Название: Jeszcze się kiedyś spotkamy
Автор: Magdalena Witkiewicz
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Любовно-фантастические романы
isbn: 978-83-8075-710-3
isbn:
– Nie, do pracy. Budować nam dobry start czy jakoś tak. Mamo, on chce przerwać studia, by harować na budowie i zarabiać dolary.
– Ale przecież nie będziecie mieli złego startu. Skończycie całkiem porządne studia, pracę w rachunkowości zawsze znajdziecie. Jakbyście mieli być razem, to przecież i mieszkanie jest, to od babci, a ona na pewno się zgodzi, byście wcześniej tam zamieszkali, lokatorzy mają przecież trzy miesiące wypowiedzenia…
– Mamo, Michałowi jest wszystkiego za mało. Za mało pieniędzy, zbyt małe mieszkanie… – Westchnęłam.
– Justynko, z jednej strony to dobrze, że on wciąż chce wyżej, mocniej, bardziej… – Zamyśliła się na chwilę. – Tylko trzeba się zastanowić, czy akurat tędy droga. Może warto najpierw skończyć studia, zamknąć pewien etap w życiu, a nie tak zostawić wszystko rozbabrane.
– To samo mu mówiłam.
– A on?
– On stwierdził, że trzeba szybko podejmować decyzje, łapać okazję, gdy się nadarzy, bo może się nie powtórzyć.
Mama westchnęła.
– Mamo, ja tak nie umiem… Nie jestem typem giełdowego gracza, nie umiem szybko zmieniać planów. Przyzwyczajam się do tego, co mam i do tego, co chcę osiągnąć. Ja już widziałam nas w tej kawalerce. Artur się oświadczył Magdzie i jakoś myślałam, że i u nas będzie wszystko takie uporządkowane. Ślub, małe mieszkanie, które wspólnie będziemy remontować, kiedyś dziecko…
Spoglądała na mnie spod przymrużonych powiek, jakby z powątpiewaniem.
– Co? Za dużo romansów się naoglądałam? – zapytałam.
– Może za mało rozmawiałaś z Michałem o przyszłości – zasugerowała mama.
– Nie rozmawiałam wcale – przyznałam.
– I chyba to był błąd… Co teraz?
– Nie wiem sama. – Wzruszyłam ramionami. – Mam nadzieję, że nie wyjedzie. Ale ma już bilet, więc marne szanse, że zostanie w Polsce. Chce nawet kupić bilet dla mnie…
Spojrzała na mnie z przestrachem.
– Mamo, spokojnie. Zawsze chciałam wyjechać do Stanów na wakacje, wiesz przecież, ale nie tak nagle, nie zawalając wszystko, nad czym tutaj pracowałam przez tyle lat. Chcę zakończyć jeden etap. Może po obronie pojadę tam na chwilę, ale na pewno nie chcę rzucać wszystkiego po to, by zmywać naczynia w knajpach. Mamo, według niego Stany to spełnienie marzeń!
– A według ciebie nie… – Mama wzruszyła ramionami. – I tę swoją odmienność musicie uszanować, a na dodatek jakoś postarać się z nią żyć.
– Pamiętasz? – Uśmiechnęłam się smutno. – Kiedyś też myślałam, że tam jest raj na ziemi.
Mama chyba nie pamiętała, bo wyglądała na zdezorientowaną.
– Pamiętasz, jak marzyłam o lalce Barbie? Gdy byłam mała, przyjechali do nas przyjaciele babci z czasów wojny. Pamiętasz? Ci, co wyemigrowali do Stanów.
– Tak? – Mama nadal nie wiedziała, do czego zmierzam.
– Podarowali mi lalkę, dokładnie taką, o jakiej marzyłam. Poza tym mnóstwo słodyczy, i to takich, jakich u nas nie było. Ale, mamo, ta lalka była dla mnie wtedy spełnieniem marzeń. Stany Zjednoczone jawiły mi się niczym idylla. Może teraz właśnie tak jest z Michałem? Byleby żadnej lalki Barbie tam sobie nie znalazł…
Potem rozmawialiśmy z Michałem jeszcze kilka razy o naszej przyszłości. O tym, co nazwałam „kiedyś tam”. „Kiedyś tam” mieliśmy sprawić sobie duże mieszkanie, na które Michał zarobi w Stanach. „Kiedyś tam” będziemy mieli dzieci, najlepiej dwoje. „Kiedyś tam” Michał skończy studia, które właściwie już przerwał, bo przecież i tak miał za chwilę wyjechać, to po co ciągnąć coś, co za chwilę miało być już mało ważne? A może i skończy te studia w Stanach, na jakimś prestiżowym uniwersytecie, takim jak Yale albo Stanford? Bo przecież ten Uniwersytet Gdański to nic wspaniałego. Co innego Stany!
Teraz najważniejszy był wyjazd. Jego wyjazd. Bo już ustaliliśmy, że ja nie pojadę. Przynajmniej teraz. Bo „kiedyś tam” może go odwiedzę. Z pewnością go odwiedzę! „Kiedyś tam”.
– Justyś, czasami życie daje ci prezent w momencie, kiedy wcale tego prezentu nie oczekujesz – mówił. – I tak jest teraz.
– Tak, ale to, co dla kogoś jest wymarzonym prezentem, dla innego może być puszką Pandory – westchnęłam.
Dla Michała wyjazd był oknem na świat. Nadzieją na lepszą przyszłość. Dla mnie był samotnością, przekreśleniem życiowych planów i utratą wiary w spełnienie marzeń. Samotne wieczory, samotne wyjścia do kina. Przytulać się będę mogła już chyba tylko do poduszki. Bo do kogo?
– Na jak długo chcesz jechać? – zapytałam. – Postanowiłeś już?
– Na pół roku? Myślę, że uda mi się zarobić tyle, bym mógł już z czymś konkretnym wrócić.
– Nie wytrzymam tyle czasu bez ciebie… – jęknęłam.
– To jedź ze mną, przecież możesz. – Pogłaskał mnie po policzku. – Proszę, zgódź się. Razem będzie nam lepiej…
– Michał, to zdezorganizuje mój cały świat – powiedziałam ze łzami w oczach.
– Cały świat? A ja? Czy ja nie jestem częścią twojego świata?
– Jesteś bardzo ważną częścią mojego życia, ale nie możesz ode mnie wymagać, bym rzuciła wszystko, co dla mnie ważne i na co pracowałam ciężko kilka lat.
– Rozumiem, że to wszystko jest ważniejsze ode mnie? – zapytał zaczepnie.
– Ważniejsze od twoich pochopnych decyzji, które wydają ci się megadojrzałe. A tak naprawdę… – Nie dokończyłam, bo bałam się, że powiem kilka słów za dużo.
– Co tak naprawdę? – Spojrzał na mnie uważnie.
– Chcesz wiedzieć, co myślę tak naprawdę? – zapytałam, patrząc mu w oczy.
– Mów.
Nie wytrzymałam. Wybuchłam.
– Tak naprawdę to sobie myślę, że twój wyjazd to wybryk gówniarza, któremu odechciało się uczyć. Gówniarza, który ma ochotę poszaleć i zaznać nieco wolności. Gówniarza, który myśli, że wyjazd do roboty za granicę jest spełnieniem jego marzeń! – wykrzyczałam. – Taki filmowy American dream.
– Czyli przez te trzy lata uważałaś, że jestem nieodpowiedzialnym gówniarzem? – warknął, СКАЧАТЬ