Dom Radziwiłłów. Stanisław Cat-Mackiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dom Radziwiłłów - Stanisław Cat-Mackiewicz страница 7

Название: Dom Radziwiłłów

Автор: Stanisław Cat-Mackiewicz

Издательство: PDW

Жанр: Документальная литература

Серия: Pisma Wybrane

isbn: 9788324218806

isbn:

СКАЧАТЬ po polsku. Czurlanis ma w Kownie własne muzeum. Zwiedzam je i cóż? Na jednym z obrazów Czurlanisa, malowanym w roku 1907, widzę wyraz: „Zachód”, tak jest, cynicznie dużymi literami wyraz: „Zachód”, bez żadnej wątpliwości po polsku.

      Moi rodzice spoczywają na cmentarzach wileńskich, moi dziadkowie i pradziadkowie koło Puszczy Bersztańskiej, w sercu terytorium pomiędzy Wilnem i Kownem. Znam więc te stosunki. Wiem, jak dalece spór pomiędzy Litwinami a Polakami litewskimi ma charakter sporu rodzinnego. Jak jest w nim uczucie podobne czasem do nienawiści i jak się nagle odmienić może. Gdyśmy rozbici, pobici opuszczali w tym koszmarnym wrześniu 1939 roku Wilno i przyjechali na Litwę, Litwini przyjęli nas nie tylko gościnnie, przyjęli nas całym sercem, delikatnie, troskliwie, uprzejmie; rozumiejąc nasz wstyd i upokorzenie, taktownie; przyjęli nas, każdym pocieszając słowem. Kobiety litewskie wynosiły mleko na drogi, którymi się cofali żołnierze polscy; uprzejmie, delikatnie, odmawiając zapłaty, karmili, zapraszali, gościli. Niezwykła dobroć, serdeczność, czułość i rzewność ogarniała ich wobec nas. To tak jak u sąsiada, z którym się jest w niezgodzie, dom się pali i małe dzieci pogorzelca we własny dom się przyjmie.

      Ludność polska na Litwie była przecież albo litewskiego, albo białoruskiego pochodzenia, pomieszana z ludnością Polski rdzennej. Ale miała w sobie tę zawziętość i upór, charakteryzujące Litwinów. Mogę tu opowiedzieć dwie anegdoty z mego życia. Jedna z nich jest groteskowa, druga patetyczna.

      Do administracji gazety, którą wydawałem, przychodzi zaperzony jegomość. Pokazuje duże ogłoszenie o swoim sklepie, które dużo kosztowało, i powiada:

      – Co to znaczy? Ja was do sądu podam.

      – O co chodzi? – Umieścił pan ogłoszenie i za nie zapłacił, i myśmy wydrukowali.

      – To nie ja nadałem, to mój konkurent. Czy nie widzieliście, co on tam napisał?

      Istotnie, pod nazwiskiem i adresem sklepu zacnego kupca znalazła się w ogłoszeniu adnotacja: „sklep litewski”. Złośliwość konkurenta chciała mu popsuć interesy przed samą Wielkanocą.

      Druga anegdota jest, jak powiedziałem, patetyczna.

      Hotel w Kownie został przejęty przez państwo. Był tam stary służący, służył kilkadziesiąt lat, dostał wymówienie, bo nie mówił ani słowa po litewsku. Pewien warszawista, czułego serca, korespondent „Gazety Polskiej” w Kownie, ulitował się nad losem starca, poszedł do dyrekcji hotelu w jego sprawie.

      – Nam samym jest przykro – powiada dyrekcja. – Istotnie człowiek tu służył kilkadziesiąt lat. Ale pan rozumie, jesteśmy hotelem państwowym, reprezentacyjnym, przyjeżdżają tu dyplomaci, posłowie obcy, a on tylko po polsku i po polsku. Niech go pan namówi, żeby się nauczył kilku słów najprostszych po litewsku: cena pokoju, mydło, śniadanie, obiad, dzień dobry, do widzenia – no, kilka słów najprostszych, a my go zostawimy.

