Śreżoga. Katarzyna Puzyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Śreżoga - Katarzyna Puzyńska страница 14

Название: Śreżoga

Автор: Katarzyna Puzyńska

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Lipowo

isbn: 9788382345674

isbn:

СКАЧАТЬ Teraz niemal żałowała, że tu przyjechała. Niemal. Bo dziwny nacisk prokuratora, żeby zamknąć sprawę Julii Szymańskiej jak najszybciej, sprawił, że Emilia chciała poznać fakty. Zdążyła już przejrzeć częściowo dokumentację wykonaną przez naczelnika Urbańskiego. Nie dopatrzyła się błędów, ale postanowiła porozmawiać z głównym podejrzanym. Może właśnie na przekór Zjawie.

      – No to co? – zagadnął klawisz, zwalniając nieco.

      Na twarzy miał dziwny uśmiech. Widziała jego żółtawe zęby. Patrzył na nią pożądliwie, jakby sam był tu zamknięty i latami nie widział kobiety. A przecież mógł stąd wychodzić, a ona nawet nie należała do bardzo atrakcyjnych. Za niska, za szeroka w biodrach i udach. Mysia policjantka, jak mówiła o niej Klementyna Kopp. W końcu Strzałkowska zdecydowała się ufarbować włosy na blond, żeby dodać sobie trochę wyrazu. Czasem wierzyła nawet, że to pomogło.

      – W jakim sensie? – zapytała ostro. Nie podobało jej się ani jego spojrzenie, ani ton.

      – Ten Rychu Pietrzak sobie tu u nas posiedzi, prawda? – odpowiedział pytaniem klawisz. Jego głos aż ociekał satysfakcją.

      Znów rzucił Emilii nieprzyjemne spojrzenie. Krążyły pogłoski, że niektórzy pracownicy tego więzienia są gorsi niż ludzie, których tu osadzono. W tej chwili była skłonna w to uwierzyć.

      – Nie wiem – odparła. Starała się nie odwracać wzroku. Nie chciała, żeby klawisz domyślił się, że się go boi. – Nie mam w zwyczaju ferować przedwczesnych wyroków.

      Mężczyzna wzruszył ramionami i ruszył dalej bez słowa. Jego ciężkie buty łomotały po posadzce więziennego korytarza. Echo rozchodziło się daleko i zapowiadało ich przybycie na długo, zanim skręcili w korytarz do sali, gdzie czekał podejrzany.

      Drzwi właśnie się otwierały. Ze środka wyszła trójka osób. Dwie kobiety i mężczyzna. Pierwsza szła dziewczyna, która przypominała Emilii Pamelę Anderson z czasów Słonecznego patrolu. Tuż za nią kroczył wysoki mężczyzna. Twarz miał gładko ogoloną. Jakby wydepilowaną. Dopiero po chwili Strzałkowska zauważyła, że usunął nawet brwi. Chyba przez to jego rzęsy wydawały się nienaturalnie pogrubione. Jakby pomalowane. Były jedynym owłosieniem na jego twarzy.

      – To pani jest tą policjantką, co miała rozmawiać z Rychem?!

      Tej dziwnej dwójce towarzyszyła wychudzona starsza kobieta. Zdawała się zupełnie wyniszczona. Emilia widywała takie osoby za często, żeby mieć jakiekolwiek wątpliwości. To była alkoholiczka. Ziemista cera i podpuchnięte oczy niezbyt pasowały do starannie wyprasowanej czarnej sukienki. Mimo wszelkich starań ubranie wisiało na kobiecie jak na wieszaku. Potęgowało wrażenie przegranego życia.

      – Pani jest tą policjantką? – krzyknęła jeszcze raz przepitym głosem. – Izabela Pietrzak jestem!

      Emilia skinęła głową. Najwyraźniej miała przed sobą żonę głównego podejrzanego.

      – Żona Ryśka – oznajmiła kobieta, potwierdzając podejrzenia Strzałkowskiej. – Szefowo, on nikogo nie zajebał. A już na pewno nie Julię. Przecież one się znały z moją Kaliną.

      Izabela Pietrzak zwróciła głowę w stronę Pameli Anderson. Kalina Pietrzak poprawiła blond włosy i obciągnęła obcisły sweter. Na ten widok klawisz niemal zaczął się ślinić. Emilia przewróciła oczami. Ale przynajmniej nie patrzył na nią. Dobre i to.

