Название: Czy mogę mówić ci mamo
Автор: Agata Komorowska
Издательство: PDW
Жанр: Современная зарубежная литература
isbn: 9788381775281
isbn:
Sprawa Michała toczyła się teraz bardzo szybko. Codziennie dzwoniłam do sądu, żeby popychać sprawę dalej. Panie w wydziale rodzinnym i nieletnich poznawały mnie już po głosie. Brakowało jeszcze tylko opinii kuratora sądowego, który z kolei miał być przysłany przez mój sąd rejonowy. Niestety, ten milczał. Zaczęłam więc i tam wydzwaniać. W końcu połączono mnie z niezwykle sympatyczną panią kurator, która w następnym tygodniu szła na urlop. Znowu przedstawiłam swoją sprawę i błagałam o jak najszybszy termin. Umówiłyśmy się następnego dnia.
Przez całą noc pucowałam mieszkanie. Rano ledwo widziałam na oczy, ale adrenalina i kufel kawy zrobiły swoje. Miałam duszę na ramieniu. Kiedyś strasznie się bałam, że dostanę kuratora z powodu rozwodu, teraz sama zaprosiłam go, a raczej ją, do mojego domu. Życie to kabaret.
Wszystkie dzieci musiały być w czasie wizyty w domu. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, podskoczyliśmy jak oparzeni. Spodziewałam się starszej pani o srogim spojrzeniu. Tymczasem w drzwiach stała młoda, ładna, zadbana i modnie ubrana kobieta. Pani kurator weszła, rozejrzała się po pokojach i nawet nie wstąpiła do łazienki, którą wypolerowałam na błysk. Potem wypełniła kilka druczków i zapytała, gdzie kupiłam meble, bo właśnie wykańcza mieszkanie, a moje wnętrza bardzo jej się podobają. Od słowa do słowa, i przed wyjściem dostałam od niej przepis na pierogi oraz obietnicę, że przed urlopem wystawi opinię. Oczywiście pozytywną. Żeby sprawę przyspieszyć, opinia miała zostać wysłana do sądu faksem w najbliższy poniedziałek.
Odczekałam do wtorku i zadzwoniłam do otwockiego sądu z zapytaniem, czy dokument dotarł. Niestety, nie dotarł. W środę też nie. I w czwartek również nie. Zadzwoniłam więc do mojego sądu rejonowego, który nie miał bladego pojęcia, o czym mówię. Przełączano mnie z biurka na biurko, musiałam kilka razy oddzwaniać. W końcu okazało się, że opinia była, ale się zmyła. Nikt nie wie, gdzie jest i w jaki sposób wyparowała. Miałam wrażenie, że żyję w jakimś matriksie, i w pewnym momencie zaczęłam marzyć o tym, żeby zabrali mnie do szpitala psychiatrycznego i obudzili z tego koszmarnego snu.
W sądzie zrobiło się poruszenie, ktoś nawet chciał wydrukować opinię po raz drugi, ale komputer pani kurator był zabezpieczony hasłem. Jedyną osobą, która mogła coś wskórać, była ona sama. Ponieważ miałam do niej numer telefonu, to w akcie desperacji wysłałam SMS-a. Byłam gotowa na odmowę, a w najlepszym wypadku na milczenie. Przecież była na urlopie. Tymczasem magiczna passa cudów trwała. Kochana kobieta mimo urlopu pojechała do pracy, wydrukowała opinię i osobiście wysłała ją faksem do Otwocka! Uwierzycie? Nie, pewnie nie wierzycie, ja też nie mogłam w to uwierzyć. Oczywiście następnego dnia zadzwoniłam do sądu, żeby się upewnić. Dobrze mnie już tam znali i nie musiałam nawet pytać, by dostać odpowiedź, że tak, opinia do nich dotarła.
Rozdział 9
Dziewczyna
Ada i Krystian pojechali na pierwszą część wakacji do taty. Aleks jak co roku poleciał na miesiąc do moich rodziców do Kanady. Ja załatwiałam kolonie Michała. Miał wyjechać ósmego lipca. Musiałam kupić mu trochę ciuchów, wymienić pieniądze i wypełnić dokumenty. Od strony domu dziecka sprawy załatwialiśmy za pośrednictwem pani Ewy.
