Guła: – Latem 1988 roku mieliśmy zjazd w Suskowoli, u kumpla z Praffdaty, malarza Jerzego Czuraja; ze czterdzieści, pięćdziesiąt osób przyjechało. Partia Radykalna jako pierwsza miała w swym statucie zjednoczenie Europy. W logo mieli Gandhiego i gwiazdki, które przeszły na flagę Unii, byli też za legalizacją trawki i związków jednopłciowych. Wolnościowa partia. Do dziś mam jej legitymację. Przez rok Włosi wynajmowali nawet kawalerkę w centrum Warszawy jako biuro partii, ale jedyna konkretna aktywność radykałów, którą sobie przypominam, to był udział w tygodniowej głodówce pod ambasadą Chin po masakrze na placu Tian’anmen. Założyliśmy tam miasteczko razem z wipowcami, anarchistami i PPS-em Ikonowicza. Przyjechała do nas Joan Baez.
Podczas wyborów prezydenckich jesienią 1990 Guła pomagał w kampanii Tadeusza Mazowieckiego i wprowadził do niej nowy element: malowanie sprayem szablonów na miejskich murach, co do tej pory było domeną ruchów alternatywnych.
Wykonany przez Pawła „Konja” Konnaka plakat Placu Wymiany Pozytywnej, zawierający spis postulatów radykalnej młodzieży
Archiwum Pawła „Konja” Konnaka
– To była akcja szkalowania Lecha Wałęsy. Powstała masa szablonów typu „Lech Wałęsa – kupa mięsa”. Przy tej okazji poznałem pierwszych polskich grafficiarzy, a właściwie szablonowców, bo hiphopowi grafficiarze pojawili się ładnych parę lat później. Wtedy była inna technika, robiło się szablony, które w zasadzie zniknęły z murów z początkiem XXI wieku. A zajmowała się tym grupa zaangażowanych społecznie małolatów powiązanych z WiP-em, Międzymiastówką Anarchistyczną czy Pomarańczową Alternatywą. Wykonywali szablony antywojskowe, antyklerykalne, przeciwko elektrowni atomowej w Żarnowcu, satyry komentujące bieżącą rzeczywistość. Liczył się przekaz, a nie walory artystyczne, na tym ta fala polegała i to ją różniło od kolejnej.
Trzeba też przywołać listę happeningów, które odpaliła w samym centrum Łodzi Galeria Działań Maniakalnych. Pod tą nazwą kryła się łódzka odnoga Pomarańczowej Alternatywy, w 1989 roku działająca o wiele aktywniej niż macierzysty wrocławski ruch. Rewolucja Krasnoludków, która tak skutecznie podkopywała system śmiechem, w wolnej Polsce powoli wygasała, wódz Pomarańczowej Alternatywy Major Fydrych wystartował do senatu i rozpoczął kampanię wyborczą. Tymczasem 15 lutego 1989 roku na ulicach Łodzi podczas happeningu Wszystko jest jasne malowano białe plamy w podręcznikach do historii, 24 lutego odbyło się Bicie piany przy Okrągłym Stole (grupa młodych ludzi ze znaczkami PZPR i „Solidarności” dosłownie ubijała jajka przy stolikach ustawionych w kręgu), 21 marca zorganizowano Rajd szlakiem rzuconych legitymacji partyjnych, a wreszcie 21 kwietnia – Klepanie biedy. O tym ostatnim opowiadał Krzysztof Skiba w Artystach, wariatach, anarchistach:
Osobnicy w strojach kloszardów za pomocą starych lasek, dziurawych parasoli oraz wielkich drewnianych chochli do zupy rozpoczęli zbiorowe klepanie biedy. Pojawił się też człowiek przebrany za kiszki, które grały na werblu marsza. Spauperyzowany inteligent popełnił harakiri za pomocą kaszanki. Transparent z napisem „Reforma nadzieją na lepszą biedę” dopełnił całości kompozycji.
W maju miały miejsce wystąpienia antywojenne, a w czerwcu wyjazd na koncert wspierający kampanię Majora, połączony z kolportażem listów gończych z wizerunkiem Wojciecha Jaruzelskiego. Ostatnią akcję, Rząd struga wariata, Skiba wspomina w swojej autobiograficznej książce Skiba. Ciągle na wolności:
Ostatni happening odbywa się w marcu 1990 roku, gdy premierem jest Tadeusz Mazowiecki. Ludzie nagle zaczynają handlować na chodnikach czym tylko się da. Tym razem nie rzucamy ulotek i nie wznosimy okrzyków. Wtapiamy się bezszelestnie w rzeczywistość uliczną. Na Piotrkowskiej pojawia się człowiek w garniturze. Z teczki wyciąga kijek i nóż i zaczyna strugać. Po chwili pojawia się następny i robi to samo. I jeszcze jeden. W sumie jest siedem osób. Wszyscy wyglądamy jak delegacja rządowa. Na końcu pojawia się człowiek z transparentem „Rząd struga wariata”.
