimy?
– Tylko raz! – obruszyła się Madeline. – Poza tym ja zawsze uważałam! Mam czterdzieści lat!
– Dopiero od dzisiaj – zaznaczyła córka. – Masz czterdzieści lat od dzisiaj.
– Owszem! Zresztą ja tylko szybko zadzwoniłam, że pisałam wiadomości! Nie można pisać i jednocześnie patrzeć na drogę. Pisanie wiadomości jest niegrzeczne i nielegalne. Masz mi obiecać, że nigdy tego nie zrobisz, kiedy będziesz nastolatką.
Głos zadrżał jej na myśl o nastoletniej Chloe za kierownicą.
– Ale dzwonić można?
– Nie! To też jest nielegalne.
– W takim razie złamałaś prawo – oznajmiła Chloe z satysfakcją. – Jak bandyta.
Chloe była ostatnio zafascynowana bandytami. Kiedyś będzie uganiać się za chuliganami. Za chuliganami na motorach.
– Trzymaj się porządnych chłopaków, Chloe! – poradziła Madeline po chwili. – Takich jak tatuś. Chuligani nie przynoszą kawy do łóżka, powiem ci to za darmo.
– Co ty tam ględzisz, kobieto? – westchnęła Chloe. Podchwyciła ten tekst od ojca, bezbłędnie naśladując jego rezygnację. Za pierwszym razem niebacznie wybuchnęli śmiechem, dlatego w kółko to powtarzała, zawsze z doskonałym wyczuciem czasu, że boki zrywali.
Tym razem Madeline zdołała zachować powagę. Chloe balansowała ostatnio na granicy dobrego smaku. Podobnie zresztą jak matka.
Madeline stanęła na światłach za niebieskim mitsubishi. Dziewczyna za kierownicą nadal gapiła się w komórkę. Madeline nacisnęła klakson. Ujrzała, jak dziewczyna zerka na nią we wstecznym lusterku, a pasażerowie wyciągają szyje.
– Odłóż ten telefon! – wrzasnęła. Udała, że pisze SMS-a, stukając palcem we wnętrze dłoni. – To nielegalne! Stanowisz zagrożenie! – Dziewczyna pokazała jej środkowy palec w charakterystycznym geście. Tego było już za wiele. Madeline zaciągnęła hamulec ręczny i włączyła światła awaryjne. – Sama tego chciałaś!
– Co ty wyprawiasz? – zapytała spanikowana Chloe, gdy Madeline rozpięła pas i szarpnęła za klamkę. – Przecież idziemy na drzwi otwarte! Spóźnimy się! O losie!
„O losie!” pochodziło z książki, którą czytali Fredowi, kiedy był mały. Obecnie cała rodzina tak mówiła. Podchwycili to nawet rodzice Madeline i część znajomych. Było jak zaraźliwa choroba.
– Tylko spokojnie – powiedziała Madeline. – To zajmie tylko chwilę. Ratuję im życie.
Stukając nowymi szpilkami, pomaszerowała do auta dziewczyny i załomotała w okno.
Szyba zjechała na dół, a niewyraźny cień tuż za nią przeobraził się w prawdziwą dziewczynę o białej skórze, błyszczącym kolczyku w nosie i rzęsach posklejanych tuszem.
Rzuciła Madeline na poły agresywne, na poły przestraszone spojrzenie.
– O co pani chodzi? – Wciąż od niechcenia trzymała komórkę w lewej ręce.
– Schowaj ten telefon! Możesz zabić siebie i swoich kolegów! – Madeline zwracała się tym samym tonem do Chloe, kiedy ta była bardzo niegrzeczna. Sięgnęła przez okno, wyrwała telefon i rzuciła go na tylne siedzenie. – Słyszałaś? Natychmiast przestań! – wrzasnęła jeszcze i odwróciła się na pięcie.
Odprowadzał ją gromki śmiech, ale miała to w nosie. Czuła się przyjemnie pobudzona. Za jej samochodem stanął inny pojazd. Przepraszająco kiwnęła ręką kierowcy i przyspieszyła kroku, żeby zdążyć przed zmianą świateł.
Wtedy wykręciła kostkę. W jednej chwili trzymała ją prosto, w drugiej postawiła pod niewłaściwym kątem. Gruchnęła ciężko na bok. O losie!
Od tego prawie na pewno wszystko się zaczęło.
Od skręconej kostki.
Rozdział trzeci
Jane stanęła na czerwonym za wielkim, lśniącym SUV-em na światłach awaryjnych i patrzyła, jak ciemnowłosa kobieta wraca poboczem do samochodu. Miała na sobie zwiewną, niebieską sukienkę i sandałki na wysokim obcasie; z wdziękiem pomachała do Jane przepraszająco. Poranne słońce odbiło się od jednego z kolczyków, który zajaśniał wręcz niebiańską poświatą.
Migotka. СКАЧАТЬ