Lizbona. Miasto, które przytula. Weronika Wawrzkowicz-Nasternak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lizbona. Miasto, które przytula - Weronika Wawrzkowicz-Nasternak страница 5

Название: Lizbona. Miasto, które przytula

Автор: Weronika Wawrzkowicz-Nasternak

Издательство: Автор

Жанр: Путеводители

Серия:

isbn: 978-83-8032-375-9

isbn:

СКАЧАТЬ przyjął się powszechnie obowiązujący system włoski w nazewnictwie kawy. Próżno szukać tu cappuccino, a zamówienie espresso będzie uznane za faux pas!

      Zacznijmy od podstaw: uma bica (uma-bika), czy inaczej um cafezinho (um-kafeziniu / kawusia), to mała filiżanka czarnej mocnej kawy.

      ‒ Kelner rozpisał mi kiedyś pochodzenie tej nazwy na serwetce…

      ‒ Nazwa pochodzi od pierwszych liter hasła:

      Beba / wypij

      Isto / to

      Com / z

      Açucar / cukrem.

      Podobno pojawiło się ono na początku XX wieku w słynnej Café A Brasileira. Zachęcało do poprawy smaku gorzkiej kawy. Potem moda szybko przyjęła się w całym mieście, a karteczki z napisem B.I.C.A. stały na kontuarach wszystkich lizbońskich pastelarii. Kampania odniosła skutek, bo przeciętny lizbończyk pije dziś co najmniej kilka takich kaw dziennie.

      Należy dodać, że portugalska kawa jest mocna i wyjątkowo aromatyczna. Dla mnie najlepsza na świecie. Jest też z pewnością najtańsza w Europie. Chyba z powodu poziomu codziennego spożycia cena uma bica, od kiedy pamiętam, raczej nie przekracza jednego euro. Myślę, że gdyby nagle podrożała, mogłoby to wywołać kryzys polityczny i upadek rządu. To nie żarty! Portugalczycy są wyczuleni na zmiany zastanego porządku. W latach dziewięćdziesiątych poważny kryzys rządowy pojawił się na przykład po obłożeniu opłatami wjazdu na most 25 Kwietnia w Lizbonie.

      W pastelarii zamawiamy zatem:

      – Uma bica, por favor! (uma-bika pur-fawor).

      Można też zamówić:

      – um galão (um-galau), to kawa z dużą ilością mleka, podawana w wysokiej szklance,

      – uma meia de leite (uma-meia-dy-leity), w wolnym tłumaczeniu „połowinka” mleka, czyli spora filiżanka kawy pół na pół z mlekiem.

      Są też ciekawe wariacje do uma bica:

      – um café duplo (um-cafe-duplu), to mała podwójna bica,

      – um pingado (um-pingadu), czyli mała czarna z kilkoma kroplami mleka,

      – um descafeinado (um-dyszkafeinadu), czyli bica bezkofeinowa,

      – um café com cheirinho (um-cafe-kom-szeiriniu), w wolnym tłumaczeniu „kawusia z aromacikiem”, czyli z doleweczką bagaço /aguardente (mocny alkohol produkowany z wytłoczyn winogron, można go porównać do brandy),

      – um garoto (um-garotu), dosłownie „chłopaczek”, to opcja dla najmłodszych, takie odwrócone pingado, czyli filiżanka mleka z kilkoma kroplami kawy.

      Tych kombinacji jest więcej, ale znając podstawowy zestaw, przetrwamy. Kiedy w Lizbonie zamawiasz kawę jak miejscowy, od razu zyskujesz szacunek kelnerów. Ty sprawiasz im radość, a oni dbają o to, żebyś czuł się jak u siebie.

      Azulejos, czyli ozdobne kafle na fasadach kamienic, sprawiają, że człowiek z zachwytem krąży po mieście. Lizbona, rok 2010.

      Ludzie w oknach niczym w ramach obrazów. Lizbońska ulica to dla mnie najciekawsza galeria świata. Rok 2010.

      ‒ Na język i komunikację składają się też gesty i mowa ciała. To chyba odpowiedni moment, żeby w naszej opowieści pojawiły się dwa buziaczki, czyli dois beijinhos (doisz bejżiniusz).

