Nieśmiertelni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nieśmiertelni - Vincent V. Severski страница 33

Название: Nieśmiertelni

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия: Czarna Seria

isbn: 9788382520903

isbn:

СКАЧАТЬ być dobrze zalegendowana i najlepiej, jeśli była sprowokowana przez samego Samada. Musieli mieć się na baczności, bo nie wiedzieli, czy irańskie służby nie sprawdzają ich co jakiś czas. Właściwie to wychodzili z założenia, że kontrolowani są nieustannie, i uwzględniali to każdego dnia w swoim rozkładzie zajęć. Im dłużej więc byli wolni, tym bardziej byli przekonani, że postępują słusznie. Mocno im się wryły w pamięć ostatnie słowa Konrada przed ich wyjazdem – że jeśli przestrzega się zasad pracy operacyjnej za granicą, to upływ czasu jest wprost proporcjonalny do bezpieczeństwa szpiega.

      Samada sprawdzili już kilkakrotnie, podpuszczając go, ale za każdym razem się okazywało, że nie jest podstawiony. Co więcej, wyglądało na to, że mówi i robi więcej, niż Vevak mógłby zaakceptować, ale generał Ahmad Harumi nie był zwykłym generałem jak inni, a firma należała do Pasdaranu. Alkohol i nieduża dawka haszyszu działały na Samada jak najlepszy poligraf i serum prawdy jednocześnie, trzeba było tylko uważać, żeby nie przesadzić.

      – Ojciec ma konflikt z Alim Fallahim…

      – Kto to? – Wasia udawał, że nie wie.

      – Jak to? Nie wiesz? – Samad otworzył szeroko oczy. – W jakim ty kraju mieszkasz? Mułła Ali Fallahi to minister Vevaku, naszej bezpieki. Ostry gość. Nie lubią się z moim ojcem jeszcze z czasów rewolucji i wojny z Irakiem. To wesz podła i gnida jakich mało, ale człowiek prezydenta. Szuka haków na mojego ojca…

      – No ale generałowi chyba nie podskoczy…

      – Pewnie, że nie! – obruszył się Samad. – Brygada Al-Kuds to… to wiadomo co! A poza tym ojciec podlega bezpośrednio Najwyższemu, ale co ten pies nafajda, to jego. No i teraz podobno wziął was… nooo… nas pod obserwację.

      – Żartujesz! Zwariował?

      – Nie przejmuj się. – Samad machnął ręką. – Ojciec go…

      – Za szpiegów nas mają czy co? – Wasia starał się wyglądać na autentycznie oburzonego, ale uważnie obserwował Samada. – Jak tak, to zaraz możemy zadzwonić do Bitenbekowa i zwijamy ten interes…

      – Daj spokój! – Samad podszedł do Wasi i jedną ręką, bo w drugiej trzymał chleb, przyciągnął jego głowę do swojej tak, że dotknęli się czołami. – Vevak czasami was obserwuje, ale bez przesady… no tak, żeby mieć pewność… Rozumiesz? Liczą, że coś na was znajdą i…

      – I powieszą nas na dźwigu?

      – Daj spokój, Wasia. – Ścisnął go mocniej za szyję. – Chodzi im o ojca! Ale wkrótce to się skończy.

      – To co, Fallahiemu się nie podoba, jak Oleg jeździ na rowerze? Kabaret z tymi waszymi służbami.

      – Zrozum. – Samad puścił Wasię. – Oleg bierze ten swój rower górski, wywozisz go albo ja wywożę gdzieś w rejon Toczalu na przykład i potem szukaj wiatru w polu…

      – Przecież on jeździ tak od lat… w Ałmacie też ciągle jeździł. Ja też próbowałem kilka razy. Samad, spróbuj i ty, to jest super! Zobaczysz, jak ci skoczy adrenalina…

      – No i facetom z Vevaku też skacze – przerwał mu Samad. – Bo nikt nie jest w stanie za nim pojechać. Oleg znika sobie gdzieś w górach i pojawia się dopiero w domu. A wiesz, co jest w tych górach?

      – Nie wiem.

      – Ja też nie wiem i nie chcę wiedzieć, ale oni wiedzą i to ich wkurwia. Dlatego poskarżyli się na Olega.

