Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach. Alicja Urbanik-Kopeć
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach - Alicja Urbanik-Kopeć страница 16

СКАЧАТЬ rel="nofollow" href="#n_79" type="note">[79].

      Tak jak w przypadku krakowskiego Stowarzyszenia, również warszawskie utrzymywało szeroką korespondencję z innymi oddziałami. W „Pracownicy Polskiej” drukowano więc listy służących z Łodzi, Wilna, Kielc, Zakopanego (to listy z oddziału krakowskiego, w których niejaka Aleksandra Fedorczykówna na ogół opowiadała o fantastycznym rozwoju Stowarzyszenia galicyjskiego i ganiła służące warszawskie za niedostateczny entuzjazm), a nawet z niemieckiego Sopotu{17}. Pojawiały się też listy z Dąbrowy Górniczej.

      Na podstawie listów z tego oddziału można stwierdzić, że niestety nie działo się tam tak dobrze, jak chciała to przedstawić sztuka Na służbę. Służąca podpisująca się Gea narzekała w liście z 1911 roku, że „u nas w Dąbrowie wszystko idzie jak z kamienia. Jest nas mało stowarzyszonych, a w dodatku nie wszystkie są wytrwałe w uiszczaniu opłat miesięcznych. Mało mamy poparcia ze strony inteligencji, a żydowskie rajfurki odmawiają nam kandydatki. Jednak się tym nie zrażamy i (…) idziemy z ufnością w lepszą przyszłość”[80]. Lepsza przyszłość przewidywała organizację wydarzeń kulturalnych. Nowe członkinie, takie jak Kasia i Marynka, mogły brać udział w licznych zabawach, podczas których zbierane były fundusze. W niedzielę 30 lipca 1911 roku, jak donosiła Gea, dzięki zabiegom księdza patrona służące urządziły zabawę w ogródku. Bawiono się według następującego programu:

      Maciejowa z maślanką; Żyd faktor i jego żona Sura (dialog) – Cyganka, przepowiadająca przyszłość{18}; Deklamacje służących; Maryśka z pod Stopnicy (obrazek sceniczny); Dożynki na wsi ze śpiewami i tańcami.

      Niestety, jak twierdziła korespondentka, publiczność nie była zainteresowana. Dziewczętom udało się zebrać 62 ruble, a ponieważ na organizację wydały 52 ruble, do kasy Stowarzyszenia w Dąbrowie trafiło 10 rubli srebrnych i 36 kopiejek. Inne wydarzenia tego typu przebiegały już raczej według scenariusza z Na służbę, to znaczy, skupiały się na deklamacjach i pieśniach religijnych. Kolejny list z lata 1911 roku opisywał zabawę charytatywną w Stowarzyszeniu, na której główną atrakcją była sztuka teatralna o życiu patronki służących, Świętej Zyty. Gea donosiła, że „koleżanki amatorki nieźle zrozumiały swoje role i o ile mogły, starały się dobrze je odegrać”. Najbardziej podobała jej się scena, w której z fartucha Świętej Zyty, ukrywającej tam jedzenie zabierane ze stołu państwa i rozdawane biednym, zamiast chleba wysypują się kwiaty. Po takim cudzie od Pana Boga pani „pochwaliła św. Zytę i odtąd miała do niej pełne zaufanie, a zazdrosne służące stały się lepszymi i szanowały św. Zytę”[81]. W 1912 roku dziewczyny z Dąbrowy pojechały ze sztuką do Sosnowca na zaproszenie księdza prefekta Rogójskiego, by, jak to ujęła korespondentka, „zainteresować jak najszersze koło służących i pań i pokazać, że i wśród służących są istoty myślące, tylko trzeba się nimi zaopiekować i podać im rękę”[82]. Kasia i Marynka mogłyby wziąć udział w tym przedstawieniu, które nawet pesymistyczna Gea uznała za całkiem udane. Na koniec występu razem z innymi odśpiewałyby („szkoda tylko, że trochę za wysoko”, dodawała korespondentka) kantatę, ułożoną przez jedną ze służących. Pieśń miała cztery zwrotki, sławiła Boga, podkreślała wagę „jedności, miłości, zgody” i wiary w sercu. Ostatnia zwrotka, śpiewana przez służące z Dąbrowy Górniczej, brzmiała:

      Także księdzu Patronowi,

      Dobremu Opiekunowi,

      Serdeczne dzięki składamy,

      Że się zajmuje sługami,

      Szczęść Boże, szczęść Boże,

      Niech nam Bóg dopomoże.

      Kto was zna, wie, jak jesteście wrażliwe na wszystko

      Pisma dla służących wahały się pomiędzy podejściem równościowym a patriarchalnym wygłaszaniem kazań. Mimo przyjaznego tonu (który często osuwał się w nieznośny protekcjonalizm) nie dało się ukryć, że u podstaw działania zarówno gazet, jak i przede wszystkim stojących za nimi stowarzyszeń katolickich leżał jeden niepodważalny aksjomat: służące, jako członkinie klasy robotniczej, są z natury chwiejne i naiwne, a panie z towarzystwa i księża muszą ich pilnować na każdym kroku, by nie zeszły z prostej drogi między domem a parafią.

