Название: Życie, piękna katastrofa
Автор: Jon Kabat-Zinn
Издательство: PDW
Жанр: Личностный рост
isbn: 9788381439398
isbn:
Natomiast niezależnie od tego, czy będziemy używać płyt z nagraniami, czy nie (są one dostępne także jako pliki do ściągnięcia i aplikacje na smartfony), każdy zainteresowany doświadczeniem tego rodzaju zasadniczej zmiany, jaką osiąga większość uczestników programu MBSR w Klinice Redukcji Stresu Uniwersytetu Massachusetts, powinien zrozumieć, że pacjenci i inni uczestnicy programu podejmują poważne zobowiązanie codziennego zaangażowania w formalną praktykę uważności opisaną w tej książce. Już samo wygospodarowanie czasu na trening curriculum MBSR wymaga zmiany stylu życia. Oczekujemy, że nasi pacjenci, wspomagając się nagraniami na płytach CD, będą praktykowali czterdzieści pięć minut dziennie, sześć dni w tygodniu, przez osiem tygodni. Z badań uzupełniających wiemy, że większość z nich kontynuuje praktykę na własną rękę długo po zakończeniu treningu. Dla wielu z nich uważność szybko staje się nieodłączną częścią życia.
Podejmując wędrówkę ku samorozwojowi i odkrywaniu wewnętrznych zasobów wspomagających uzdrowienie i zapanowanie nad kompletną katastrofą, jaką jest życie, należy tymczasowo zawiesić wszelkie osądy i nie przywiązywać się do upragnionych owoców podejmowanych starań. Po prostu z pełną dyscypliną oddać się praktyce i obserwować, co się będzie działo. Wszystko, czego się nauczymy, będzie pochodzić przede wszystkim z własnego wnętrza, z doświadczenia kolejnych chwil własnego życia, a nie od zewnętrznego autorytetu, nauczyciela czy systemu wierzeń. To ty jesteś ekspertem w dziedzinie własnego życia, ciała i umysłu, a przynajmniej możesz nim zostać, o ile będziesz się uważnie obserwował. Podczas przygody, jaką jest medytacja, traktujemy siebie jak laboratorium, w którym odkrywamy, kim jesteśmy i jaki jest nasz potencjał. Jak zgrabnie ujął to legendarny łapacz nowojorskich Jankesów, Yogi Berra, „Aby wiele zauważyć, wystarczy patrzeć”.
I
1
O tak, miałam swoje chwile i gdybym mogła zacząć wszystko od początku, miałabym ich jeszcze więcej. Ne próbowałabym niczego innego. Tylko chwile, jedną po drugiej, zamiast tych wszystkich lat napierających na mnie każdego dnia.
Nadine Stair, 85 lat
Louisville, Kentucky, USA
Przyglądam się nowej grupie liczącej około trzydziestu osób, które pojawiły się na pierwszych zajęciach w Klinice Redukcji Stresu i jestem podekscytowany tym, co nas czeka. Myślę, że wszystkim przemknęła też dziś przez głowę myśl, co tu, u licha, robią w obcym miejscu, z obcymi ludźmi. Widzę rozpromienioną twarz Edwarda i zastanawiam się, przez co codziennie przechodzi. Ma trzydzieści cztery lata, pracuje w branży ubezpieczeniowej na kierowniczym stanowisku i choruje na AIDS. Widzę Petera, czterdziestosiedmioletniego biznesmena, który półtora roku temu miał zawał i przyszedł tu nauczyć się sztuki rozluźniania, by uniknąć następnego. Obok Petera siedzi Beverly, inteligentna, wesoła, rozmowna. Dalej siedzi jej mąż. W wieku czterdziestu dwóch lat życie Beverly dramatycznie się zmieniło – w wyniku pęknięcia tętniaka utraciła poczucie tożsamości. Jest też czterdziestoczteroletnia Marge, skierowana tu przez ośrodek terapii bólu. Była pielęgniarką na oddziale onkologicznym, ale kilka lat temu doznała urazu pleców i obu kolan, ratując pacjenta przed upadkiem. Przeżywa teraz tak wielki ból, że nie może pracować i chodzi o lasce, i to z wielkim trudem. Przeszła już operację kolana, a teraz czeka ją jeszcze operacja guza w jamie brzusznej. Lekarze nie są pewni diagnozy. Wypadek był dla niej szokiem, z którego nie zdołała się jeszcze otrząsnąć. Jest napięta do granic możliwości i wybucha z najbłahszych powodów.
