Название: Dość
Автор: Dorota Sumińska
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
isbn: 9788308071724
isbn:
Dane bilansowe GUS dotyczące spożycia mięsa, podrobów i przetworów mięsnych wskazują, że przeciętny Polak zjadł w roku 2018 ponad 80 kg mięsa. Ponad połowę z tego stanowiło mięso powstałe w wyniku uboju świń, a mniej niż 4% mięso pochodzące z zabitych krów, byków i cieląt.
MOTYL
NA CZTERECH KOPYTACH
Podobno trzy najpiękniejsze obrazy to koń w galopie, kobieta w tańcu i żaglowiec pod pełnymi żaglami. Skoro tak uważamy, jak to możliwe, że to właśnie koń stał się wieloużytkowym niewolnikiem, wykorzystywanym i dręczonym na niezliczoną ilość sposobów? Historia jego udomowienia jest równie tragiczna co historia udomowienia krowy.
Tak jak my, ludzie, koń jest ssakiem, społecznym kręgowcem. Jednak jego wrażliwość, zarówno psychiczna, jak i fizyczna, daje się porównać tylko z istotą obdartą ze skóry. To dlatego tak łatwo zniszczyć końską psychikę, a potem powiedzieć, że koń się „znarowił”, i tak trudno leczyć końskie dolegliwości cielesne, by na koniec stwierdzić, że „padł”.
Jestem koniem.
Co to znaczy? Zależy, kto pyta. Jeździec, dorożkarz, góral z Zakopanego czy może smakosz końskiego mięsa?
Ja koń, ja klacz ponad wszystko pragnę otwartej przestrzeni przemykającej pod kopytami mojej rodziny. Spokojnych pastwisk, czystej wody, czułości przyjaciół i, powtórzę, przestrzeni przemykającej pod naszymi kopytami. Zarośli, które ochronią nas przed deszczem, śniegiem i wiatrem, i jeszcze raz przestrzeni przemykającej pod naszymi kopytami... Ale urodziłam się w śmierdzącej stajni. Moja mama była tak zastraszona, że kiedy tylko widziała człowieka, pociła się i robiła kupę.
Zrozumiałam dlaczego tego dnia, gdy człowiek wepchnął mi do ust wędzidło.
Bił mnie, gdy walczyłam z uprzężą i dyszlem. Potem wzięłam przykład z mamy i godziłam się na wszystko. Widziałam często moich braci w podobnej sytuacji, ale żaden nie patrzył mi w oczy. Byliśmy jak maszyny. Ciągnęliśmy ciężkie wozy latem, a sanie zimą. Wsiadały do nich tysiące ludzi. Aż pewnego dnia nie dałam rady. Wywróciłam się i złamałam nogę. Tego dnia dowiedziałam się, że może być jeszcze gorzej. Zawieźli mnie do piekła. Śmierdziało gorzej niż nasza stajnia. Bólem, strachem i krwią. Noga bolała potwornie, a mimo to próbowałam uciec. Wzywałam pomocy, ale jakiś człowiek uderzył mnie czymś w głowę i w jednej chwili ból ustał. Poczułam się lekka jak piórko i wreszcie wolna.
Największą krzywdą wynikającą z udomowienia jest dla konia odebranie wolności w wyborze „kierunku cwału”. Koń od początku miał być siłą pociągową i nośną. Przy okazji sprawdzał się jako wsad do garnka. Brał udział w nie swoich wojnach, orał cudzą ziemię, ciągnął ciężary ponad swoje możliwości, zbierał cięgi bata, gryzł wędzidło, dusił go popręg, dźgały ostrogi i szpicruta.
A człowiek wciąż mówił, że kocha konie.
Są wyjątki, opiekunowie, którzy stawiali koniom pomniki i wprowadzali żałobę po śmierci ukochanego wierzchowca. Czy jednak choć w minimalnym stopniu zmieniło to los koni? Nie. Dziś za niektóre płaci się miliony, są i takie, które za znacznie mniejsze pieniądze kończą w rzeźni. Te „ukochane”, gdy złamią nogę, giną z kulą w czaszce, a te „smaczne” nie muszą nic łamać, by znaleźć się na talerzu lub zostać przemielone na mączkę mięsno-kostną.
Nim jednak się to stanie, najpierw muszą przeżyć transport do rzeźni. Bywa, że wielodniowy. Podczas podróży też łamią nogi, ale na szczęście żyją, więc mięso będzie dobre, bo skrwawione.
