Lizbona. Miasto, które przytula. Weronika Wawrzkowicz-Nasternak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lizbona. Miasto, które przytula - Weronika Wawrzkowicz-Nasternak страница 9

Название: Lizbona. Miasto, które przytula

Автор: Weronika Wawrzkowicz-Nasternak

Издательство: Автор

Жанр: Путеводители

Серия:

isbn: 978-83-8032-375-9

isbn:

СКАЧАТЬ młodziutka królowa Anglii wkracza do miasta kamiennymi schodkami.

      – Uwielbiam takie nagrania sprzed lat. To, o którym wspominasz, pochodzi z archiwów Pathé, brytyjskiej kroniki filmowej. Portugalia powitała Elżbietę II po królewsku. Tłumy mieszkańców machają chorągiewkami, widać parady wojskowe. Królowa przejeżdża przez miasto wytworną karocą, która skojarzyła mi się z powozem z bajki o Kopciuszku. Ten pojazd można zresztą zobaczyć w Narodowym Muzeum Powozów w Belém (Museu Nacional dos Coches).

      My nie mamy do dyspozycji tak wytwornego środka transportu, więc pieszo udajmy się teraz do katedry Sé. To kolejne miejsce, które jest stałym punktem moich wędrówek. Jej mury pamiętają XII wiek. Bardzo lubię akustykę tej świątyni i jej spokój.

      ‒ Idąc od Cais das Colunas szerokim deptakiem Rua Augusta, odbijamy w prawo, by po krótkiej wspinaczce dotrzeć do miejsca, o którym mówisz. Można powiedzieć, że wyglądająca jak twierdza katedra Sé de Lisboa otwiera położoną na wzgórzu dzielnicę Alfama. Historia tego kościoła sięga średniowiecza i czasów tworzenia się państwa portugalskiego. Kiedy w 1147 roku pierwszy król Portugalii, Dom Afonso Henriques, odbił Lizbonę z rąk Maurów, jako symbol zwycięstwa nad niewiernymi nakazał zrównać z ziemią główny meczet. Na jego miejscu rozpoczął budowę monumentalnej romańskiej katedry. Wkraczając do Sé, warto zajrzeć do niezwykłej kapliczki po lewej stronie od wejścia. To chrzcielnica pięknie udekorowana zabytkowymi obrazami z azulejos, które przedstawiają między innymi sceny z życia Świętego Antoniego. To właśnie w tym miejscu był chrzczony mały Antek, wtedy nikt jeszcze nic nie mówił o jego świętości. Dzisiaj w niedalekim sąsiedztwie katedry Sé stoi kościół jego imienia, który wzniesiono na ruinach miejsca, gdzie przyszedł na świat.

      Moment zadumy przy Cais das Colunas.

      – Z Alfamy przenieśmy się do Bairro Alto – imprezowej dzielnicy z dużą liczbą barów. Pamiętam swoją pierwszą wizytę w tym miejscu. Byłam zdziwiona, że po północy jest tam dziki tłum. Przedzierałam się przez morze ludzi jak na koncercie. To świetne miejsce na towarzyski wieczór, ale na pewno nie do mieszkania. Chyba że do piątej, szóstej rano lubisz być w środku imprezy za oknem. Szukając noclegu w Lizbonie, warto wiedzieć, że Bairro Alto oznacza hałas.

      ‒ Co za przeskok w naszej rozmowie, sacrum i profanum w dwóch paragrafach! Gładkie przejście od katedry do imprezowni. Rzeczywiście, w Bairro Alto (dosłownie: Wysoka Dzielnica) toczy się intensywne życie towarzyskie. W tej części Lizbony znajdziesz masę barów i małych restauracji. Wieczór zaczyna się około godziny dwudziestej, a kończy bladym świtem. Uliczki są podzielone tematycznie. Są strefy z restauracjami, gdzie chodzi się na kolację, są też mniejsze bary, gdzie wpadasz na drinka. To sprzyja portugalskiemu zwyczajowi przechodzenia z miejsca na miejsce. Istnieje nawet sformułowanie preparar a noite, które można przetłumaczyć jako „przygotowanie / podgrzanie nocy”. Stoi za nim lizbońskie krążenie od klubu do klubu – już po kolacji, a jeszcze przed tańcami do białego rana.

      – Stoliki w Bairro Alto są wystawione na zewnątrz i to właśnie tam toczy się życie.

      ‒ Lizbończycy w ogóle imprezują outdoorowo, nie siedzą w zamkniętym klubie, a już szczególnie w Bairro Alto, nawet zimą, o ile nie pada. W barze kupujesz drinki i po odbiorze zamówienia przenosisz się na zewnątrz ze szklaneczką w ręce.