Wyjazd był o piątej rano z Dworca Wschodniego. Zaproponowałam, że zawiozę również tego drugiego chłopca, bo o tej porze żadnym autobusem nie da się tam dojechać. Dom dziecka sobie tego nie życzył, ale zgodził się, żeby Michał u nas nocował. Wyjechaliśmy z domu o czwartej trzydzieści rano. Michał był podekscytowany i bardzo szczęśliwy, a ja cieszyłam się jego szczęściem. W pociągu zgubił legitymację szkolną. Opiekun zapłacił karę za niewłaściwy bilet. Musiałam szybko wyrobić nową, ale nie miałam zdjęcia Michała. Znowu nieoceniona pani Ewa przyszła z pomocą. Nowa legitymacja została wyrobiona, wniosek o zwrot pieniędzy złożony, a skan legitymacji wysłany mailem do opiekuna.
Michał prawie codziennie pisał z kolonii. Miał trochę konfliktów z wychowawcą. Zauważyłam, że zawsze rzuca opiekunom wyzwanie. Usiłuje się z nimi zmierzyć i ich pokonać. Zastanawiałam się, z czego to wynika. Miałam doświadczyć jeszcze wielu takich lub bardziej drastycznych sytuacji związanych ze stosunkiem Michała do autorytetów.
Michał wrócił zadowolony i zakochany po uszy. Tęsknił za swoją miłością i strasznie cierpiał z tego powodu. Codziennie do mnie przyjeżdżał, spędzaliśmy razem dużo czasu, codziennie pisaliśmy na Messengerze. Ponieważ nie było Ady, Krystiana i Aleksa, całą uwagę mogłam poświęcić jemu. Kończyłam wtedy moją pierwszą książkę. Pisałam książkę i pisałam z Michałem. Któregoś dnia przysłał mi wiadomość:
„Nie mam na nic ochoty dzisiaj, ciociu”.
„Masz dzisiaj dzień smutków?”. Przerwałam stukanie w klawiaturę i skupiłam się na tym, co pisze Michał.
„Tęsknię strasznie za Anią”.
Jeśli wszystko ułoży się po mojej myśli, to w sierpniu planowałam zabranie całej czwórki w podróż od Kołobrzegu, przez Poznań i Wrocław, po Beskidy. Pomyślałam, że możemy również odwiedzić tę jego wielką miłość.
„Michał, możemy odwiedzić Anię, jak będziemy podróżować w sierpniu” – próbowałam pocieszyć zakochanego smutasa.
„Wydaje mi się, że to trochę bez sensu, bo potem będę jeszcze bardziej za nią tęsknił” – popadał w depresyjny ton.
„A w ubiegłym roku też byliście razem?”. Zamieszałam zimną kawę w kubku i wstawiłam do mikrofalówki.
„Tak, i nawet po koloniach pojechałem z kolegą z domu dziecka do niej pod namiot. Teraz jeszcze bardziej za nią tęsknię niż wtedy”.
Byłam zaskoczona szczerością i otwartością Michała. Nie chciałam go spłoszyć.
„W sierpniu będziemy bardzo niedaleko. Jak chcesz, to możemy do niej podjechać. Zastanów się nad tym”. Nigdy nie bagatelizuję problemów i uczuć dzieci, bez względu na ich wiek. Wiem, że to, co czują, jest dla nich najważniejsze na świecie. Być może z perspektywy dorosłego taki romans to głupota, drobny epizod, ale pamiętam, jak przeżywałam moje pierwsze perypetie miłosne. Były to wtedy sprawy życia i śmierci. Dlatego starałam się pomóc Michałowi, jak tylko potrafiłam. Sprawdziłam nawigację i odpisałam: „Będziemy od niej jakieś półtorej godziny drogi. Możemy podjechać”.
„To bez sensu – odpisał. – Jechać półtorej godziny, a zobaczę ją na trzydzieści minut i potem będzie to samo”. Czułam jego rezygnację.
„Pewnie masz rację. Wiem, że to może zabrzmieć głupio, ale spotkasz jeszcze wiele dziewczyn”. To było faktycznie głupie, ale nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy. W momencie, kiedy to pisałam, przebiegałam pamięcią po moich pierwszych miłościach i intensywności tych uczuć. Budowałam na nich całe swoje życie. Dystans i mądrość przyszły z czasem. Teraz Michał nie był gotowy na takie brednie dorosłego człowieka.
„Ale w tym rzecz, że ja nie chcę nikogo innego. Rok temu myślałem, że po jakimś czasie będzie wszystko dobrze, a potem znowu ją zobaczyłem i wiem, że nie chcę żadnej innej dziewczyny”.
„Bardzo bym chciała Ci ją jakoś wyczarować, ale chyba nie mam takiej СКАЧАТЬ