      ‒ Bez dois beijinhos nie istnieje praktycznie żadne spotkanie. To po prostu buziaki, które daje się sobie na powitanie i pożegnanie. Kiedy spotykasz zaprzyjaźnioną sąsiadkę – dois beijinhos. Kiedy przychodzisz do znajomej kafejki – dois beijinhos. Nawet w telewizji prowadzący talk-show witają w ten sposób wszystkich gości. Także w audycjach radiowych słychać podwójne cmokanie, kiedy do studia wchodzi nowy rozmówca. Buziaki są zawsze dwa, nie więcej!

      ‒ W Polsce witamy się najczęściej szybkim cmoknięciem w policzek, a po dłuższym rozstaniu następuje pocałunek liczony na trzy. Prawy policzek, lewy i jeszcze raz prawy. W Portugalii zawsze zostaję z tym trzecim buziakiem w powietrzu.

      ‒ Kiedy włączysz funkcję obserwatora, to z rozbawieniem zarejestrujesz grupki znajomych, które przypadkiem spotykają się na lizbońskiej ulicy. Najpierw każdy z każdym obcałowuje się po dwa razy. Po tej powitalnej sesji najczęściej pada krótkie pytanie:

      – Então, tudo bem? (entao, tudu-bej? / Jak leci?).

      Po nim jeszcze szybsza odpowiedź:

      – Tá, tudo bem (ta, tudu-bej / Wszystko okej).

      I cisza. Koniec rozmowy. A chwilę później wszyscy dziarsko przystępują do pożegnania, oczywiście z obowiązkowym dois beijinhos, każdy z każdym. Takie kadry w miejscach publicznych są w zasadzie na porządku dziennym.

      Dwa buziaczki obowiązują też w sferze zawodowej i biznesowej, co na początku mocno mnie dziwiło. Ten typ powitania zaczął mi szczególnie przeszkadzać, kiedy byłam w ciąży. Miałam wtedy wyraźną potrzebę zachowania osobistej przestrzeni. Przy przedstawianiu się zaczęłam wyciągać na powitanie wyprostowaną rękę, usiłując jasno określić dystans. Niestety, mój gest powodował nie tylko dezorientację i zdziwienie, ale też niezręczne przerzucanie pytającego wzroku z wyciągniętej dłoni na moją twarz. Niemal słyszałam niewypowiedziane: o co jej chodzi? Wtedy do akcji wkraczali moi niemiłosiernie zakłopotani portugalscy znajomi. Informowali miejscowych, że jestem cudzoziemką, po czym rzucali pobłażliwą instrukcję: „Marta, no coś ty, dois beijinhos!”. Jak widać, nie wygrasz z tradycją!

      W korespondencji mailowej też spotkasz dwa buziaczki, wyrażają serdeczność relacji. Tam, gdzie my napisalibyśmy „pozdrawiam”, w portugalskiej wersji pojawi się beijinhos lub skrót „bjs”. Jeśli jesteś stałą klientką banku i masz zaprzyjaźnionego opiekuna konta, z którym prowadzisz oficjalną korespondencję, na przykład na temat warunków przyznania kredytu hipotecznego, oprócz profesjonalnej odpowiedzi zawsze możesz liczyć na dois beijinhos w gratisie.

      Kiedy życiowa sygnalizacja włącza czerwone światło, najczęściej kawałek dalej masz zachętę do przejścia. Fot. Tomasz Nasternak.

      Lizbona to miasto malowane słońcem.

      ‒ Język, którego człowiek chce się nauczyć, powinien sprawiać przyjemność. To ma być frajda, a nie obowiązek. Poproszę o portugalskie smaczki. Takie, którymi możesz zaimponować miejscowym, kiedy pytają cię, czy znasz portugalski.

      ‒ Myślę, że wyjątkowo zaskoczyłabyś Portugalczyka znajomością znaczeń zakodowanych w niektórych typowo portugalskich gestach i dwuznacznościach. Wśród tajnych kodów, które bez problemu СКАЧАТЬ