Krzysztof Skiba był głównym prowodyrem tych działań. Jako trójmiejski licealista współtworzył Ruch Społeczeństwa Alternatywnego, który wyłamywał się z podziału: solidarnościowa opozycja kontra komuna, będąc równie krytycznym wobec obu opcji. Gdy Skiba przyjechał do Łodzi, by studiować kulturoznawstwo, stał się liderem Galerii Działań Maniakalnych, a potem, w 1990 roku, pojawił się w roli frontmana zespołu Big Cyc.
W Artystach, wariatach, anarchistach Skiba pisze też o relacjach rozpolitykowanego RSA ze zwariowanymi, transgresyjnymi performerami z Totartu:
Dzięki Totartowi RSA stało się bardziej luźne i mniej solidarnościowo sztywne i opozycyjne. Nabraliśmy większego dystansu do świata i potrzebnej jak powietrze autoironii. Dzięki RSA Totart był bardziej bezkompromisowy politycznie. Wszyscy chodziliśmy na imprezy i happeningi Totartu, które przekraczały bariery w sposób do tej pory nam nieznany.
Nie może więc dziwić, że to ekipa Totartu, ze szczególnym uwzględnieniem frakcji plastycznej Yo Als Jetzt w postaci duetu Andrzej Awsiej i Joanna Kabala, organizowała Plac Wymiany Pozytywnej. Na tle legendarnych działań grupy z lat osiemdziesiątych ta impreza wypadła jednak blado. Najwyraźniej społeczeństwo nie było jeszcze gotowe na Hyde Park, więc artyści zachęcali je własnym przykładem. Konferansjerami-wodzirejami byli Zbigniew Sajnóg i Konjo. Mikrofon na scenie udostępniono wszystkim chętnym, ale chętni byli głównie twórcy z totartowskiej grupy poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka. Również ustawione obok sceny ekrany z powierzchnią do malowania nie przyciągnęły tłumu przechodniów. Najważniejszy użytek z mikrofonu zrobili przedstawiciele Związku Ukraińskiej Młodzieży Niezależnej, odczytując apel o wprowadzenie nauki języka ukraińskiego w radiu i telewizji. A do tego pod sceną odbywał się kiermasz wydawnictw „trzeciego obiegu”. Trzeciego, bo pierwszy stanowiła reżimowa prasa, a drugi podziemne wydawnictwa opozycji politycznej. Do trzeciego wliczały się okołomuzyczne, anarchistyczne oraz ekologiczne ziny, odbijane na powielaczach przez pasjonatów w całej Polsce, takie jak „Homek”, „QQRYQ”, „Pasażer”.
Akcja zapowiadana jako otwarcie Placu nie miała kontynuacji, co mówi samo za siebie. Jej najciekawszym elementem były koncerty, które tego dnia zagrali Szelest Spadających Papierków, Miłość (jeszcze bez Możdżera, za to z Jerzym Mazzollem), DDA (Der Danziger Arsambl), czyli muzyczna frakcja Totartu, Left Beat oraz Usta.
Wspomina Sławek „Ozi” Żamojda, jedyny muzyk Szelestu Spadających Papierków obecny we wszystkich wcieleniach formacji: – Koncert odbył się przy okazji programu Totartu, a ich program zawsze był nasycony; wygłaszali manifesty połączone z pompowaniem pojęć takich jak „przestrzeń”, „integracja”, „wymiana”, „kierunki przepływu energii”, dość hermetycznych dla zwykłych zjadaczy chleba. Przyszło trochę osób, posłuchało, impreza się skończyła; bez koczowania, okupacji placu, palenia ognisk. Plac Wymiany Pozytywnej to nie była masowa akcja, to nie była manifestacja poglądów pozytywnych, już raczej prowokacja. Jeszcze krążyło widmo cenzury, wciąż obowiązywało prawo z czasów komuny, a tu koncert pod okiem aparatu kontroli, na widoku. Brała się z tego szczególna energia, bo plac 1 Maja, na którym to wszystko się odbywało, leżał naprzeciw komendy wojewódzkiej milicji. Dziś tam jest dworzec kolejowy Śródmieście, pociągi stamtąd odjeżdżają. Istotne było też to, że zaczęto do nas podchodzić poważnie; o tym koncercie rozmawialiśmy na poziomie miasta i musieli nas traktować jako partnerów, a nie jak zbieraninę studenciaków i degeneratów.
Pochodzące z tego СКАЧАТЬ