Название: Śreżoga
Автор: Katarzyna Puzyńska
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Lipowo
isbn: 9788382345674
isbn:
Teraz miejsce wyglądało na zaniedbane. Jakby przez te dwa lata, kiedy Daniela tu nie było, nastąpił zupełny upadek. Mimo to stanęły mu przed oczami tamte chwile. Zmierzwione blond włosy i zaczerwienione policzki Strzałkowskiej. Miał wrażenie, że Emilia zaraz wyjdzie z pokoju numer jeden, który wtedy dostali. Najwyraźniej tego samego, który ostatnio zajmowała pisarka.
Może nie wszyscy uznaliby Emilię za piękność. Według niego była idealna. Wiele razy przeklinał swoją głupotę i to, jak długo zwlekał, żeby wreszcie wykonać ruch. Jej śmierć to była jego wina. W całości jego wina. Tymczasem on żył już dwa lata, a jej nie było. A przecież powinno być odwrotnie. Nieraz myślał nawet, żeby zrobić to samo co ona. Wtedy kabura przy pasku ciążyła naprawdę mocno.
A najdziwniejsze było to, że świat się nie skończył. Mimo całej rozpaczy Daniela piekarze nadal piekli chleb, złodzieje nadal kradli, dilerzy nadal sprzedawali towar na mieście, a mordercy nadal zabijali. I on też wstawał codziennie, wkładał blachę1 do kieszeni i szedł na służbę. Chociaż codziennie mu się zdawało, że umarł w środku.
– Właściciela zajazdu nie ma? – zapytał Daniel, porzucając ponure rozmyślania. Trzeba skupić się na sprawie. Odwrócił się do Roberta Janika. – Bo pan, zdaje się, jest tylko sekretarzem szefa? Dobrze zrozumiałem?
– Tak – potwierdził Robert Janik. – Jestem sekretarzem… Próbowałem dzwonić do szefa, ale pan Sadowski nie odbiera. Ja dziś miałem wolne. Byłem na działce. Przyjechałem, bo obiecałem usiąść w recepcji. Jak wchodziłem, to pani Malwina stała w drzwiach kuchni. No i można powiedzieć, że razem ją znaleźliśmy… znaczy Izabelę.
Pisarka pokiwała głową. Była wysoka. Wyższa nawet niż Weronika. Wpatrywała się w Daniela nieco zaczepnie. Jakby rzucała mu wyzwanie. Nie potrafił rozszyfrować tego spojrzenia. Wiedziała więcej, niż mówiła?
– Filemon bardzo się zdenerwował – ciągnął Robert Janik, unosząc delikatnie małego pieska.
Daniel miał właśnie powiedzieć, że Filemon to był chyba kot, kiedy na drewnianych schodach rozległy się kroki.
– Panie aspirancie, pozwoli pan na górę.
Podgórski nie musiał nawet odwracać się w tamtą stronę. Sarkastyczny ton głosu nie pozostawiał wątpliwości. Mimo to spojrzał w górę. Łukasz stał u szczytu schodów w granatowym mundurze policjanta prewencji.
Był synem Daniela i Emilii. Podgórski starał się zobaczyć w twarzy młodego mężczyzny rysy Strzałkowskiej, ale widział tam tylko siebie. I spojrzenie pełne nienawiści. Przez minione dwa lata syn ani razu nie dał Podgórskiemu zapomnieć, że to przez niego Strzałkowska popełniła samobójstwo.
– Co się stało? – zapytał syna.
Daniel wcale nie był zadowolony, że Łukasz został policjantem. Ale najwyraźniej to było mu pisane, skoro oboje rodzice tym się właśnie zajmowali. Zresztą ojciec Daniela także nosił niebieski mundur. Mimo to Podgórski najchętniej oszczędziłby synowi widoków takich, jaki zastali tu w kuchni. Dlaczego akurat jego patrol znajdował się niedaleko zajazdu? Nie mogło paść na kogoś innego?
