Название: Śreżoga
Автор: Katarzyna Puzyńska
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Lipowo
isbn: 9788382345674
isbn:
Daniel popatrzył na rozbitą butelkę wódki, która leżała nieopodal. Nie pił już długo, ale za każdym razem gdzieś głęboko czuł, że kilka łyków by mu pomogło. Kiedyś liczył dni trzeźwości. Teraz tylko te, które minęły od śmierci Emilii. Siedemset trzydzieści. Dziś mijały dokładnie dwa lata bez niej.
– Tego nie użyto? – zapytał, wskazując rozbitą butelkę. – Taki tulipan może być naprawdę śmiercionośnym narzędziem. Nie raz tak bywało.
– Wypowiem się po sekcji – powtórzył Koterski. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
– Znamy tożsamość ofiary? – zapytała Laura Fijałkowska.
Zastępczyni naczelnika co chwilę poprawiała nerwowym ruchem ciemne włosy. Daniel i tak się dziwił, że się tu zjawiła. Wszyscy wiedzieli, że nienawidzi nieboszczyków. Bała się ich. Unikała jeżdżenia na zdarzenia związane ze śmiercią, nawet kiedy służyła w prewencji. Potem w wydziale kryminalnym pozostawała wierna tej tradycji.
Dziś chciała chyba się pokazać, bo sama zaproponowała pomoc, kiedy partner Daniela spóźnił się do pracy. Podgórski podejrzewał, że chciała się popisać przed naczelnikiem Urbańskim, żeby utrzymać swoją pozycję. Różne plotki chodziły po jednostce.
– Ofiara nazywała się Izabela Pietrzak i była pracownicą tego zajazdu – powiedział sierżant sztabowy Radosław Trawiński.
Daniel ostatnio często pracował z Trawińskim. Zaprzyjaźnili się po śmierci Emilii. Radek był na miejscu, kiedy Strzałkowska strzeliła sobie w głowę. Sama ta myśl… Podgórski odetchnął głębiej. Starał się nie myśleć o tym, że nigdy już nie usłyszy głosu Emilii ani nie zobaczy, jak wywraca oczami i mówi, że nie powinien tyle palić. Nie mógł znieść myśli, że jej nie będzie. A Trawiński zdawał się jedyną osobą, która go rozumie. Może dlatego, że ostatni widział ją żywą.
Od śmierci Emilii naczelnik Urbański często przydzielał im służby razem. Daniel był z tego zadowolony, rozumieli się z Radkiem bez słów. Dobrze było móc komuś zaufać. Niektórzy żartowali nawet na komendzie, że Podgórski i Trawiński zaczynają się do siebie upodabniać. Obaj wysocy, z długą brodą i nieco zbyt wystającym brzuchem. Wyglądali trochę jak bracia.
– Sorry, że się spóźniłem – szepnął kolega. – Pożarliśmy się z żoną i teraz mieszkam na działce w Kuligach. Dobrze, że ją kupiliśmy, przynajmniej mam gdzie się zatrzymać. Mówię ci, stary…
– A co, aż tak źle? – zapytał Podgórski.
– No tak średnio – przyznał kolega, wzruszając ramionami lekceważąco. Widać było jednak, że jest przejęty. – Jakoś to będzie.
Daniel skinął głową. Życie potrafiło dać człowiekowi w kość jeszcze bardziej niż niejeden trup.
– Zjawa zamierza przyjechać? – zapytał.
Prokurator Bastian Krajewski nazywany był Zjawą ze względu na swój charakterystyczny wygląd. Białe włosy i blada skóra albinosa nadawały mu złowrogi wygląd. Przypominał ducha.
– Chyba żartujesz – zaśmiał się Trawiński. – Przecież wiesz, jaki on jest.
Daniel uśmiechnął się pod nosem. Stwierdzenie, że prokurator prowadzi sprawę, oznaczało ni mniej, ni więcej, że policja ma wykonać wszystkie czynności, a Krajewski będzie tylko dzwonił i wszystkich popędzał. Zjawa nie budził zbyt ciepłych uczuć i wyglądało na to, że bardzo dba, żeby to się nie zmieniło.