Dalej siedzi Arthur, pięćdziesięciosześcioletni policjant, cierpiący na ostre bóle migrenowe i ataki paniki. Obok niego Margaret, siedemdziesięciopięcioletnia emerytowana nauczycielka z zaburzeniami snu. Przy niej Phil, francuskojęzyczny Kanadyjczyk, kierowca ciężarówki. Został do nas skierowany również przez ośrodek terapii bólu. Odniósł uraz kręgosłupa, podnosząc paletę, i teraz chroniczny ból pleców uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie. Nie usiądzie już za kierownicą ciężarówki, musi znaleźć nową pracę, by utrzymać żonę i czwórkę dzieci, oraz nauczyć się radzenia sobie z bólem.
Obok Phila siedzi Roger, trzydziestotrzyletni stolarz. Podczas pracy nabawił się kontuzji pleców i również ma problem z bólem. Jego żona twierdzi, że Roger od lat nadużywa leków przeciwbólowych. Sama zapisała się do innej grupy. Nie ma wątpliwości, że to Roger jest główną przyczyną jej stresu. Jest u kresu wytrzymałości i myśli o rozwodzie. Patrząc na niego, zastanawiam się, czy zdoła wyprowadzić swoje życie na prostą.
Naprzeciwko, po drugiej stronie sali, siedzi Hector. Przez długie lata był zawodowym zapaśnikiem w Portoryko i jest z nami, ponieważ ma kłopoty z utrzymaniem nerwów na wodzy, czego konsekwencją są napady agresji i bóle w klatce piersiowej. Jego potężna sylwetka dominuje w sali.
Lekarze skierowali ich do nas w celu obniżenia poziomu stresu, a my poprosiliśmy ich, by przychodzili do naszej przychodni raz w tygodniu przez następne dwa miesiące zajęć. Ale tak naprawdę, po co? Sam zadaję sobie to pytanie, gdy rozglądam się po sali. Uczestnicy zajęć również tego nie wiedzą, ale suma cierpienia w pomieszczeniu jest ogromna dziś rano. Nie da się ukryć, że jest to spotkanie ludzi, którzy doświadczyli w życiu kompletnej katastrofy, powodującej cierpienie fizyczne i emocjonalne.
Zanim zajęcia się rozpoczną, pozwalam sobie na chwilę zadumy nad tym, co nas tu wszystkich przywiodło. Łapię się na rozmyślaniu, co możemy zrobić dla osób zebranych tu dzisiejszego ranka i dla stu dwudziestu innych, które w tym tygodniu zaczynają trening MBSR w różnych grupach – młodych i starszych, samotnych, w związkach, rozwiedzionych, pracujących i takich, które odeszły z pracy z powodu inwalidztwa, żyjących z zasiłku i bogatych. Jaki mamy wpływ na życie choćby jednej z nich? Co możemy zrobić dla tych ludzi w ciągu ośmiu krótkich tygodni?
Interesujące w tej pracy jest to, że w rzeczywistości nie robimy dla nich nic. Gdybyśmy próbowali, pewnie ponieślibyśmy sromotną klęskę. Zamiast tego zachęcamy ich, by zrobili dla siebie samych coś radykalnie nowego, a mianowicie, by żyli świadomie w każdej kolejnej chwili. Kiedyś pewna dziennikarka powiedziała w rozmowie ze mną: „Aha, ma pan na myśli życie chwilą”. „Nie, nie o to chodzi – odparłem. – W ten sposób brzmi to jak maksyma hedonisty. Chodzi mi o życie w danej chwili”.
Z pozoru praca w Klinice Redukcji Stresu jest łatwa, do tego stopnia, że trudno uchwycić, o co w niej faktycznie chodzi, dopóki się w nią nie zaangażujemy. Punktem wyjścia jest dla nas sytuacja pacjenta w danej chwili, jakakolwiek by była. Wyrażamy chęć pomocy, jeśli są gotowi do podjęcia pracy nad sobą. I nigdy nie dajemy za wygraną, nawet wtedy, gdy któryś z naszych pacjentów popada w zniechęcenie, robi krok w tył albo w swoich własnych oczach ponosi porażkę. Każdą chwilę uznajemy za nowy początek, nową szansę, by zacząć wszystko od zera, by się dostroić, odbudować nasze więzi.
W СКАЧАТЬ