Название: Wędrująca Ziemia
Автор: Cixin Liu
Издательство: PDW
Жанр: Историческая фантастика
Серия: s-f
isbn: 9788381887960
isbn:
– Nasz syn wyjeżdża. Zabiłoby cię przybranie dobrej miny? – złajała go mama. Spotkawszy się z kamiennym milczeniem, dodała: – Stać cię na wybudowanie dla niego domu i znalezienie mu żony?
– A więc idź! Na wschód czy na zachód, wszyscy w końcu odchodzą! Lepiej bym wyszedł na wychowaniu gromadki szczeniąt! – krzyknął tata, nie patrząc na syna.
Shui spojrzał na wioskę, w której się urodził i wychował. Nękani ustawiczną suszą mieszkańcy ledwie wiązali koniec z końcem, korzystając z odrobiny deszczówki, którą udało się im zgromadzić w zbiornikach. Rodzice Shuiego nie mieli pieniędzy na budowę cementowego zbiornika, musieli się więc zadowolić wykopanym w ziemi. W gorące dni woda cuchnęła. W minionych latach tę stęchłą wodę można było bezpiecznie pić po przegotowaniu, tyle że była trochę kwaśna i gorzka. Jednak tego lata nawet przegotowana wywoływała u nich biegunkę. Od lekarza wojskowego usłyszeli, że może się do niej przedostawać z gruntu jakiś toksyczny minerał.
Rzuciwszy po raz ostatni okiem na ojca, Shui odwrócił się i odszedł. Nie oglądał się za siebie. Nie spodziewał się, że ojciec odprowadza go wzrokiem. Kiedy ojca ogarniał smutek, siedział godzinami w kucki ze swoją fajką, bez ruchu, jakby stał się grudą zeschniętego błota na żółtej ziemi. Ale Shui wyraźnie widział jego twarz, a może lepiej byłoby powiedzieć, że po niej stąpał. Wokół rozciągały się północno-zachodnie Chiny, bezmiar pomarszczonej ochry, pobrużdżony pęknięciami i szczelinami wywołanymi erozją. Czy twarz rolnika różniła się od tego krajobrazu? Drzewa, ziemia, domy, ludzie – wszystko było poczerniałe, pożółkłe, pomarszczone. Nie widział oczu w tej ciągnącej się po horyzont twarzy, ale czuł, że tam są i patrzą w niebo. W młodości w tych oczach widać było pragnienie deszczu, w podeszłym wieku stawały się szkliste.
Prawdę mówiąc, ta ogromna twarz zawsze była bez wyrazu. Shui nie wierzył, że kiedykolwiek była młoda.
Nagle powiał wiatr i drogę spowił żółty kurz. Shui szedł nią, krocząc ku nowemu życiu. Ta droga miała go doprowadzić do miejsc, jakie nie pojawiały się w jego najśmielszych marzeniach.
Cel życiowy nr 1:
Napić się wody, która nie jest gorzka, zarobić trochę pieniędzy
– Och, ile tu świateł!
Kiedy Shui dotarł do skupiska wielu nielegalnych szybów i pieców, które tworzyły osiedle górnicze, zapadła już noc.
– Tu? Coś ty! W mieście to dopiero jest dużo świateł – powiedział Guo Qiang, który wyszedł mu na spotkanie. Guo pochodził z tej samej wioski, ale wyjechał z niej wiele lat temu.
Shui ruszył za nim do hotelu robotniczego, gdzie miał przenocować. Przy kolacji odkrył z przyjemnością, że woda ma miły, słodki smak. Guo wyjaśnił mu, że na osiedlu wywiercono głęboką studnię, więc to naturalne, że woda jest dobra.
– Ale jedź do miasta – dodał. – Tam mają naprawdę smaczną wodę!
Przed pójściem spać Guo dał Shuiemu mały węzełek, którego miał użyć jako poduszki. Shui rozwiązał go i zobaczył okrągłe laski owinięte czarnym plastikiem. Rozerwawszy plastik, przekonał się, że laski są żółtawe jak mydło.
– Dynamit – mruknął Guo, po czym zwinął się w kłębek i zaczął chrapać.
Shui zauważył, że pod głową ma taką samą „poduszkę”. Pod łóżkiem leżał stos dynamitu, a nad jego głową dyndała wiązka lontów. Później Shui się dowiedział, że w hotelu było dość dynamitu, żeby wysadzić całe osiedle w powietrze. Guo był strzałowym w kopalni.
Praca w kopalni była ciężka i męcząca. Shui biegał tam i z powrotem, kopiąc węgiel, ciągnąc wózki, stawiając stemple i wykonując różne inne dziwne prace. Pod koniec każdego dnia był śmiertelnie wyczerpany. Ale w dzieciństwie przywykł do trudów i się ich nie bał. Przerażały go tylko warunki panujące w kopalni. Zjeżdżając, czuł się, jakby zagłębiał się w ciemnym mrowisku. Początkowo miał wrażenie, że to koszmar na jawie, ale z czasem do tego też przywykł. Pracował na akord i co miesiąc mógł zarobić sto pięćdziesiąt juanów. Kiedy dobrze mu szło, wyciągał nawet dwieście. Był z tego całkowicie zadowolony.
Ale najbardziej zadowolony był z wody. Po pierwszym dniu pracy był cały czarny od pyłu węglowego, więc poszedł z innymi do łaźni. Wszedłszy tam, patrzył, jak czerpią miskami wodę z dużego basenu. Potem polewali się nią od głów do stóp, a ona ściekała z nich i płynęła czarnymi strużkami po ziemi. Był zdumiony. „O matko, jak mogą marnować taką słodką wodę?” – myślał. W jego oczach to właśnie ta świeża, słodka woda sprawiała, że ten pokryty czarnym pyłem świat był taki piękny.
Jednak Guo cały czas go namawiał, żeby przeniósł się do miasta. On sam tam wcześniej pracował, ale ponieważ ukradł coś z placu budowy, gdzie był zatrudniony jako robotnik, zakwalifikowano go jako włóczęgę i odesłano do miejsca stałego pobytu. Zapewniał Shuiego, że w mieście zarobi więcej. Poza tym nie musiałby się zaharowywać na śmierć jak w kopalni.
Shui się wahał, ale kiedy tak walczył ze sobą, nie mogąc podjąć ostatecznej decyzji, Guo przydarzył się wypadek w pracy. W ręku eksplodował mu niewypał – laska dynamitu, którą wyjmował ze ściany. Musiano go wynieść z szybu. Całe ciało miał usiane odłamkami skał. Zanim umarł, odwrócił głowę do Shuiego i wyrzęził:
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.