– Zostawcie prokuratora w spokoju – obruszyła się Fijałkowska, jakby i Zjawie chciała się podlizać, mimo że go tu nie było.– To poradzicie sobie teraz beze mnie? Skoro jesteście już we dwóch?
W głosie zastępczyni naczelnika słychać było nadzieję.
– Jasne – powiedział Daniel. – Możesz wracać do bazy.
Fijałkowskiej nie trzeba było dwa razy powtarzać. Daniel widział, że Trawiński uśmiecha się pod nosem. Doktor Koterski też wyglądał na rozbawionego tą niezbyt subtelną rejteradą.
– Chodźmy pogadać z tą pisarką – powiedział Daniel do kolegi.
Wyszli z kuchni na korytarz. Zajazd Sadowskiego zbudowany był z bali. Wszędzie pachniało drewnem. Z kuchni prowadziły drzwi na klatkę schodową. W wolnej przestrzeni pod schodami ulokowano palarnię. Właśnie tam stała Malwina Górska oparta niedbale o ścianę. Jej farbowane na różowo włosy stanowiły mocny kontrast z dość bladą skórą. Duże kolczyki i koła bransoletek na nadgarstkach brzęczały przy każdym jej ruchu. Minispódnica i ciężkie buty sprawiały, że przypominała Danielowi młodszą wersję Klementyny Kopp. Tylko bez tatuaży.
Obok niej przycupnął młody mężczyzna. Palił nerwowo papierosa. Przez twarz przebiegała mu wyraźnie widoczna blizna. Napinała się za każdym razem, kiedy mężczyzna się zaciągał. To był Robert Janik. Jeszcze jeden pracownik zajazdu.
– I co? – zapytał Robert. Malutki piesek, którego trzymał na rękach, nie pasował do jego wyglądu rapera z blokowiska. – Ja pierdolę, to jakaś masakra. Przepraszam za słownictwo, ale nie wiem dosłownie, co powiedzieć.
Malwina Górska wzruszyła tylko ramionami. Kolczyki i bransoletki znów zadźwięczały. Niedawno wprowadziła się do domu w Lipowie. Daniel kojarzył ją jednak nie tylko ze swojej rodzinnej wsi. Pisała kryminały, ale także książki z wywiadami z policjantami. Wielu ją znało w policyjnym środowisku. Kilka razy usłyszał nawet od kolegów żartem, jak bardzo podobne są ich nazwiska.
– Słyszeliśmy, że panowie rozmawiają o ranie tłuczonej. Drzwi są uchylone – powiedziała tonem wyjaśnienia Malwina i pokazała głową w stronę kuchni. Widać było, jak Koterski przygotowuje ciało do zabrania. – Izabela miała taki młotek, prawda?
Pisarka odwróciła się do chłopaka z blizną.
– Jo – potwierdził Robert Janik. – Piec czasem nie działał i Izabela w niego waliła. Jak weszliśmy do kuchni, to młotka nie było. Więc może to ten.
Ciało zamordowanej kobiety znalazła właśnie ta dwójka. Daniel zdążył już z nimi porozmawiać, zanim przyjechał Trawiński, ale rozmów nigdy dość. Nawet powtarzania tego samego. Czasem okazywało się bowiem, że świadek za drugim razem mówił coś zupełnie innego.
– Pani przyjechała tu po rzeczy, tak? – upewnił się więc Podgórski. Trzeba było powoli uporządkować informacje.
– Tak. Mieszkałam tu w pokoju numer jeden. Od początku lutego – uściśliła Malwina. – Bo musiałam sprzedać dom w Warszawie. A pan Sadowski i jego ekipa dopiero kończyli budować mi dom w Lipowie. Sam pan wie.
Podgórski potwierdził.
– No i teraz przewożę rzeczy. Właściwie przewiozłam, bo wczoraj rano przeprowadziłam się tam ostatecznie – wyjaśniła. Miała niski, nieco zachrypnięty głos. – Ale trochę drobiazgów СКАЧАТЬ