      Panorama miasta z Arco da Rua Augusta.

      Praça do Comércio, czyli plac Handlowy widziany z tarasu widokowego na Arco da Rua Augusta.

      – Podczas ostatniej wizyty w jednym z klubów zaskoczył mnie miernik decybeli. Barman uciszał ludzi, kiedy wskaźnik przekraczał dozwolony poziom.

      ‒ O tym rozwiązaniu jeszcze nie słyszałam. Bairro Alto tętni życiem, chociaż raczej nie znajdziesz w tej okolicy typowych dyskotek, więc jeśli ktoś chce kontynuować wieczór, tańcząc, zazwyczaj przenosi się w okolice Docas, czyli pod most 25 Kwietnia. Tam jest sporo miejsc, gdzie ludzie wirują na parkiecie do szóstej, siódmej rano.

      – Tylko raz miałam okazję być w klubie tanecznym w Lizbonie i wspominam to jako dość zabawne doświadczenie. Wszystko przez miejscowego, kieszonkowego przystojniaka. Podszedł do mnie, spojrzał w górę i z uśmiechem zapytał: „Dlaczego jesteś taka duża?”. Wtedy zauważyłam, że faktycznie wystaję ponad tłum. Taka Godzilla w Bairro Alto.

      ‒ Wszelka inność u kobiety, na przykład wysoki wzrost, blond włosy czy nie daj Boże niebieskie oczy są powodem do zachwytu. Myślę, że to, co usłyszałaś, to był nietypowo zaserwowany komplement. Południowi mężczyźni mają w swojej naturze dużo przekory. Gdybyś odpowiedziała: „A dlaczego ty jesteś taki malutki?”, to myślę, że twój rozmówca bardzo by się ucieszył. Odpowiedź wziąłby za zainteresowanie i zaproszenie do dalszej rozmowy.

      – Ciągu dalszego nie było, jestem w końcu żoną, którą mąż zamiast do dyskoteki zaprowadził do Muzeum Azulejos (Museu Nacional do Azulejo). Warto zajrzeć do tego miejsca, które pokazuje, jak piękne mogą być użyteczne przedmioty. Żałuję, że ozdobnych kafli nie ma na budynkach w nadmorskich miejscowościach w Polsce, na przykład w Gdyni. Tworzą niepowtarzalny klimat.

      ‒ Ceramiczne płytki na zewnątrz i wewnątrz budynków wprowadzili do przestrzeni Maurowie. Tę arabską sztukę użytkową Portugalczycy przejęli wraz z terytorium, zachowali ją i przyswoili. Nazwa azulejos (wym. azu-le-żusz) pochodzi od arabskiego azzelij, które oznacza wypolerowany kamyczek. A samo słowo azul to po portugalsku kolor niebieski. Początkowo płytki były w tym kolorze. W muzeum przy Rua da Madre de Deus można przyjrzeć się ewolucji kafelków, temu, w jaki sposób powstawały nowe wzory i jak zmieniała się ich kolorystyka.

      W kulturze większości krajów Europy w epokach renesansu, baroku i oświecenia ściany pałaców i dworów zdobiły dzieła wielkich malarzy. Tymczasem w Portugalii te same przestrzenie wypełniały obrazy z azulejos. Wyobraź sobie, ile pracy wymagało skonstruowanie gigantycznych paneli, które powstawały z setek pojedynczych płytek. Pomalowane azulejos osobno wypalano w piecach, a potem składano poszczególne fragmenty w całość i układano na ścianie. Kiedy widzisz, że na tych połączeniach zgadza się każda kreska, to trudno nie być pod wrażeniem.

      Spacerując po ulicach Lizbony, łatwo zauważyć, że ceramiczne kafle są częstym elementem fasad budynków. Gdyby nie azulejos, trzeba byłoby walczyć z wdzierającą się w mury wilgocią i z pleśnią, która wykwita czarnymi plamkami gdzie tylko może. Przez wypaloną w wysokiej temperaturze ceramikę nie przejdzie. Poza tym płytki wystarczy umyć i kamienica od razu nabiera świeżości.

      Muzeum Azulejos to jedno z tych miejsc, do których lubię wracać. Mieści się w dawnym klasztorze Madre de Deus.

      – Na targach staroci, między innymi na Feira da Ladra, czyli słynnym Targu Złodziejki, można znaleźć zerwane z budynków azulejos. To, co cieszyło przez lata oczy wszystkich, jest niestety niszczone dla zarobku.

      ‒ СКАЧАТЬ