      Uradowany warszawista idzie do starego.

      – A, nie może to być.

      – Dlaczego, cóż znowu? Mój Boże, ja sam was nauczę tych kilku słów, zobaczycie, że to nie tak trudno.

      – Jak ja mogę się trochę po litewsku nauczyć, kiedy ja doskonale po litewsku mówię.

      Stary po prostu nie chciał inaczej mówić niż po polsku i dostał dymisję.

      Ale Polacy litewskiego pochodzenia nie tylko byli zawzięci. Mieli także większe zdolności polityczne niż inni Polacy. Oto piszę pracę o dziejach Europy pomiędzy latami 1900 a 1914. W Austrii wtedy rządzili Polacy, czasami gabinety austriackie miały większość ministrów polskich. W czasach, które opisuję, ministrem austro-węgierskiego państwa był Polak, Agenor hrabia Gołuchowski. I oto, będąc ministrem, nie potrafił nic zrobić dla Polski jako całości, dla programu odzyskania niepodległości państwa polskiego. Po prostu nie miał w tej dziedzinie chociażby szczątku programu, żadnej koncepcji. I oto ten program, tę koncepcję stworzyli, wysunęli, realizowali i zrealizowali dwaj przebywający w Krakowie biedacy z Litwy: Józef Piłsudski i Władysław Studnicki.

      Na zakończenie tego podrozdziału o czwartym, nacjonalistycznym znaczeniu wyrazu Litwin dodać muszę, że Litwini w swej niepodległej republice, istniejącej między dwoma wojnami, szanowali tradycje wielkiego imienia Radziwiłłów. Nawet swój reprezentacyjny pułk huzarów nazwali pułkiem imienia księcia Janusza Radziwiłła.

      Radziwiłłowie XV wieku

      Cofnijmy się jeszcze o sto lat od unii horodelskiej, do czasów, kiedy w miejscowości Werki, w głębi lasu, na gałęziach drzew, znaleziony został mały Lizdejko przez wielkiego księcia Witenesa. Zapamiętajmy nazwę Werki, oznaczającą po litewsku płacz.

      Lizdejko miał według niesprawdzonych wiadomości dożyć stu lat i przeżyć chrzest Litwy. Jakież były uczucia byłego arcykapłana ostatniej wielkiej w Europie organizacji pogańskiej, kiedy dowiadywał się, że rąbano święte dęby, zalewano ognie wiecznie płonące i że lud jego i jego wnuki przyjmowali religię chrześcijańską, którą przez całe życie zwalczał, że kończyły się piękne obrzędy pogańskie, które się tak długo pod jego kierownictwem odbywały. Jednym z takich kultów było słuchanie słowików na wiosnę. Jakie były szczegóły tego kultu, jakie przy tym obserwowano ceremonie, dziś już o tym nie wiemy, lecz jeszcze Jagiełło, pierwszy król Polski z domu Giedymina, chrześcijanin od 1386 roku, umiera w roku 1434, ponieważ się przeziębił, słuchając słowików. Długosz mu zgryźliwie i złośliwie wypomina, że pogańskie gusła odprawiał. Jagiełło wiele lat był chrześcijaninem, lecz po kryjomu, od swego dworu, od wszystkich, sprawował swoje obrzędy pogańskie.

      Miejscowość Werki, w której znaleziony był Lizdejko, długo pozostawała w radziwiłłowskich rękach. Albrycht I Radziwiłł, biskup wileński, umarł w 1519 roku w Werkach. Dopiero w XIX wieku Werki z rąk Radziwiłłów przeszły drogą dziedzictwa do rąk książąt niemieckich Hohenlohe. Kanclerz niemiecki Hohenlohe długo opisuje Werki w swoich wspomnieniach, na co się powołuje jego następca na stanowisku kanclerza, Bernard Bülow, jak zresztą zawsze w sposób niechlujny i niedokładny.