Przewieszenie. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przewieszenie - Remigiusz Mróz страница 20

Название: Przewieszenie

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Триллеры

Серия: Komisarz Forst

isbn: 978-83-8075-078-4

isbn:

СКАЧАТЬ choć może powinien dwa razy się zastanowić, zanim zrobił sobie nadzieję. Człowiek, którego ścigał, lubił igrać z polującymi na niego ludźmi, ale robił to w sposób zawoalowany. Dojście do tego, co łączyło wcześniejsze monety, zajęło Wiktorowi i Szrebskiej kawał czasu.

      – Kim był ten Demetriusz? – spytał Forst.

      – A bo ja wiem?

      – Sądziłem, że trochę poczytałeś.

      – O samej monecie. Nie jestem specjalistą od historii.

      – Dobra – uciął komisarz. – Dzięki za pomoc.

      – Słuchaj… daj znać, jak…

      Wiktor rozłączył się i odłożył telefon. Być może rzeczywiście jeszcze odezwie się do chłopaka, ale ewentualna współpraca na pewno nie będzie odbywać się na jego warunkach. Jeśli chciał się pobawić w detektywa, nie miał zamiaru mu tego zabraniać – ale tylko jeśli Forst nie będzie musiał wysłuchiwać jego spekulacji.

      Wpisał w Google „Demetriusz I Baktryjski”, a potem sam zaczął czytać na jego temat. Nieświadomie dopił kawę i wypalił dwa papierosy, zanim zrobił sobie przerwę. Informacje na temat władcy w niczym mu nie pomagały – nie widział w nich żadnego przesłania, na które zabójca chciałby zwrócić jego uwagę.

      Ale poprzednio sytuacja była taka sama. Monety same w sobie nie stanowiły tropu, dopiero połączenie tych z Białorusi i Polski mogło skierować śledczych na odpowiedni trop.

      Teraz jednak Wiktor nie miał zamiaru czekać, aż pojawią się kolejne. Tym razem miał zamiar zgasić pożar, zanim ten wybuchnie na dobre. Problem stanowiło jednak to, że nie wiedział, od czego zacząć.

      Forst wbrew sobie wszedł na witrynę NSI. Chciał sprawdzić, czy coś ruszyło się w sprawie Michała Sznajdermana, czy jakkolwiek naprawdę się nazywał. Może na tym froncie uda się coś ugrać.

      Dziennikarze z zapałem relacjonowali wszystko, co wiązało się z Bestią z Giewontu, i rzeczywiście określenie to stało się dość popularne. Jeden z redaktorów portalu pisał, że pierwsza rozprawa w sądzie okręgowym zacznie się już w najbliższych dniach. Spekulował, że Sznajderman jest członkiem sekty lub starochrześcijańskiego kultu, który kieruje się skrzywioną potrzebą zaprowadzenia na świecie porządku i zwrócenia uwagi na to, że katolicyzm przez wieki zupełnie odbiegł od nauk Jezusa Chrystusa.

      Forst potarł skronie, myśląc o interpretacji, którą przedstawił Oldze John Shayer. Uważał, że Zwoje napisał właśnie Chrystus, a Synowie Światłości byli jego wyznawcami. Jeśli jakiś współczesny kult podzielał taką koncepcję, być może rzeczywiście w ich skarłowaciałych umysłach narodziła się potrzeba, by rozpocząć nową krucjatę.

      Prawda była jednak taka, że w Zwojach z Qumran nie pojawiał się ani Jezus, ani chrześcijaństwo. Większość badaczy zakładała, że to argument na niekorzyść tezy Shayera, ale nie wszyscy. Niektórzy podkreślali, że Chrystus występuje tam jako narrator, a chrześcijaństwa próżno szukać, ponieważ religia ta stanowi wypaczenie nauk Jezusa.

      Forst nie wiedział, co konkretnie wynika ze zrewidowanych fundamentów wiary Synów Światłości. Uznał jednak, że dobrze byłoby się tego dowiedzieć. I tak nie miał od czego zacząć.