      Czytając wstęp do sprawozdania Stowarzyszenia Sług Katolickich, drukowanego przecież w ich piśmie, służące mogły dowiedzieć się, że tak jak wszyscy ludzie, i one mają liczne wady charakteru. O ile jednak członkowie innych klas społecznych sami walczyli ze swoimi problemami, o tyle służba, której „tym ciężej i trudniej przychodzi ta walka”, potrzebuje, by otoczyć ją „rzetelną, szczerą, prawdziwie chrześcijańską opieką”. Dziewczyna migrująca ze wsi do miasta była bowiem wystawiona na największe niebezpieczeństwa. Kiedy już pokonała początkowe trudności i dostała pracę, opieka się nie kończyła. Służącej trzeba pilnować ciągle, „w czasie służby, żeby dziewczyna z początku dobra i uczciwa za namową i pod wpływem złych ludzi z prawej drogi nie zboczyła”[83].

      Czytelniczki mogły też dowiedzieć się, gdzie leży przyczyna ich złego położenia. Winę za ten stan ponosił, według stowarzyszenia i Dziewickiej, autorki sprawozdania, „duch liberalnej obojętności”, który zepsuł dobre stosunki między paniami a sługami. Kiedyś, w lepszych czasach, „kiedy po domach polskich lepsze, patriarchalne panowały stosunki”, służąca traktowana była jak członek rodziny, a „w państwie swoim znajdowała drugich rodziców, do nich i do ich dzieci się przywiązywała i» za swoją«była uważana”. Czasy się jednak zmieniły, zatrudnienie stało się czystą transakcją biznesową i państwo przestali opiekować się sługami. Odpowiedzialność za to nie ciążyła bynajmniej na pracodawcach, bezdusznym kapitalistycznym rynku wymiany usług ani na społecznych procesach industrializacji. Winą obarczano raczej niefrasobliwość i chwiejność charakteru wiejskich dziewcząt. W nowoczesnym świecie „ułatwienie komunikacji i to gorączkowe pragnienie» czegoś nowego «ze strony sług przyczyniło się do częstej zmiany miejsca i zajęcia, zmieniły się dawne okoliczności” i rolę opiekunów musiały przejąć stowarzyszenia katolickie. Służące zaczęły więc zgłaszać się po poradę do organizacji, które otoczyły je w zastępstwie tą patriarchalną opieką.

      Stowarzyszenie Sług Katolickich pilnowało jednak, by system wsparcia nie wyrobił w dziewczętach nadmiernego poczucia samodzielności. W sprawozdaniu tłumaczono, że zebrania członkiń organizacji, które przeciwnicy emancypacji sług najwyraźniej krytykowali, w żadnym wypadku ich nie podburzają. „Właśnie ci, którzy nigdy na nich nie byli, wyrzekali, że się na nich dziewczętom w głowach przewraca – pisała do swoich czytelniczek redakcja» Przyjaciela Sług«– że się im prawi tylko o ich prawach, a nie o obowiązkach itd.”. Nic bardziej mylnego. „My mamy pod tym względem zupełnie spokojne sumienia – tłumaczyła Adela Dziewicka – bo pracujemy bezinteresownie dla chwały Bożej, dla dobra służących i dla pożytku społeczeństwa. Jeśli sługa poznaje swoje prawa, które jej się jako człowiekowi i katoliczce należą, toteż niemniej staramy się o to, żeby i swoje obowiązki po chrześcijańsku wypełniała”.

      Stowarzyszenia katolickie rzeczywiście przypisywały służącej sprawczość, co mogło być pierwszym krokiem ku emancypacji. Jednak tak rozumiana sprawczość dostarczała takiej dziewczynie raczej zmartwień niż pożytku. Jeśli wpajano jej, że to na niej spoczywa odpowiedzialność za własny los, to także spotykające СКАЧАТЬ



<p>17</p>

„Drogie Koleżanki! Zapewne wiele z Was nigdy nie słyszało tej nazwy Sopoty: jest to miejscowość bardzo ładna pod zaborem pruskim, nad Morzem Bałtyckim, dokąd bardzo dużo osób z różnych stron przyjeżdża na lato. (…) Tutejsi mieszkańcy przeważnie mówią po niemiecku, a ci, co mówią po polsku, to bardzo źle, bo to jest mowa kaszubska, dosyć się różniąca od tego polskiego języka, jakim mówimy w Królestwie, ale można się z nimi oczywiście porozumieć”. Podpisano: „Helena Olczakówna”. „Pracownica Polska” 1911, nr 9, s. 14.

<p>80</p>

Listy Czytelniczek, „Pracownica Polska” 1911, nr 9, s. 14–15.

<p>18</p>

To zaskakujące, ponieważ w „Pracownicy Polskiej” pojawiały się artykuły, że wróżenie u Cyganki przynosi same szkody, jest związane z magią pogańską i dobre katolickie służące nie powinny tego robić.

<p>81</p>

Listy Czytelniczek, „Pracownica Polska” 1911, nr 6, s. 14.

<p>82</p>

Listy Czytelniczek, „Pracownica Polska” 1912, nr 1, s. 14–15.

<p>83</p>

A. Dziewicka, Dwuletnia działalność Stowarzyszenia Sług św. Zyty w Krakowie, „Przyjaciel Sług” 1901, nr 5, s. 72.