– No raczej się stało – odpowiedział Łukasz cierpko.
Widać było, że stara się zachować zimną krew, ale Daniel doskonale wiedział, ile chłopaka musiało to kosztować. Pierwszego trupa zawsze się zapamiętuje. Zawsze. Chociażby potem było ich tysiące.
– Co jest? – zapytał Trawiński.
Podgórski niemal zapomniał o obecności kolegi. Radek był dziś mocno przygaszony. Pewnie przez kłótnię z żoną. Trzeba będzie z nim potem pogadać. Może jakoś pomóc.
– Kolejny trup – powiedział Łukasz, poprawiając furażerkę. – Jest na górze.
– Kto? – zapytał Robert Janik. – Kto jeszcze nie żyje?!
– Proszę tu zaczekać – poprosił Daniel.
Był trochę zły na Łukasza, że tak po prostu powiedział to przy świadkach. No ale syn dopiero się uczył. Zaczął służbę na początku tego roku. Puste pagony posterunkowego pokazywały, jak mało doświadczenia jeszcze ma i jak długa przed nim droga. Do młodych trzeba dużo spokoju i cierpliwości.
– Ale kto tam jest? – zapytał znów Robert Janik.
Jego nerwowość wydawała się teraz teatralna, ale w takiej sytuacji stres to coś normalnego. Przecież Janik i ta pisarka znaleźli przed chwilą trupa. A okazało się, że zajazd krył kolejne tajemnice.
Daniel odwrócił się do Trawińskiego.
– Poczekaj tu z nimi – poprosił. Nie potrzebował jakichś histerycznych reakcji przy denacie. Lepiej było najpierw zobaczyć, co się dzieje na górze.
Trawiński potwierdził skinieniem głowy.
– No dobrze – mruknął Podgórski i ruszył na górę po drewnianych schodach.
Były pokryte grubą warstwą piasku, kołtunów kurzu i jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego brudu. Policjant spodziewał się, że stopnie będą skrzypiały pod jego stopami, ale nic takiego się nie stało. Zajazd nie był starym budynkiem. Daniel nie pamiętał dokładnie, kiedy został zbudowany, ale było to zaledwie kilka lat temu. Przedtem był tu zakład produkujący domy drewniane. Jedna z trzech konkurujących ze sobą na tym polu firm w mieście. Franciszek Sadowski postawił zajazd chyba tylko po to, żeby się wyróżniać spośród swoich przeciwników biznesowych.
– Jest tu, panie aspirancie – poinformował Łukasz. Jego głos znów ociekał sarkazmem i niechęcią. – To jakaś sala konferencyjna czy coś.
Weszli do pomieszczenia. Było całkiem spore. Z oknami w skośnym dachu. W powietrzu unosiła się woń rozkładu. I wcale nie chodziło o trupa, który leżał na kanapie. A przynajmniej nie tylko. Bo wszędzie walały się brudne talerze, pokryte pleśnią resztki jedzenia, puste butelki i różne inne rzeczy wskazujące wyraźnie na to, że odbyła się tu większa impreza.
– Chyba już nie musimy szukać właściciela zajazdu – powiedział Daniel. Bardziej do siebie niż do Łukasza. Był pewien, że syn i tak nie odpowie.
– Ja tam nie wiem – mruknął chłopak wbrew oczekiwaniom Podgórskiego. Nie było to wiele, ale przynajmniej zareagował.
Policjant ruszył pomiędzy stolikami z pozostałościami balangi. Pośrodku tego rozgardiaszu na kanapie pod ścianą leżał trup. Zupełnie jakby nigdy nic. Daniel kojarzył Franciszka Sadowskiego i był pewien, że ma przed sobą właściciela zajazdu. W przeciwieństwie do swojej pracownicy, która leżała pocięta w kuchni, mężczyzna wyglądał, jakby po prostu zasnął.
– Narkotyki СКАЧАТЬ