      Czy jednak rzeczywiście ci ludzie mogli kierować się wynaturzoną religią? Jak każda inna, miała moc. Udowodnił to niejeden muzułmański ekstremista, wysadzając się w powietrze razem z niewinnymi ludźmi.

      Wiktor miał nadzieję, że uda mu się odkryć jakiś trop, zanim Synowie Światłości zaczną wpadać na podobne pomysły. Westchnął, a potem mimowolnie spojrzał na resztę dzisiejszych wiadomości.

      „Plaga wypadków w Tatrach” – informował nagłówek jednego z mniej wyeksponowanych artykułów. Forst kliknął w niego i szybko przejrzał tekst. Dwa wypadki śmiertelne w ciągu dwóch dni to jeszcze nie plaga, przemknęło mu przez myśl.

      12

      Wracając z sądu, prokurator Wadryś-Hansen słuchała radia. To na antenie RMF FM usłyszała o drugim wypadku śmiertelnym w Tatrach.

      – Górale mówią o pladze – relacjonował reporter. – W szczycie sezonu taka czarna passa rzadko się zdarza, ale poza nim to rzecz niespotykana. TOPR informuje, że warunki w górach są dobre, ale mogą być zdradliwe. Wciąż obowiązuje pierwszy stopień zagrożenia lawinowego i ratownicy podkreślają, że należy szczególną uwagę zachować tam, gdzie zalega jeszcze śnieg. Na dole może świecić słońce, ale na wysokości dwóch tysięcy metrów możemy natknąć się jeszcze na biały krajobraz.

      Dominika zaparkowała pod siedzibą prokuratury i głos spikera nagle ucichł. Weszła do budynku, zastanawiając się nad tym, jak podejść Sznajdermana. Do procesu nie pozostało wiele czasu, a wraz z pierwszą rozprawą wszelkie pertraktacje się zakończą.

      Próbowała przemówić mu do rozsądku, ale bez skutku. Szczerze powiedziawszy, kiedy tylko spojrzała mu w oczy, wiedziała już, że ma do czynienia z beznadziejnym przypadkiem fanatyka. Nie mogła tylko ustalić, czy rzeczywiście czci jakąś pokrętną religię, czy może ideę lub człowieka, które się za taką fasadą chowają.

      – W końcu – powitał ją Gerc.

      – Biegły z medycyny sądowej, jak zwykle przeciągał.

      – Ten sam, co ostatnio?

      – Niestety. Lubi pokazać, że jest ekspertem. Sędzia nic nie rozumie, ja nic nie rozumiem, obrona też nic nie rozumie. A facet mimo to nadaje w najlepsze.

      Weszli do jej gabinetu i Aleksander zamknął za nimi drzwi. Wadryś-Hansen potoczyła wzrokiem po cytatach wiszących na ścianach. Dziś żaden nie mógł jej pokrzepić.

      Śledztwo utknęło w martwym punkcie.

      – Wiadomo coś w sprawie Szrebskiej? – zapytała, kładąc neseser na krześle przy biurku.

      – Bez zmian. Kryminalistycy przeczesali salę z pincetami, zbadali każdy skrawek ubrania i pościeli, skórę, monetę, wszystko…

      – I nic?

      – Ani cienia śladu. Nie licząc tych, które zostawił Forst.

      Dominika skinęła głową i rozpiąwszy guziki żakietu, usiadła za biurkiem. Włączyła komputer, zastanawiając się, w jakim kierunku powinna poprowadzić śledztwo. Przepytali wszystkich pracowników szpitala, sprawdzili nagrania z monitoringu i ściągnęli odciski palców nawet z automatów z obuwiem ochronnym. Morderca był wyjątkowo skrupulatny w usuwaniu śladów.

      Zdjęła okulary i potarła miejsce na nosie, gdzie ją uwierały.

      – Masz jakąś koncepcję? – zapytał Gerc, siadając przed biurkiem.

      – Nie.

      – Więc skupmy się na Sznajdermanie.

      – Wyczerpaliśmy już cały arsenał argumentów.

СКАЧАТЬ