Название: Nieśmiertelni
Автор: Vincent V. Severski
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежные детективы
Серия: Czarna Seria
isbn: 9788382520903
isbn:
– Linda i ty, idźcie od drugiej strony – zarządził Gunnar. – Sprawdźcie, czy na śniegu są ślady samochodu. My z Larsem spróbujemy od tej strony.
Z oddali, gdzieś od Valhallavägen, dobiegła go syrena zbliżającego się radiowozu i po chwili druga, od strony uniwersytetu.
Tak jak przypuszczał, samochodu przed wejściem już nie było. Drzwi wyglądały na zamknięte. Nikogo w zasięgu wzroku. Z trzech okien na końcu budynku padał na drzewa i parking wewnętrzny snop silnego żółtego światła.
Inspektor Gunnar Selander miał tak wyrobiony instynkt policyjny, że wystarczył mu jeden głęboki haust mroźnego powietrza, żeby wyczuć przestępstwo i krew. Wyciągnął broń i przeładował.
– Harriet, odezwij się – powiedział do radiostacji, którą wziął od Larsa.
– Tak, inspektorze? – zgłosiła się niemal natychmiast.
– Pracownia Antona to pierwsze piętro, północna część, prawa strona, trzy ostatnie okna?
– Tak.
– Dziękuję.
Ruszyli powoli wzdłuż ściany, uważnie stawiając stopy, tak by nie zadeptać śladów.
Dobrze, że nie pada śnieg – pomyślał Gunnar.
Lars szedł za nim. Gdy nawiązał kontakt wzrokowy z Lindą, dał jej znak, by została na swoim miejscu. Dwa radiowozy na światłach stanęły po drugiej stronie budynku, blokując główną ulicę. Tymczasem Lars i Gunnar dotarli do drzwi.
– Powiedz im, żeby zabezpieczyli cały teren i nie ważyli się zbliżać, dopóki nie poproszę o pomoc – powiedział do Larsa, nawet się nie odwracając. – Niech ściągają ekipę SKL, a ty pilnuj wyjścia. Zobacz! – wskazał pistoletem odciśnięte na śniegu ślady opon. – Pilnuj tego! – dodał i ostrożnie wślizgnął się do wnętrza.
W budynku panowała cisza. Światło na schodach było mocne i pozwalało wyraźnie dostrzec wszystkie szczegóły. Selander patrzył uważnie pod nogi i starał się stąpać ich zewnętrzną stroną, by nie zatrzeć ewentualnych śladów. Zupełnie zapomniał, że jego lewa noga nie nadąża za prawą.
Wycelował swojego sig-sauera P226 w górę i ruszył po schodach, spięty, gotowy do strzału. Wszystkie zmysły pracowały jak idealnie zestrojona aparatura. Nic nie mogło ujść jego uwagi, żaden szczegół, impresja, déjà vu, żadne wrażenie. Zarejestrować je był w stanie tylko teraz, ten jeden raz, bo gdy wejdą kryminalistycy, policjanci, szefowie, zniknie bezpowrotnie aura miejsca i o wszystkim decydować będzie już tylko bezduszna nauka. A to za mało – uważał Gunnar. Przestępca nadal mógł być na miejscu, a jeśli nie, to w przestrzeni, jak ektoplazma, wciąż trwało jego wspomnienie.
Selander wszedł na pierwsze piętro. Rozejrzał się i skręcił w prawo, do uchylonych drzwi z numerem 1009. Zbliżył się i wtedy poczuł silny, słodki zapach krwi, dobrze znany każdemu policjantowi, ale ten wydawał się wyjątkowo intensywny, jak jeszcze nigdy wcześniej. Wiedział, co za chwilę zobaczy, i przez moment nie był pewien, czy chce wejść. Lufą pistoletu popchnął szklane drzwi, które swobodnie się uchyliły, skrzypiąc cicho.
Trzy metry za nimi, po lewej, w rogu pokoju, leżał na plecach chłopak z jedną ręką złożoną na piersi, a drugą wyciągniętą, jakby miał za chwilę rozpocząć recytację. Szeroko otwarte, wyschnięte oczy na białej jak papier twarzy patrzyły w kierunku wejścia. Zastygły uśmiech na sinych ustach i przesunięte na czoło okulary nadawały mu żartobliwy wyraz manekina ze sklepowej wystawy, przerażająco kontrastujący z majestatem śmierci.
Ogromna kałuża ciemnej, gęstej krwi odcięła drogę i Selander zatrzymał się niepewnie. By przejść dalej, musiałby wdepnąć w krew, a o skoku nie było mowy.
Bardzo dużo krwi… z takiego delikatnego chłopaka – uderzyło go od razu. Dziwne. Tyle krwi? Potrzebuję jakiegoś krzesła… taboretu, po którym mógłbym przejść…
Przyjrzał się ciału uważniej i zauważył, że chłopak zaciska w dłoni uchwyt od dzbanka do kawy. Kawałki szkła w kałuży tłumaczyły jej rozmiar.
Kawa zmieszana z krwią – pomyślał, a serce biło mu tak szybko, że przez moment obawiał się, że zemdleje.
Cofnął się o krok i wtedy dostrzegł w głębi korytarza, w odległości jakichś dziesięciu metrów, wystające z pokoju po prawej stopy w sportowym obuwiu.
– Drugie ciało – powiedział na głos i wyciągnął krótkofalówkę, by wezwać pomoc.
Na drzwiach od szafy wisiały dwie garsonki. Pierwsza klasyczna wieczorowa jednorzędówka z tafty ze spodniami w kolorze ciemnostalowym, druga czarna jedwabna dwurzędówka z sukienką o wyrazistym dekolcie. Obok wisiały dwie białe jedwabne bluzki z żabotami i mankietami. Na podłodze stały trzy pary butów wieczorowych na obcasie, dwie granatowe i jedna ciemnozielona. Wszystko rozmiaru 38.
A powinno być 40… co najmniej – pomyślała ze smutkiem Sara, siedząc na fotelu w rogu pokoju, z ręcznikiem zawiniętym na mokrych włosach.
– Tylko buty pasują – powiedziała na głos i spojrzała na czarną garsonkę.
Ostatni raz miałam ją na spotkaniu u premiera po sprawie Safira… Nic dziwnego, że nawet taki zbój jak on zakochał się w Zuzi. W końcu miała wtedy rozmiar 38. A teraz przez tego Radeczka nie mam co na siebie włożyć. Boże drogi!
Westchnęła głęboko i powoli wstała z fotela. Podeszła do szafy, żeby włożyć zielone buty na szpilkach. Stanęła przed lustrem i zrzuciła szlafrok. Została nago, tylko w ręczniku i butach. Przez chwilę dokładnie lustrowała swoje ciało, dotknęła piersi i zjechała dłońmi na brzuch.
– Bo ja wiem… – powiedziała i pokręciła głową ni to ze zdziwieniem, ni to z niedowierzaniem.
Stanęła bokiem i dotknęła pośladków.
Eeee… nie jest tak źle – pomyślała i uśmiechnęła się do siebie. Nooo… wysoki obcas trochę wyszczupla, ale i tak… Radkowi się przecież podoba… Tylko czy mnie to wystarcza?
Spojrzała na zegar. Było piętnaście po szóstej. O siódmej miał po nią przyjechać Marcin.
Właściwie to od razu powinnam była odmówić udziału w kolacji z George’em i zająć się przygotowaniami do świąt. Może jeszcze zdążę zadzwonić i jakoś się wykręcę.
Rozejrzała się w poszukiwaniu telefonu.
W końcu Gordon doskonale wie o mojej sprawie, СКАЧАТЬ