Koń to potężny i wytrwały „motyl” na czterech kopytach. Ma niezwykle silne poczucie godności własnej. Zniewolenie konia polega na odebraniu mu tej godności. To wówczas przestaje być koniem, a staje się maszyną pozwalającą sobą powodować. Dobry koń to, jak i pies, posłuszny koń. Do dziś są tacy „spece” od koni, którzy twierdzą, że konia trzeba „złamać” (to samo robi się ze słoniątkami w Azji). Na czym to polega? Na torturowaniu tak długo, aż wola walki osłabnie, a torturowany zrobi wszystko, co mu każą.
Czy czegoś to nie przypomina?
Według danych GUS w rzeźniach na terenie Polski zabito w 2018 roku prawie 24 tys. koni. Oznacza to, że koń był zabijany gdzieś w naszym kraju średnio co 22 minuty. Przełożyło się to na 17 tys. ton żywca rzeźnego końskiego (w wadze żywej), 11 tys. ton żywca rzeźnego końskiego w wadze poubojowej ciepłej (w przeliczeniu na mięso i tłuszcze) oraz 7 tys. ton mięsa końskiego w wadze schłodzonej.
Strona internetowa prowadzona przez Polski Związek Hodowców Koni, finansowana ze środków Funduszu Promocji Mięsa Końskiego, podaje, że nawet drugie tyle koni jest co roku wywożonych z Polski na rzeź do krajów Unii Europejskiej. Czytamy, że „Roczny eksport koni rzeźnych szacowany jest na ok. 25–30 tys. sztuk, z czego 95% jest transportowanych do Włoch, natomiast pozostałe 5% – do Francji i Belgii. (...) Rynek włoski woli konie zimnokrwiste i pogrubione w wieku od 2 do 7 lat oraz źrebięta rzeźne w wieku od 6 do 18 miesięcy”.
PREFABRYKAT
DO PRODUKCJI WĘDLIN
Jestem kurą. Jestem gęsią i kaczką.
Co to znaczy?
Kto pyta?
Zacznijmy od kury. Ta fermowa już dawno przestała być kurą. Nie wystarczy, że ma kurze geny. Tak jak w przypadku każdej społecznej istoty najpierw trzeba nauczyć się być: świnią, krową, kozą, człowiekiem i kurą. To, że kura jest ptakiem z rzędu kuraków, niczego nie zmienia. Jest społecznym kręgowcem jak każdy z nas. Już samo przyjście na świat w warunkach hodowlanych kieruje jej egzystencję na bezimienny tor i dewastuje naturalny porządek ptasiego życia. W normalnych okolicznościach jajko spoczywałoby pod ciepłym brzuchem matki-kwoki, a nie w ogromnym inkubatorze obok tysiąca innych jaj. Wysiadująca swoje pociechy kurza mama słyszy ich głosy, gdy chcą się wydostać ze skorupek. One same też się słyszą nawzajem i synchronizują opuszczenie dotychczasowej kryjówki. Mają na dziobkach specjalną narośl, która niczym kilof pozwala im rozbić skorupkę. Doświadczona kwoka pomaga, gdy maluch ma trudności. Ale w wylęgarni mamy nie ma.
Pierwsze, co powinno poczuć, zobaczyć i usłyszeć kurze dziecko, to bliskość mamy. Miliony, setki milionów kurcząt hodowanych w fabrykach śmierci widzą jednak tylko oślepiające światło. I tysiące innych kurcząt, równie przerażonych jak one. Za chwilę wszystkie trafią jak śliwki do wielkich koszy. To, co spotka je potem, zależy od ich przeznaczenia. Jeśli są przewidziane na nioski, sekser sprawdza ich płeć. Bycie małym kogutem oznacza natychmiastowy wyrok śmierci. Wszystko dzieje się taśmowo, a żywe istoty traktowane są jak kartofle. Odrzuca się te „niepełnowartościowe”. Idą na przemiał. Mieli się je żywcem. Przecież to tylko kurczaki, jednodniówki. Kilka gramów życia.
Jeśli mają zapełnić nasze piekarniki, do kosza wrzuca się tylko niepełnosprawne. Pozostałe, zależnie od rodzaju chowu i tuczu, trafiają do większych lub mniejszych pomieszczeń, gdzie jest większe lub mniejsze zagęszczenie i mniej lub więcej światła. Rosną szybko i – nie poznawszy nawet jednego procentu prawdziwej kurzej drogi życiowej СКАЧАТЬ