Название: Życie, piękna katastrofa
Автор: Jon Kabat-Zinn
Издательство: PDW
Жанр: Личностный рост
isbn: 9788381439398
isbn:
Nawet coś tak prostego jak rozluźnienie może się okazać zadaniem ponad nasze siły, jeśli jesteśmy nieświadomi swojego ciała. Stres codzienności często wywołuje napięcie, które ma skłonność do zagnieżdżania się w konkretnych partiach mięśni, takich jak ramiona, szczęka czy czoło. Aby to napięcie rozładować, musimy najpierw wiedzieć, że się tam pojawiło. Musimy czuć. Następnie musimy wiedzieć, jak wyłączyć automatycznego pilota oraz jak przejąć stery własnego ciała i umysłu. Jak zobaczymy później, wymaga to przyjrzenia się ciału za pomocą skupionego umysłu, doświadczania odczuć docierających z wewnątrz mięśni i wysyłania im sygnałów, by uwolniły to napięcie. Można to zrobić w chwili, gdy napięcie się gromadzi, o ile jesteśmy na tyle uważni, że to widzimy. Nie ma potrzeby czekać do momentu, gdy napięcie urośnie tak bardzo, że będziemy sztywni jak drewniany kloc. Jeśli w porę nie zareagujemy, napięcie może się zakorzenić do tego stopnia, że zapomnimy, co znaczy relaks, i możemy stracić nadzieję na to, że jeszcze naprawdę się rozluźnimy.
Pewien weteran wojenny, który pojawił się w klinice z powodu problemów z bólem pleców, ujął ten dylemat w krótkich żołnierskich słowach. Kiedy badałem gibkość i ruchomość stawów, zauważyłem, że jest bardzo spięty, a jego nogi są twarde jak skała nawet, gdy już poprosiłem go, żeby je rozluźnił. Były w takim stanie, odkąd odniósł ranę po nadepnięciu na pułapkę minową w Wietnamie. Kiedy lekarz powiedział mu, że musi się rozluźnić, odparł: „Doktorze, powiedzenie mi, żebym się rozluźnił, jest mniej więcej tak samo pomocne, jak powiedzenie mi, żebym został chirurgiem”.
Z przykazań, żeby się rozluźnił, nic nie wynikało. Weteran wiedział, że powinien się odprężyć, ale tego musiał się dopiero nauczyć. Musiał doświadczyć procesu „puszczania” napięcia we własnym ciele i umyśle. Kiedy zaczął medytować, nauczył się odprężania, a jego nogi w końcu odzyskały zdrowy tonus.
Kiedy coś złego dzieje się z naszym ciałem albo umysłem, oczekujemy, że medycyna może to naprawić i często tak jest. Ale jak zobaczymy w dalszych rozdziałach, nasza aktywna współpraca jest decydująca w niemal wszystkich formach terapii medycznej. Szczególnie ważna okazuje się w przypadku schorzeń chronicznych albo chorób, na które medycyna nie zna lekarstwa. W takich przypadkach jakość naszego życia może w dużym stopniu zależeć od zdolności poznania własnego ciała i umysłu, by pracować nad poprawą zdrowia w – zawsze nieznanym – zakresie tego, co możliwe. Bez względu na wiek, wzięcie odpowiedzialności za lepsze poznanie własnego ciała dzięki starannemu wsłuchiwaniu się w jego sygnały oraz poprzez pielęgnowanie wewnętrznych sił uzdrawiania i podtrzymywania zdrowia to najlepszy sposób, w jaki możemy współpracować z lekarzami i medycyną. Tu właśnie rozpoczyna się rola praktyki medytacyjnej. To z niej czerpiemy siłę i treść takich wysiłków. To ona jest katalizatorem dzieła uzdrawiania.
* * *
Pierwsze wprowadzenie do praktyki medytacyjnej MBSR jest dla naszych pacjentów zaskoczeniem. Stosunkowo często sądzą oni, że medytacja to zajęcie niezwykłe, mistyczne i przekraczające normalność albo że to w ostateczności forma rozluźnienia. Aby natychmiast uwolnić ich od tych oczekiwań, dajemy każdemu trzy rodzynki i wspólnie zjadamy jedną po drugiej, zwracając uwagę na to, co w danej chwili robimy i czego z chwili na chwilę doświadczamy. Czytelnik sam może wykonać to ćwiczenie.