      – Mamo, daj już spokój – mruknęła Kalina. Nie wyglądało na to, żeby przeszkadzał jej wzrok klawisza. Wręcz przeciwnie. Chyba czuła się jak ryba w wodzie z objawami męskiej atencji.

      – A to bratanek mojego starego – dodała Izabela Pietrzak. – Oliwier. Mój Rychu jest niewinny!!!

      Krzyk kobiety poniósł się echem przez korytarz zakładu karnego.

      – Ciociu, idziemy już – powiedział Oliwier Pietrzak. – Pani się wszystkim zajmie.

      Najwyraźniej nie chciał kontynuować tematu. Może był zawstydzony zachowaniem ciotki. A może po prostu chciał już stąd wyjść. Emilia wcale mu się nie dziwiła. Wolała nie unosić wzroku i nie patrzeć na zagrzybiały sufit. Miało się wrażenie, że zaraz na nich runie.

      – Mój Rysiu nikogo nie zabił! – nie ustępowała Izabela Pietrzak. Chudą ręką poprawiła sukienkę i zaśmiała się skrzekliwie. – Zgoda. Ideałem to on nie jest. Zresztą oboje nigdy nie byliśmy. Takie to życie. Ale on nikogo nie zajebał. On by muchy nie skrzywdził, szefowo.

      Sam Sadowski budował domy drewniane. To była jedna z trzech takich firm w mieście. Oprócz tego miał zajazd. Spory budynek z pomalowanych na ciemno bali. Miejsce było Emilii dosyć dobrze znane. Bo właśnie tam akurat na dzień przed śmiercią Julii Szymańskiej spędziła trochę upojnych chwil w ramionach Daniela.

      To był pierwszy raz od dłuższego czasu. Wracali z jakiegoś zdarzenia. Od kiedy powiedziała mu, że nie chce dłużej być jego kochanką, mało rozmawiali. Wtedy w samochodzie atmosfera była napięta. Początkowo mówili trochę o pracy. Potem oboje ucichli. Kiedy mijali zajazd, Emilia kazała mu tam zajechać. Chociaż była pewna, że będzie tego żałowała. Nic nie odpowiedział, tylko zatrzymał samochód na parkingu przed zajazdem. Wynajęli pokój, nie zważając na znaczące spojrzenia właściciela.

      To było piątego lutego. Szóstego zginęła Julia Szymańska. Dosłownie dwieście metrów od miejsca, gdzie dzień wcześniej uprawiali z Danielem wygłodniały, spragniony siebie seks. Dziś były walentynki, więc może zrobią to samo.

      Policjantka poczuła, że się rumieni. Daniel wysłał jej przed chwilą kolejną wiadomość, że zobaczą się wieczorem. To było aż za piękne, żeby było prawdziwe. Przecież tak trudno było mu znaleźć czas, żeby się spotkali. No nic, w razie czego Strzałkowska zamierzała dobrze się bawić w towarzystwie syna. Obejrzą film i zjedzą pizzę. O ile Łukasz będzie miał ochotę. Z dorastającym młodym mężczyzną w domu nie było łatwo. Cokolwiek będzie, będzie dobrze. Tego zamierzała się trzymać.

      – Rychu muchy by nie skrzywdził! – dowodziła Izabela Pietrzak. – No zdarzyło się, że walnął mnie z raz czy dwa, ale to nie to samo co bieganie z siekierą. Na pewno pan Sadowski potwierdzi. On nas tak dobrze przyjął.

      Z tego, co Emilia wiedziała, podejrzany pracował jako nocny stróż u Franciszka Sadowskiego. Właściciel zajazdu nie tylko produkował domy drewniane i prowadził hotel, ale też był filantropem. Pomagał ludziom z trudnych środowisk. Głównie młodzieży. Wyciągnął też z rynsztoka małżeństwo Pietrzaków. Była o tym krótka wzmianka w dokumentacji Urbańskiego.

      – Jak ojciec brał te swoje tabletki, to był spokojny – włączyła się do rozmowy Kalina Pietrzak. Znów obciągnęła sweterek. Uwydatnił jeszcze bardziej jej krągłe piersi.

      – Czyli brał leki? – upewniła się Emilia. W notatkach Urbańskiego była o tym mowa, ale wolała się upewnić. Podejrzany podobno СКАЧАТЬ