Ukochany wróg. Kristen Callihan
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ukochany wróg - Kristen Callihan страница 6

Название: Ukochany wróg

Автор: Kristen Callihan

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-287-1622-3

isbn:

СКАЧАТЬ że bardzo za mną tęskniłaś.

      Och, świetnie pamiętam tę irytującą arogancję! Już sam fakt, że z nim rozmawiam, budzi we mnie niepokój. Drżą pode mną nogi, opieram się o blat.

      Aż dziw, że mój głos brzmi normalnie.

      – Odpowiedz na pytanie, bo się rozłączę.

      – Zadzwonię znowu.

      – Macon…

      Słyszę suchy śmiech.

      – Nikt nie mówi do mnie „Macon” w ten sposób. Tak jakby to było przekleństwo, jakbyś chciała splunąć. Wyłącznie ty.

      Gdy byliśmy dzieciakami, jego mama nazywała go „mały Saint” – dla mnie to brzmiało dziwacznie; ojciec mówił „chłopcze”, a wszyscy inni zwracali się do niego „Saint”, na co nie zasługiwał w najmniejszym stopniu. Ludzie nadal tak mówią i wciąż go wielbią, jak gdyby naprawdę był jakimś świętym. Ale co poradzić? Pielęgnował swój wizerunek latami.

      – Czemu mnie nękasz, Macon? – powtórzyłam.

      Westchnął głośno.

      – Po pierwsze, pisałem pod numer Samanthy. – Dyktuje mi jej numer, a ja ze zdziwieniem marszczę brwi, chociaż nie może tego widzieć. – Po drugie, adresowałem wiadomości do Sam, nie do ciebie. Nie mam pojęcia, czemu uznałaś, że ją udaję.

      – Dziś jest prima aprilis – mruczę. – Myślałam, że to jakiś kretyński dowcip.

      Śmieje się.

      – Chciałbym.

      No, ja również.

      Chyba rzeczywiście mówił prawdę i pisał do Sam – bo niby z jakiej racji miałby kontaktować się ze mną? Pamiętam aż za dobrze, jak Sam przekierowała swoje SMS-y do mnie, gdy rzuciła wyjątkowego natręta Dave’a. Potem to ja miałam do czynienia z gościem, który na przemian wściekał się i płakał, zanim wreszcie odpuścił.

      Czyli Macon nie kłamie.

      Szlag.

      – No dobra… – Rozpaczliwie próbuję zachować spokój. – Jak już się zorientowałeś, nie jestem Sam i to nie jej numer. Podejrzewam, że przekierowała wiadomości pod mój, o czym sobie z nią porozmawiam. Jednakże…

      – Znowu mówisz jak własna babcia, Ziemniaczku.

      – Nie nazywaj mnie tak.

      Śmiech.

      – Ale temu o babci nie zaprzeczasz?

      Przestępuję z nogi na nogę i się krzywię. Tak, wypowiadałam się jak babcia Maeve, niech to diabli. Zdenerwowana, zaczynałam mówić dużo, rozwlekle i oficjalnie. Wkurzało mnie, że on to wychwytywał.

      – Nie zmieniaj tematu i trzymajmy się faktów: nie rozmawiasz z Sam.

      – Wiesz, gdzie ona jest? – Jego głos staje się twardy, powraca gniew.

      – Nawet gdybym wiedziała, nie powiedziałabym ci na pewno.

      – To dzwonię na policję.

      Od razu przypominam sobie jego pierwszą wiadomość, w której domagał się zwrotu zegarka. Ściskam w ręku komórkę, zaczynam krążyć po kuchni.

      – Co ona znowu zrobiła?

      Mogłabym sformułować to pytanie inaczej, ale bez przerwy miałam do czynienia z jej wyskokami, więc szkoda czasu na owijanie w bawełnę. Wolę poznać wersję Macona. Siostrę opieprzę później.

      – Zabrała zegarek mamy.

      Wciągam gwałtownie powietrze. Ja pierdzielę.

      Nawet jeśli nie znałam zbyt dobrze pani Saint, to, podobnie jak wszyscy, doskonale kojarzyłam jej zegarek. A właściwie nie tyle zegarek, ile elegancką bransoletkę z różowego złota, pokrytą brylancikami. Był przepiękny, choć nie nosiłabym czegoś takiego na co dzień, jak robiła to mama Macona.

      Pamiętam ten widok: stylowy zegarek na jej szczupłym nadgarstku, migoczący w świetle. Robi mi się zimno. Sam zawsze zachwycała się tym cackiem. Co gorsza, matka Macona zmarła wiele lat temu, czyli zegarek stanowił również pamiątkę rodzinną, wiązały się z nim wspomnienia. Prócz wartości rynkowej miał też wartość sentymentalną.

      Przyciskam zimną dłoń do płonącego policzka.

      – Czy… Jezu… Kiedy miałaby to zrobić?

      Macon sapie ze złością.

      – Nic ci nie powiedziała, co?

      Prawda boli.

      – Czemu miałaby mi mówić o zegarku, który rzekomo ukradła?

      – Myślałem, że wynajmuje u ciebie pokój.

      Zamrugałam.

      Trzy lata temu dostałam propozycję awansu i stałam się partnerką w biznesie cateringowym wysokiej klasy. Potem Angela odsprzedała mi swoją połowę, a biznes kręcił się tak dobrze, że mogłam kupić domek w Los Feliz. Kilka miesięcy później Sam, wiecznie bez grosza, wprowadziła się do pokoju nad garażem.

      Nie wiedziałam, skąd bierze kasę, skoro nigdy nie wspominała o żadnej pracy, ale upierała się, że będzie płacić nieduży czynsz. Udawało jej się albo nie; tak czy siak, nigdy nie liczyłam na te pieniądze, zresztą ich nie potrzebowałam.

      Myślałam jednak, że jesteśmy ze sobą blisko – na tyle, żeby wspomniała mi o Maconie. A jednak nie miałam zielonego pojęcia, że odnowili kontakt.

      – To jeszcze nie znaczy, że wiem o wszystkim, co się dzieje w jej życiu – odpowiadam w końcu.

      Macon sapie, chyba z nutą współczucia, i wyjaśnia bardzo cierpliwie:

      – Sam była moją asystentką od miesiąca, choć szybko stało się jasne, że znacznie podkręciła swoje kwalifikacje.

      Trudno mi określić, co właśnie czuję. Cieszę się, że jednak nie są ze sobą – gdyby znów się zeszli jako para, jego powrót do mojego życia stałby się nieunikniony. Mimo to był w jej życiu, pracowali razem od miesiąca. A ona nie zająknęła się ani słowem. Puls dudni mi w skroniach.

      – Przez tydzień nie było mnie w domu – ciągnie Macon. – Wróciłem wczoraj i zauważyłem, że nie ma Samanthy, na dodatek zniknęło parę rzeczy, w tym zegarek.

      – Co ona robiła w twoim domu? – Krzywię się zniesmaczona, że w ogóle o to pytam. Wcale nie chciałam tego wiedzieć. Zupełnie.

      – Bycie moją asystentką to praca dwadzieścia cztery godziny na dobę – wyjaśnia takim tonem, jakby rozumiało się to samo przez się. – Mam domek gościnny i Sam w nim pomieszkiwała.

      Słyszę w jego tonie to zdziwienie: СКАЧАТЬ