      – Żartujesz! – Wasia roześmiał się w głos. – Mówisz poważnie? Samad, Irańczyku! Uszczypnij mnie, bo nie uwierzę! Wojna w Afganistanie, ciągła rąbanka w Iraku, a wasze służby martwią się facetem na rowerze? – Pokręcił z niedowierzaniem głową, ale w rzeczywistości pomyślał, że irańskie służby są lepsze, niż się spodziewał, skoro wychwyciły, że Oleg, zjeżdżając z gór, wymyka się obserwacji i że nie da się z tym nic zrobić, bo ma mocną legendę, a nikt nie jest w stanie pojechać za nim.

      Operacja „Merkury” zaplanowana była w najdrobniejszych szczegółach przez Wydział Q i zespół Alfa z MI6. Oleg i Wasilij kilka miesięcy ćwiczyli wszystkie jej elementy, uczyli się na pamięć poszczególnych fragmentów i całkiem szybko opanowali podstawy języka perskiego. Przy pomocy specjalistów z MI6 stworzono dla Olega tablicę na Facebooku, obsługiwaną przez specjalną komórkę w Londynie, wraz z ponad setką znajomych. Na szczęście od czterech lat Facebook był blokowany przez władze irańskie, więc Oleg nie musiał się do tego przykładać.

      Najważniejsza jednak była obsługa lokalu konspiracyjnego i łączność operacyjna z zainstalowanego tam komputera. Dlatego praca pod obserwacją, jej wykrywanie i sposoby bezpiecznego wychodzenia spod obserwacji były absolutnym priorytetem w ich szkoleniu. W kraju takim jak Iran każdy działający tam wywiad z góry zakłada, że jego ludzie są pod kontrolą. Ale na wszystko jest sposób, trzeba tylko puścić wodze fantazji, jak mówił podczas szkolenia Konrad. I to on wpadł na rowerowy pomysł.

      Oleg ani tym bardziej Wasilij nigdy wcześniej nie uprawiali jazdy górskiej freeride, musieli więc opanować tę umiejętność i ćwiczyli z zapałem w Tatrach. By jednak nadać temu hobby więcej autentyczności, to Oleg był tym głównym, uzależnionym sportowcem. Wasilij lepiej opanował jazdę na skuterze, która w Teheranie była dosyć skutecznym sposobem walki z obserwacją. Ale najważniejszy był zjazd rowerowy i ani Oleg, ani Wasilij nie mogli nadużywać tej metody.

      – Nie boisz się, że panowie z Vevaku naskarżą na ciebie do ojca? – zapytał Wasia. – Dostaniesz lanie, jak się dowie…

      – Eeeee… – Samad przerwał mu i uśmiechnął się dwuznacznie. – Ojciec zna swoich synów i wie, że wszyscy wiernie służą islamskiej republice – dorzucił z wyraźną ironią. – Czy ja kogoś namawiam do picia whisky?

      Od początku, kiedy powstała spółka w Teheranie, MI6 wiedziało, że formalnym udziałowcem ze strony Pasdaranu będzie Samad, syn generała Harumiego, znany z niesforności teherański birbant, playboy, mistrz etykiety i kurtuazji perskiej taarof. Dlatego Oleg i Wasia wydawali się dla niego idealnymi partnerami. To była nadzwyczaj ważna i korzystna konstelacja operacyjna, bo generał odpowiadał za irański program atomowy.

      – No cóż, wasza policja nie ma alkomatów – zażartował Wasia. – Jednak w IRI to przestępstwo…

      – Ale nie prowadzenie po alkoholu… – Ironiczny uśmieszek nie schodził z twarzy Samada. – Hm… nie ma takiego przestępstwa.

      – Rzeczywiście! Nie pomyślałem, no… ale jesteś przecież wierzącym muzułmaninem.

      – Nie mówi się „wierzący muzułmanin”, bo bycie muzułmaninem to wyznanie wiary. Nie ma niewierzących muzułmanów. A ty wierzysz?

      – Ja? – zastanowił się Wasia. – Ja jestem ateistą, czyli, mówiąc inaczej, jestem niewierzący.

      – Podobno ludzie niewierzący są inteligentniejsi od wierzących. Wiedziałeś?

      – Eeeee…

      – No bo wierzący biorą wszystko na wiarę i już, a niewierzący każdą rzecz muszą sobie wytłumaczyć logicznie i więcej się nagimnastykować, żeby coś udowodnić. СКАЧАТЬ