Najpierw z uwagą przyglądamy się rodzynkom, obserwujemy je starannie, jakbyśmy nigdy dotąd nie widzieli czegoś podobnego. Staramy się poczuć ich fakturę, gdy trzymamy je między palcami, zauważyć kolor i poczuć właściwości skórki. Staramy się również mieć świadomość wszelkich myśli, które mogą nam przyjść do głowy na temat rodzynek i jedzenia w ogóle. Odnotowujemy myśli i odczucia pojawiające się w trakcie obserwacji. Potem wąchamy rodzynki przez chwilę i wreszcie świadomie podnosimy je do ust, zwracając uwagę na ruch ramienia, zmierzający do tego, by dłoń umieściła rodzynkę w ustach; zwracamy też uwagę na pojawienie się śliny, gdy umysł i ciało spodziewają się, że zaraz zaczniemy ją jeść. Cały proces trwa, gdy bierzemy rodzynkę do ust, powoli ją przeżuwamy, odczuwając jej rzeczywisty smak. A kiedy jesteśmy gotowi ją połknąć, obserwujemy pojawiający się odruch połykania, nawet gdy jest odczuwany świadomie. Wyobrażamy sobie nawet, albo „czujemy”, że teraz nasze ciała są cięższe o tę jedną rodzynkę. Potem powtarzamy całe ćwiczenie z drugą rodzynką bez żadnego komentarza, w milczeniu. A potem jeszcze raz, z trzecią.
Odzew po tym ćwiczeniu jest zawsze pozytywny, nawet ze strony osób, które rodzynek nie lubią. Ludzie mówią nam, że takie podejście do jedzenia jest przyjemne choćby dla samej odmiany, bo odkąd pamiętają, w gruncie rzeczy poczuli po raz pierwszy, jak smakuje rodzynka i nawet zjedzenie jednej rodzynki może być satysfakcjonujące. Często pojawia się wniosek, że gdybyśmy zawsze jedli w ten sposób, jedlibyśmy mniej, a nasze doświadczenia związane z jedzeniem byłyby bardziej przyjemne i satysfakcjonujące. Niektórzy pacjenci stwierdzają, że przyłapali się na automatycznym sięganiu po kolejne rodzynki, zanim zjedli tę, którą mieli w ustach – w tym momencie orientowali się, że w taki sposób zazwyczaj jedzą.
Wielu z nas wykorzystuje jedzenie do osiągnięcia emocjonalnego zaspokojenia, zwłaszcza gdy czujemy niepokój, przygnębienie albo zwyczajną nudę, dlatego to proste ćwiczenie polegające na zwolnieniu tempa i zwracaniu bacznej uwagi na to, co robimy, pokazuje, jak silne, niekontrolowane i szkodliwe bywają nasze odruchy, gdy w grę wchodzi jedzenie. Oraz że proste czynności mogą nam dawać dużo satysfakcji, gdy nasze działanie jest świadome.
Gdy zaczniemy angażować uwagę w ten sposób, nasza relacja z rzeczami się zmieni. Widzimy więcej i jest to widzenie głębsze i klarowniejsze. Możemy zacząć dostrzegać wewnętrzny porządek i sieć powiązań między różnymi rzeczami, co przedtem nie było tak oczywiste. Możesz więc zauważyć związki między odruchami wyłaniającymi się z głębi umysłu oraz zorientować się, że się przejadamy i bagatelizujemy sygnały wysyłane przez ciało. Gdy angażujemy uwagę, stajemy się bardziej przytomni. Uwalniamy się od zwykłego sposobu postrzegania otaczającego nas świata i automatycznego działania, bez pełnej świadomości. Kiedy jemy uważnie, mamy kontakt ze swoim posiłkiem, ponieważ umysł nie jest rozproszony albo przynajmniej jest mniej rozproszony. Dlatego, że nie myślimy wtedy o innych sprawach. Zajmujemy się jedzeniem. Kiedy patrzymy na rodzynkę, rzeczywiście ją widzimy. Kiedy ją przeżuwamy, naprawdę czujemy smak.
Istotą praktyki uważności jest to, że wiemy, co robimy, gdy to robimy. Ta wiedza jest wiedzą niekoncepcyjną albo wiedzą wyrastającą ponad wiedzę koncepcyjną. Jest to świadomość sama w sobie. To zdolność, którą już posiadamy. Z tego powodu ćwiczenie z rodzynkami nazywamy „medytacją jedzenia”. Dlatego pamiętajmy: w medytacji czy uważności nie ma nic szczególnie nadzwyczajnego ani mistycznego. Medytacja wymaga tylko skupienia uwagi na własnych przeżyciach w każdej kolejnej chwili. Prowadzi nas to bezpośrednio do nowego sposobu postrzegania i nowego stylu życia, ponieważ chwila obecna, jeśli tylko jest rozpoznana i doceniona, ujawnia bardzo niezwykłą, magiczną moc: jest to jedyny czas, który każdy z nas ma do dyspozycji. Teraźniejszość to jedyny moment, kiedy możemy coś poznać. To jedyny czas, by coś dostrzec, czegoś się nauczyć, czegoś dokonać, coś zmienić, coś uzdrowić i kogoś kochać. Z tego właśnie powodu tak bardzo cenimy świadomość towarzyszącą każdej kolejnej chwili. Sami musimy się nauczyć, jak ugruntować w sobie tę zdolność umysłu, zarazem podejmowany wysiłek jest celem samym w sobie. To dzięki niemu nasze doświadczenia stają się wyrazistsze, a życie bardziej realne.
СКАЧАТЬ