Название: Wielkie kłamstewka
Автор: Liane Moriarty
Издательство: PDW
Жанр: Современная зарубежная литература
isbn: 9788380979086
isbn:
Chloe wymaszerowała z klasy z dwiema innymi księżniczkami pod rękę. Jane niespokojnie rozejrzała się za synem. Czy Chloe go zostawiła? Oho, jest. Wyszedł z klasy jako jeden z ostatnich, ale miał zadowoloną minę. Jane uniosła kciuk, pytając, czy wszystko w porządku, na co Ziggy uniósł dwa kciuki i się uśmiechnął.
Nagle nastąpiło poruszenie. Wszyscy odwrócili wzrok na dziewczynkę z kędziorkami, która wyszła z sali na samym końcu. Płacząc, kuliła ramiona i trzymała się za szyję.
– Ojej… – rozczuliły się matki, bo wyglądała tak żałośnie i miała takie śliczne włosy.
Jane patrzyła, jak Renata podbiega do małej, a za nią niespiesznie podąża kosmiczna niania. Matka, niania oraz ładna, jasnowłosa nauczycielka nachyliły się w stronę małej, aby posłuchać, co ma do powiedzenia.
– Mamusiu! – Ziggy podbiegł do Jane, która porwała go w ramiona. Czuła, jakby wieki go nie widziała, jakby wrócili z wyprawy w dalekie kraje. Zanurzyła nos w jego włosach.
– I jak tam? Fajnie było?
Podniesiony głos nauczycielki uprzedził jego odpowiedź:
– Poproszę państwa o uwagę. Spędziliśmy uroczy poranek, ale musimy o czymś porozmawiać. Sprawa jest dosyć poważna. – Jej dołeczki zadrżały, jakby chciała je schować na bardziej stosowną okazję.
Jane postawiła Ziggy’ego na ziemi.
– Co się dzieje? – padło pytanie.
– Chyba coś się stało Amabelli – odpowiedziała któraś z matek.
– O rany – dorzucił trzeci głos. – Renata zaraz wykopie topór wojenny.
– Ktoś zrobił przykrość Annabelli… przepraszam, Amabelli, i chciałabym, aby tu przyszedł i przeprosił, bo to bardzo nieładne zachowanie – wyartykułowała oficjalnie nauczycielka. – Jeśli nam się zdarzy coś takiego zrobić, zawsze przepraszamy, bo tak postępują duże przedszkolaki.
Zapadła cisza. Dzieci gapiły się tępo na panią lub kołysały się tam i z powrotem ze wzrokiem utkwionym pod nogi. Niektóre ukryły twarze w mamusinych spódnicach.
Jeden z bliźniaków pociągnął Celeste za koszulę.
– Jestem głodny!
Madeline dźwignęła się z ławki i stanęła obok Jane.
– Na co czekamy? – Rozejrzała się wokół. – Nawet nie wiem, gdzie jest Chloe.
– Kto to był, Amabello? – zapytała Renata. – Kto cię skrzywdził?
Dziewczynka wymamrotała coś niewyraźnie.
– Czy to był wypadek, Amabello? – rzuciła desperacko nauczycielka.
– Jaki znowu wypadek, na litość boską! – warknęła Renata. Jej twarz płonęła słusznym gniewem. – Ktoś próbował ją udusić. Widzę ślady na jej szyi. Chyba zostaną siniaki.
– O Jezu – powiedziała Madeline.
Jane patrzyła, jak nauczycielka przyklęka obok dziewczynki, otacza ją ramieniem i szepcze coś do ucha.
– Widziałeś, co się stało, Ziggy? – zapytała, ale chłopiec energicznie potrząsnął głową.
Nauczycielka wstała i stanęła twarzą do rodziców, bawiąc się kolczykiem.
– Podobno jeden z chłopców… hm, no tak. Sęk w tym, że dzieci nie znają jeszcze swoich imion, więc Amabella nie potrafi mi powiedzieć, który…
– Nie puścimy tego płazem! – przerwała jej Renata.
– Wykluczone! – poparła ją skwapliwie koleżanka z jasnymi włosami. Harper, pomyślała Jane, próbując zapamiętać wszystkie imiona. Harpia Harper.
Nauczycielka wzięła głęboki oddech.
– Nie. Nie puścimy. Proszę, aby wszyscy chłopcy podeszli tu na chwilę.
Rodzice ponaglili synów delikatnym pchnięciem między łopatki.
– No, biegnij – powiedziała Jane.
Ziggy chwycił ją za rękę i spojrzał błagalnie w oczy.
– Chcę do domu.
– W porządku – odpowiedziała. – Zaraz pójdziemy.
Poszedł i stanął obok chłopca, który był wyższy od niego o głowę, miał rozłożyste barki i czarne loki. Wyglądał jak mały mafioso.
Chłopcy ustawili się przed nauczycielką w szeregu. Było ich około piętnastu, przeróżnej tuszy i wzrostu. Jasnowłosi bliźniacy Celeste stanęli na końcu: jeden z nich jeździł bratu samochodzikiem po głowie, a drugi opędzał się od niego jak od natrętnej muchy.
– Jak na policji – zauważyła Madeline.
Ktoś zachichotał.
– Przestań, Madeline.
– Powinni zaprezentować się en face, a potem z profilu – ciągnęła Madeline. – Celeste, jeśli to któryś z twoich chłopców, mała ich nie rozróżni. Będzie trzeba przeprowadzić testy DNA. Chwila… czy bliźnięta jednojajowe mają to samo DNA?
– Łatwo ci się śmiać, Madeline, twoje dziecko nie jest na liście podejrzanych – wtrąciła jakaś matka.
– Mają to samo DNA, ale różne odciski palców – wyjaśniła Celeste.
– W takim razie trzeba zdjąć odciski – zadecydowała Madeline.
– Ciii – mruknęła Jane, usiłując zachować powagę. Było jej okropnie żal matki, którą czeka publiczna kompromitacja.
Dziewczynka o imieniu Amabella kurczowo trzymała rękę mamy. Ruda niania skrzyżowała ręce na piersi i cofnęła się o krok.
Amabella tylko chwilę przyglądała się kolegom.
– To był on – powiedziała bez wahania, wskazując małego mafiosa. – Chciał mnie udusić.
Wiedziałam, pomyślała Jane.
Ale nagle, nie wiedzieć czemu, nauczycielka położyła rękę na ramieniu Ziggy’ego, dziewczynka pokiwała, a Ziggy pokręcił głową.
– To nie ja!
– A właśnie, że tak – oznajmiła Amabella.
Detektyw sierżant Adrian Quinlan: Prowadzimy СКАЧАТЬ